Życie alternatywne to sen o sławie, fajnym życiu, wielkich uczuciach, samorealizacji, pieniądzach, podróżach, domach, bogactwie i dostatku. A jeśli komuś podwinie się noga, to też dobrze - w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi. Taki obraz wyłania się z przeglądu tego, czym media popularne żyły w 2008 roku.

Reklama

Doda, Radzio - wspólne życie po rozwodzie

Perypetie najbardziej znanej pary polskiego show-biznesu, a więc piosenkarki Doroty Robaczewskiej i piłkarza Radosława Majdana kolejny rok z rzędu przykuwają uwagę widowni i mediów. A że wokół nich dzieje się sporo, głównie za sprawą samych zainteresowanych, to nikt nie ma powodów, by narzekać na brak newsów. Zresztą trudno nie odgadnąć, które z nich akurat zostały wytropione przez gazetowych paparazzi, a które w ramach dogadanej ustawki zostały sprezentowane jako chodliwy news. W każdym razie w związku Dody i Radzia dzieje się wiele - to taki polski sen o Beckhamach. Pod względem skandali udany, tylko z mniejszą kasą i niestety bez gromady własnych dzieciaków pod bokiem. Również kariera sportowa Majdana chyli się ku końcowi. Ale i tutaj polityka dyskretnie zagląda zza kulis, bo i piosenka odśpiewana premierowi Tuskowi przez Dodę w programie "Teraz my!" nie była przypadkiem, nie mówiąc o tym, że Radek do dziś jest radnym Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego, do którego wszedł z listy Platformy Obywatelskiej.

W mijającym roku tematem przewodnim były perypetie małżeńskie Dody i Radzia, a dokładnie chylący się ku upadkowi burzliwy związek gwiazdorów. Z początkiem roku para miała się stawić w sądzie, gdzie zaplanowano ich sprawę rozwodową. Już kilka miesięcy wcześniej Dorota podjęła decyzje o "ukaraniu" Radka za niewierność. Najpierw wygoniła go z domu, a potem napisała pozew rozwodowy. Nie minęło jednak wiele czasu, by znów zaczęli się spotykać. To w sumie ciekawa sprawa - rozwód tuż tuż, a dziennikarze co rusz przyłapywali ich na wspólnych wypadach do centrów handlowych, gdzie ci bawili się w najlepsze. "Doda obwieszcza, że się rozwodzi, a potem się z nim pokazuje" - oburzała się bulwarówka, która przypominała, że jeszcze kilka dni wcześniej widziała ich razem we Wrocławiu, gdzie bawili się na zabawie sylwestrowej. Boże Narodzenie 2007 podobno spędzili wspólnie na Jamajce. "Czułe uściski i pocałunki" - czy tak zachowuje się małżeństwo, które chce rozstania? - pytają dociekliwi żurnaliści. Jutro sprawa rozwodowa - donoszą serwisy plotkarskie, ale... "oni nie mogą żyć bez siebie". Dlaczego tak się dzieje? Ona "uwielbia, gdy szczegóły jej intymnego życia są powszechnie znane, i robi z nich towar na sprzedaż" - podsumowuje "Fakt".

Reklama

W końcu ten smutny dzień musi nadejść. Co jednak ciekawe, Dorota i Radek przybyli na rozprawę rozwodową razem. Nie uszło jednak uwadze, że Radzio nie krył smutku, choć był na tyle twardy, że do samego końca nie dał po sobie poznać żadnych emocji. Doda była co prawda lekko zdenerwowana, czego upust dała na sali sądowej. Wyglądała jednak skromne, włosy upięła w skromny kucyk i nie zdecydowała się na paradowanie przed sędzią w krótkiej spódniczce i stringach. Tak wyglądał początek końca ich oficjalnego małżeństwa, bo to nieoficjalne jakby w dalszym ciągu trwa do dziś. Krótki czas po tym, jak spotkali się w sądzie, obydwoje przyłapani zostają na kolejnych zakupach w centrum handlowym. "Wciąż łączy ich nienaruszalna więź, nawet jeśli ona utrzymuje ją za pomocą gumy do żucia, która oddała Radkowi w namiętnym pocałunku" - rozczula się dziennikarz.

