Na Zachodzie widzimy w tej masakrze czyn wołający o sprawiedliwość, coraz mniej Chińczyków podziela ten pogląd. Obywatele tego kraju nie dopominają się o prawdę, nie próbują rozliczać winnych. Nie powstał żaden poważny ruch społeczny nawiązujący do wydarzeń z 1989 roku.

Reklama

Gdyby milczenie było tylko efektem rządowych represji i propagandy, można by uznać je za typowy odruch obronny społeczeństwa w opresji. Chińczycy wcale jednak tak się nie czują. Przeciwnie. Niedawne badania sondażowe pokazały, że więcej Chińczyków ma poczucie, iż żyje w kraju demokratycznym, niż mieszkańców Korei Południowej i Tajwanu – państw, gdzie panuje demokracja.

Chińska Partia Komunistyczna złożyła społeczeństwu wystarczająco atrakcyjną ofertę, by zapomniało i o Tiananmen, i o demokracji. Opiera się ona – podobnie jak rosyjski putinizm – na założeniu: my pozwalamy wam bogacić się do woli, stwarzamy warunki do rozwoju gospodarczego, gwarantujemy prawo własności, w zamian wy nie kwestionujecie władzy partii. Zgadzacie się, by nie powstawały bez jej wiedzy żadne formy organizowania się społeczeństwa. Zostało to okraszone powrotem do tradycyjnej filozofii harmonii społecznej. Wszystko, co ją zakłóca, jest złe, wszystko, co przywraca – dobre. Efektem tej mieszaniny stał się z jednej strony ciągle wysoki wzrost PKB, mimo ciężkiego kryzysu. Z drugiej zaś pokój wewnętrzny.

Jego częścią składową jest milczenie o Tiananmen. Ówczesna rebelia była całkowitym zaprzeczeniem obowiązującej dziś w Chinach umowy społecznej. Godziła w partię i szykowany przez nią program reform gospodarczych, burzyła wreszcie ład społeczny. Dziś przypominaniem o niej nie są zainteresowane ani władze – co oczywiste, odpowiadają wszak za masakrę – ani społeczeństwo. Rozpamiętywanie buntu staje się poniekąd jego wychwalaniem. Rebelia była zaś zła, podobnie jak jej krwawe stłumienie. Lepiej więc milczeć o tych przykrych wypadkach. Podobnie zresztą nikt w Chinach nie czci rewolucji kulturalnej z lat 60. Choć była dziełem tej samej partii, burzyła uświęcony ład.

Reklama

Nic nie wskazuje na to, by w trzydziestą czy czterdziestą rocznicę studenckiego buntu było inaczej. W Chinach kształtuje się bowiem nowy ustrój społeczny. Partia komunistyczna nie jest już bastionem walki na froncie ideologicznym, ale kastą biurokratyczno-biznesową. Odpowiednikiem dawnych mandarynów. Jej ewolucja zmierza w kierunku akceptowanym i pożądanym przez Chińczyków.Tiananmen nie jest już nikomu potrzebny. Gorzka to prawda, ale studenci zginęli wówczas na próżno.