Konflikt na linii Zbigniew Ziobro - Jarosław Kaczyński jest poważnym problemem, który wybuchł dopiero po zakończeniu kampanii wyborczej. Podskórnie istniał już wcześniej i dla każdego, kto obserwuje politykę był już wcześniej widoczny. Dzisiaj w PiS twardą ręką rządzi jeden człowiek a więc Jarosław Kaczyński, który widziany był do tej pory jak ojciec partii. Tymczasem okazało się, że tzw. „zakon”, a więc grono jego najbliższych współpracowników nie posiada w partii już tak znaczącej siły jaką miało do tej pory.

Reklama

>>>Ziobro będzie milczał. Przez tydzień

Okazało się też w PiS działają także młodzi ludzie, którzy mają ogromny apetyt na władzę i to nie tylko tę państwową, ale również partyjną. W związku z tym, Zbigniew Ziobro niesiony tymi rzeczywiście imponującymi wynikami wyborów jakie uzyskał w Małopolsce stwierdził, że może sobie pozwolić na więcej. Tymczasem w poniedziałek okazało się, że na „aż tak wiele” jak krytykę osób kreujących wizerunek partii w kampanii wyborczej pozwolić sobie nie może. Nie dość, że został upokorzony przez prezesa PiS, który ocenił, że nie znając języków obcych Ziobro będzie w Parlamencie Europejskim posłem czwartej kategorii, to dzisiaj Adam Bielan dołożył mu zapowiadając, że partia nie przewiduje wywalczenia dla niego żadnych funkcji w europarlamencie.

>>>Bielan: Ważne funkcje nie dla Ziobry

Nie sądzę jednak by na tym upokorzeniu i skarceniu Ziobry się skończyło. Wiemy przecież, że jest on politykiem ambitnym, że ma za sobą również pewne grono ludzi i otoczenie, które mu pomoże. Myślę tutaj m.in. o Beacie Kempie, czy Arkadiuszu Mularczyku. Zbigniew Ziobro więc od pewnego czasu konsekwentnie buduje własne zaplecze polityczne. Warto pamiętać, co w ostatnich latach działo się w Krakowie, gdzie od początku istnienia PiS, najbardziej zaufanym liderem był Zbigniew Wasserman, a którego Ziobro po prostu zdeklasował. Dziś ten ostatni rządzi w Krakowie, a Wasserman jest tylko jego akolitą i w gruncie rzeczy nie posiada już większego znaczenia politycznego. Ostatecznie więc Ziobro będzie pewnie chciał więc zagrozić pozycji Jarosława Kaczyńskiego. Choć na razie pokazuje tylko różki i nie ma dostatecznej siły, by zawalczyć o przywództwo w PiS i jest bardzo lojalny wobec swojego prezesa.

Reklama

>>>W PiS podnosi się bunt po wyborach

W związku z tym, że w nadchodzącym roku odbędą się wybory prezydenckie, a rok po nich parlamentarne, kierownictwo PiS i sam prezes Kaczyński powinni się zastanowić na tym, co zrobić by zrealizować własne cele polityczne. Bo pokłóceni i podzieleni nie mają szans na przejęcie władzy w Polsce. Nie wierzę również, by Ziobro konfliktując się dziś z szefem partii podzielił ostatecznie los Ludwika Dorna i został zmuszony do odejścia z PiS. Doskonale rozumie, że poza polityką nie ma co szukać i jedyne co będzie robił, to konsekwentnie budował własne zaplecze polityczne wewnątrz partii, na zewnątrz pozostając jednocześnie bardzo lojalnym wobec jej kierownictwa. Będzie tak do momentu, gdy po klęsce wyborczej Lecha Kaczyńskiego znów będzie trzeba rozliczyć jej winowajców. Tym razem będą to władze Prawa i Sprawiedliwości.