Tymczasem Dorota szuka dla siebie nowego mieszkania w luksusowym apartamentowcu. Liczy na sporą powierzchnię w dobrej warszawskiej dzielnicy - około 300 metrów kwadratowych. "Nie wiadomo jednak, czy to nowe gniazdko będzie nowym domem dla królowej?" - zastanawia się "Fakt". Tym bardziej że cena również jest niebagatelna 20 - 40 tys. za metr. Jednak nie to okazuje się być problemem. Choć napaliła się na kupno apartamentu na Mokotowie, to jednak sąsiedzi zdecydowali, że nie życzą sobie krzykliwej gwiazdy za sąsiadkę i sprzedawca zdecydował się odstąpić od transakcji. Po jakimś czasie okaże się, że sąsiedzi wcale nie stronią od głośnych gwiazd i mieszkanie trafia w ręce Cezarego Pazury. Może po prostu mają małe dzieci i nie chcą, by od małego budził je wrzask rozbawionej gwiazdy?

Niby parze wszystko się układa, rozwód doszedł do skutku, Doda gra koncerty i występuje jako kontrowersyjna jurorka w show "Gwiazdy tańczą na lodzie", za które zgarnia 200 tys. Jednak fotoreporterzy z serwisów plotkarskich fotografują ją coraz częściej ze smutną, pochmurną miną. Nie bez powodu, bo między nią a Radziem przestaje być tak różowo. W lipcu dochodzi do awantury w Mielnie, podczas której Majdan według relacji interweniujących policjantów atakuje funkcjonariuszy obezwładniających Piotra Świerczewskiego, z którym w pokoju hotelowym właśnie balowali. Jak było naprawdę rozstrzygnie sąd, choć początkowo piłkarze kreowali się na ofiary policyjnej przemocy. Radek próbował nawet przekonywać dziennikarzy, że ratował Świerczewskiemu życie, a cała akcja to policyjna prowokacja wobec nich. Funkcjonariusze mają podbite oczy, zadrapania, spuchnięte ręce i kolana, piłkarze cali i zdrowi. Co się więc stało? Zanim doszło do awantury, dzień wcześniej Majdan i Robaczewska bawili się podczas imprezy na turnieju tenisowym w Poznaniu. Podczas jej trwania Radzio rzadko odchodził od baru, był bardzo agresywny. Po niej - jak się później okazało - doszło między nimi do ostrej awantury w pokoju hotelowym. "Nigdy tak się nie kłócili" - plotkują media. Dzień potem Majdan bierze udział we wspominanej awanturze z policją, a Doda... odwołuje swój koncert w Odolanowie z powodu kontuzji kręgosłupa. W efekcie tego Majdan ma sprawę sądową, w której grozi mu kara więzienia za pobicie policjantów. Po pewnym czasie Dorota wydaje oświadczenie, w którym tłumaczy, że nie chce wypowiadać się szczegółowo w tej sprawie, bo "nie chce ujawniać wielu szczegółów z ich życia, które pogrążą Radka jeszcze bardziej". Majdan też już bardziej skruszony daje w końcu głos. Wyznaje, że przez bójkę w Mielnie stracił wszystko - miejsce w pierwszym składzie Polonia Warszawa i kontrakt z jedną ze stacji telewizyjnych. "Źle się z tym czuję, bardzo mi żal" - tłumaczył w zaaranżowanej przez "Fakt" spowiedzi. Spowiedzi nie do końca szczerej, bo jego linią obrony wciąż pozostaje, że bronił Świerczewskiego przed agresją policjantów. Zostaje ona przedstawiona w znanym programie innego popularnego w mijającym roku bohatera polskich brukowców Tomasza Lisa. To chyba jeden z najbardziej kuriozalnych programów jakie w 2009 roku widziano w TVP. "Dlaczego znany publicysta broni chuliganów?" - pytała jedna z gazet. Audycja, w której Majdan i Świerczewski opowiadają o zajściach w Mielnie, wywróciła proporcje pomiędzy prawdziwymi ofiarami napaści a napastnikami i jak trafnie zauważono, "przemieniła się w lincz nad polską policją". Niby światy Dody i Majdana oraz Tomasza Lisa to zupełnie inne konstelacje i nie powinny się na siebie nachodzić, gdy tymczasem staje się inaczej.

Reklama

Mimo iż Doda i Radzio są już po rozwodzie, a awantura w Mielnie odsłoniła również nieco kulisów ich prywatności, wciąż nie mogą bez siebie żyć. Przed świętami polecieli na wakacje do Meksyku. Jak donosił Pudelek.pl, to Doda fundowała grudniowe wakacje, choć podobno w hotelu spać mieli osobno.

