Autorzy, którzy odnieśli się do raportu oraz do mojego tekstu rozpoczynającego dyskusję o politycznym wymiarze raportu „Polska 2030”, stawiają mi liczne zarzuty, jednak zarzuty te nie dotyczą moich tez, lecz są wynikiem ich wyobrażeń lub marzeń na temat polskiego społeczeństwa.

Reklama

Dowiadujemy się zatem (od Ireneusza Krzemińskiego), że „prędzej czy później coraz lepiej wykształceni obywatele zechcą bardziej zdecydowanie poczuć się podmiotem polityki”, od Michała Sutowskiego, że „Indywidualizm polskiego społeczeństwa, który prof. Marcin Król uznaje za pewnik, nie musi stanowić esencjalnego składnika polskości. Doświadczenia ruchów społecznych, zwłaszcza "Solidarności”, pokazują, że to tożsamość polityczna (inna niż czysto narodowa, heroiczno-martyrologiczna) sprzyjać może powstaniu więzi – innych niż tylko bezosobowe relacje podmiotów na rynku czy przypisana nam „z urodzenia” solidarność rodzinna. Zaś od Jana Rokity słyszę, że już nie ma „grona krakowskiego”, czyli stańczyków, którzy byliby w stanie spowodować przemianę duchową Polaków, zaś od wszystkich, że nie lubię demokracji i wyrażam sympatie do autorytaryzmu oraz że zajmuję się raportem z politycznego punktu widzenia, co miałoby stanowić błąd.

Nie wiem, czy Polacy nagle staną się solidarni, a oświecenie ich przerobi na dobrych obywateli, nie umiem myśleć w takich kategoriach „socjologicznych” czy też „utopijnych”. Wiem natomiast, że Polsce za dwadzieścia lat (a zapewne całemu zachodniemu światu) potrzebna będzie zmiana filozofii politycznej, z naiwnie oświeceniowej wizji samoregulującej się demokracji na stanowczy projekt odbudowy demokracji od podstaw. Interesują mnie nowe projekty w zakresie filozofii politycznej, a nie pobożne marzenia lub równie mało twórcze narzekania na to, że mamy do czynienia z kiepskim materiałem politycznym. Tak zapewne jest, ale gdyby – nie daj Boże, żebym się przymierzał do tych tytanów myśli – Machiavelli czy Hobbes poprzestali na żywionym przez nich przekonaniu, że ludzie są marni, politycy chciwi władzy i interesowni, a wszelkie zmiany muszą mieć taki charakter demokratyczny, jak to było w Atenach, to albo byśmy ich poglądów nie znali, albo nie warte byłyby lektury.

Cóż bowiem oznacza konieczność zmian w filozofii politycznej? Tylko i aż tyle, że istniejący system polityczny utracił zdolność do samonaprawy, nie jest zatem gwarantem bezpieczeństwa i wolności, a zatem utracił legitymizację. Czy tak formułując ocenę, nieco przesadzam – naturalnie, ale piszę o procesie, nie o stanie na dzień dzisiejszy, i o projekcie z zakresu filozofii politycznej, a nie na temat obserwacji publicystycznych. Zresztą, gotów jestem radować się z tego, że w Polsce odrodzi się solidarność, a oświeceni obywatele przejmą władzę w swoje ręce i natychmiast do nich dołączę, jak tylko to się zdarzy. Na razie jednak mniemam, że nie ma żadnych powodów sądzić, że tak się stanie, więc proponuję wizję na innym poziomie, a horyzont przesuwam znacznie dalej.

Reklama

Odbudować demokrację można na wiele sposobów, tyle że większość z nich została już w ostatnich dekadach sprawdzona i oceniona negatywnie. Trzeba więc szukać dalej i to czynić zamierzam oraz mam nadzieję, że nie będę w tym osamotniony, że niezbędne – jak słusznie pisze Paweł Śpiewak – centra intelektualne w Polsce zajmą się nie tylko koniecznym badaniem tego, co jest i co było, ale tego, jak będzie lub jak być może. W wielu dziedzinach, ale przede wszystkim w polityce, gdyż od niej zależy los niemal wszystkiego z gospodarką i cywilizacją włącznie.

Jestem przekonany, że współczesny świat trzeba bronić przed nim samym, to znaczy przed utartymi sposobami myślenia i przed przekonaniem, że kryzys minie i wszystko będzie jak dawniej. Jak dawniej, czyli jak kiedy? Przed kryzysem i potem znowu kryzys – przecież to nie jest rozsądna odpowiedź. Nie jestem pewien, czy moja propozycja demokracji budującej silną politykę, demokracji rzeczywiście w tym rozumieniu nie całkiem liberalnej, ale za to znacznie bardziej demokratycznej, jest trafna. I wiem, że wielu taki pomysł się nie podoba albo go nie rozumie, bo za demokrację ma to, co mamy teraz. Ja jednak nie chce obrażać demokracji, do której jestem bardzo przywiązany i nie zestawiam jej z obecnym stanem politycznym.

Jeżeli jednak nie chcemy wrócić do tej samej rzeki (wątpliwe, czy w ogóle możemy), to nie warto zdać się na chaotyczne działania i lepiej pomyśleć, jak zmieniać system polityczny niż na ten temat nie myśleć. Mam wrażenie, podzielane przez niektórych filozofów na świecie – od Johna Graya po Emmanuela Todda – że obecny kryzys jest także, a może przede wszystkim, rezultatem kryzysu intelektualnego, jaki dotknął problematykę polityczności. Demokracja liberalna wydała się nam tak wspaniała, że aż miała stanowić koniec historii. Jeżeli mamy kryzys intelektualny, to znaczy, że trzeba myśleć o polityce, a w tej dziedzinie – jak w wielu innych – bez odwagi i bez ryzyka niczego się nie dokona.