Nie wiem, czy partia Pawlaka przemyślała swoją inicjatywę - akurat jej wyborcy mogą w pani Kasi i bliźniakach M. gustować, ale w końcu ludowcy, łaskawcy, nie zabraniają im grać, a tylko tytułować się.

Reklama

Całą ta inicjatywa ma jedną zaletę - jest tak durna, że niepodobna rozważać ją poważnie, a jednocześnie elektryzuje opinię publiczną. Z punktu widzenia partii rządzących zaleta to niebywała, wszak lepiej, by naród deliberował nad tym, co zrobić z inżynierami Mroczkami, a na tym zna się każdy, niż nad detalami ponadpartyjnego sukcesu klimatycznego z Brukseli, który oznacza poważne podwyżki cen prądu, czyli wszystkiego.

Peeselowską ustawę się oczywiście odrzuci, a premier i wicepremierowie będą o niej mówili z uśmieszkami na twarzy i poczują się zwolnieni z obowiązku odpowiedzi na poważniejsze pytania. Jak choćby to, czy ten jawnie idiotyczny projekt nie wpisuje się przypadkiem w sposób myślenia o państwie obu partii. Sposób, który zakłada mniejszą konkurencję, więcej regulacji i kontroli, a za cel stawia sobie dobro zawodowych korporacji.

Ot, drobny przykład. Obecną koalicję można podejrzewać o wszystko, ale nie o szczególną łaskawość dla mediów. Przekonał się o tym boleśnie red. Sumliński, przekonali się dziennikarze TVP, przekonają się pewnie następni - wszak odpowiedzialny za raport medialny z poprzedniej kadencji pan Siemoniak jest teraz wiceministrem spraw wewnętrznych, a poseł Grupiński - bardzo ważnym ministrem Grupińskim; jeszcze pokażą, co potrafią, wierzę w nich. Jednocześnie nie przeszkadza to rządzącemu PSL co chwila wracać do swojego pomysłu prawa prasowego, który zamyka zawód dziennikarza. Wszystko oczywiście w trosce o żurnalistów, którym zbyt duża konkurencja szkodzi, i o ochronę ich interesów.

Reklama

Dziennikarze takiej ochrony nie potrzebują, ale korporacje rzecz święta - powiada minister Ćwiąkalski i już drugi rok otwiera na oścież korporacje prawnicze. Tak skutecznie je otwiera, że dotąd ustawy żadnej nie napisał, ale za to wymyślił takie pytania egzaminacyjne, po których na aplikacje dostał się co dziesiąty chętny. Ale spoko, ministrowicz Ćwiąkalski junior się dostał. Spytajcie jednak państwo Donalda Tuska lub Grzegorza Schetynę - korporacje na pewno będą otwarte, a minister nad tym pracuje.

Myśl to złota - niech korporacje, nie rynek, decydują, kto może jaki zawód wykonywać. Tak to za rządów liberalnej ponoć partii zlikwidujemy resztki kapitalizmu i wkroczymy w etap gospodarki korporacyjnie sterowanej. Z braćmi Mroczkami jako czeladnikami aktorskimi.