Hanka i Tomasz - kłopoty z pracą

Teza o alternatywnym życiu celebrytów z dala od polityki i jej wpływów nie byłaby prawdziwa, bez śledzenia perypetii małżeństwa Hanny i Tomasza Lisów. Ostatni pucz, jaki miał miejsce we władzach TVP, pokazuje, że i tam Lisowie stali się jednymi z centralnych postaci sporu o kontrolę nad publiczną telewizją. Jednak z drugiej strony, przyglądając się im dokładniej, łatwo zauważymy, że również oni odpłynęli z odmętów polityki do świata rozrywki. To chyba zabieg kontrolowany i wydaje się, że dobrze skalkulowali, co robić, by było o nich głośno. Przez ostatni rok chyba nie było tygodnia, by nie zajmowano się ich problemami zawodowymi, pieniędzmi, jakie zarabiają, konfliktami z władzami TVP. Że odpłynęli, nie znaczy, że tam nie wrócą. Jak przecież powiadają - ciągnie lisa do lasu. Ich wizerunek to raczej opowieść o quasiarystokratach - ludziach światłych, mądrych, znających salony świata polityki, posiadających wielkie aspiracje, choć wplątanych w medialny zgiełk. To także wielka nauczka dla każdego potencjalnego pracodawcy - chcesz uniknąć kłopotów, kaprysów, fochów i bólu głowy omijaj żonę Tomasza Lisa szerokim łukiem. Dla dziennikarzy również temat pt. "Hanka Lis" może się okazać powodem do dostania po pysku. Ambitny mąż jest wyczulony na krytykę pod adresem swojej żony i różne złośliwe przytyki odbiera bardzo osobiście. Widać, nie potrafi jej wyperswadować, że to, co osiągnęła w życiu zawodowym, nie do końca wiąże się z jej pracowitością czy talentami.

Gdyby tak dokładnie się przyjrzeć, to właśnie im chyba kolorowe gazety, serwisy plotkarskie i brukowce poświęcają niemal tyle uwagi co innym. Tematem przewodnim oczywiście stały się perypetie zawodowe Lisów. Wraz z początkiem ubiegłego roku gazety donoszą, że Lisowie właśnie wprowadzili się do okazałej willi w Konstancinie. "Można sobie wyobrazić, jak wspaniałe będzie ich wspólne potomstwo", "potrafią zarobić tyle pieniędzy, by ich dzieci chodziły do najlepszych szkół, mogły rozwijać każdy ze swoich talentów" - spekulują plotkarze. Niebawem media obwieszczają, że Tomasz Lis powróci do TVP i poprowadzi program publicystyczny. Jak zapowiada sam zainteresowany, pragnie zdobyć bardzo wysoką oglądalność i wysokie udziały w rynku. "Zagości u nas publicystyka na najwyższym poziomie" - odgraża się. Nie wiem jednak, czy ma świadomość tego, że dla wielu zgłodniałych bardzo dobrej publicystyki jego program okaże się niestety dużym rozczarowaniem, czego dowodem jest m.in. wspomniana wcześniej gościna dla mających skłonności do głośnego balangowania piłkarzy. Nie ma to jednak większego znaczenia. Media już odliczają zarobki dziennikarza, który według pierwszych szacunków ma otrzymywać 100 tys. miesięcznie, a to - jak wyliczają - wystarczy aż nad to, "by zapewni rodzinie wygodne życie". W tym samym czasie w TVP kują żelazo póki gorące i namawiają Hannę Lis na występy w show "Gwiazdy tańczą na lodzie". Propozycja jednak spala na panewce. Hanna nie jest zainteresowana masowa rozrywką. "Propozycję traktuję jak dowcip. (...) Nadal prowadzę rozmowy z TVP". Na pytanie, czy może zasili pasmo poranne, odpowiadała buńczucznie, że "nie było choć cienia zainteresowania tą działką". Jednak w połowie stycznie jest informacja: Hanna wraca do TVP. "Trwają negocjacje, ale umowa jest ostatecznie niepodpisana. (...) "Panią Lis interesuje głównie publicystyka i programy informacyjne" - obwieszczają brukowce. N początku lutego kolejne newsy przesączają się z Woronicza. Wiadomo już, że "ambitna dziennikarka poprowadzi »Wiadomości«". Wiadomo również, że program Tomasza Lisa będzie nosił tytuł "Tomasz Lis na żywo". Już o miesiącu od tych doniesień z siedziby TVP dochodzą kolejne informacje - tym razem o fatalnej atmosferze, jaka zapanowała w zespole "Wiadomości" już po samych doniesieniach o "wzmocnieniach kadrowych", na jakie zdecydowały się władze firmy. Tymczasem Hanka i Urbański porozumieli się w sprawie gwiazdorskich stawek, jakie będzie zarabiała w publicznego nadawcy. Nie ma tylko porozumienia w kwestii ludzi, z którymi będzie pracować przy produkcji programu. Lis wymyśliła sobie, że ściągnie na plac Powstańców przynajmniej cześć dziennikarzy, z którymi pracowała w Polsacie. To się jednak nie udało. Z początkiem maja pojawiają się kolejne schody - Lis pracuje w "Wiadomościach", ale nie ma jej w grafiku dyżurów na następny miesiąc. "Nie udało się jej zebrać grupy współpracowników" - bo jak się okazało, dziennikarze Polsatu odmówili jej przejścia do TVP. I tu pojawia się kolejny element ubiegłorocznych perypetii zawodowych pani Lis: czy kontrakt zostanie zerwany? W wyniku tego ma dojść do jej pierwszych rozmów z prezesem Urbańskim (choć jeszcze kilka tygodni wcześniej obydwoje porozumieli się co do warunków jej pracy w firmie). "Nikt nie spodziewał się, że wokół obecności Hanny Lis w TVP narodzi się tyle problemów". "Fakt" donosi, że "wszyscy są już tym zmęczeni, a TVP najchętniej wycofałaby się z podpisanego już kontraktu". Sytuacja zmienia się jednak jak w kalejdoskopie i świat obiega wiadomość, że "Lis dogadała się z TVP". Tym razem ma zacząć 2 czerwca, spotka się z Krzysztofem Rakiem, szefem "Wiadomości" i ostatecznie dogaduje zasady swojego debiutu. Ten jednak znów się opóźnia, bo po kilku dniach Hanka "odmawia poprowadzenia programu". Zdaniem dziennikarski materiał przygotowany przez jednego z reporterów nt. reprywatyzacji był jednostronny. Zmieniła samowolnie też czytany przez siebie tekst o korzystniejsze informację dla Lecha Wałęsy, stając się po jego stronie. Władze TVP zaciskają jednak zęby i oświadczają "16 znów ma by na wizji". W tym samym czasie plotkarskie rubryki obiega smakowita wiadomość, że Hanna uczy się chodzić przed kamerą pod okiem choreografa, co kosztuje 10 tys. zł. Potem okaże się jednak, że w związku ze zmianą konwencji programu choreografa zatrudniła sama TVP i nie jest to kolejna zachcianka rozkapryszonej gwiazdy. W końcu pani na wysokich obcasach powinna chodzić w sposób naturalny, spokojny i pewny.

Kilka tygodni obcowania z nią ludzie są zmęczeni. Do gazet dostają się utyskiwania rozżalonych pracowników: "Nikt nie chce z nią pracować, zraziła do siebie wszystkich, jest kapryśna i konfliktowa, ale... dostała kolejną szansę". Jednocześnie Krzysztof Rak dał jej do zrozumienia, ze nie będzie miała wpływu na kształt redakcji. Po pewnym czasie media brukowe ocieplają wizerunek rodziny. Gdy ona ciężko haruje w TVP, Tomasz Lis przyłapany zostaje na wspólnych zabawach z dziećmi. Potem wyjeżdża z nimi na Kretę. A w sierpniu wszyscy wspólnie jadą do USA, skąd przychodzi wiadomość, że zamierzają zakupić dom na Florydzie. Hanka na moment przestaje też być kapryśną primadonną ze szklanego ekranu. Bulwarówki dostrzegają, że świetnie wygląda i ma figurę nastolatki. Kiedy spada ze schodów we własnym domu, dziennikarze donoszą uprzejmie, że nie fiknęła z nich po kilku drinkach, ale w pośpiechu, kiedy biegła po nich z góry na dół, zanosząc choremu dziecku potrzebne rzeczy do pokoiku. Ta sielanka na jednak nie trwa wiecznie. W grudniu Lis zostaje zawieszona w TVP, a skonfliktowany z nią Krzysztof Rak traci pracę szefa "Wiadomości". Lis oskarżyła jednego z dziennikarzy o antyrządowy wydźwięk jednego z materiałów, a szef stanął po stronie reportera. Ostatecznie pucz, jaki dokonał się pod świętami we władzach TVP, miał również Hannę w tle. Działacze LPR i sprzymierzeni z nimi nominaci Samoobrony jako jeden z powodów zawieszenia PiS-owskich członków zarządu TVP wymieniali właśnie odsunięcie Hanny Lis od prowadzenia "Wiadomości".

Cichopki

W 2000 roku TVP pokazała pierwszy odcinek serialu "M jak miłość". Film wykreował grupę kilku osób, które po latach są jednymi z najbardziej rozpoznawanych twarzy krajowej rozrywki. Oprócz braci Mroczków, których gwiazda jednak nieco przygasła, najjaśniej zabłysnęła Kasia Cichopek. Pulchna nastolatka (po jakimś czasie wyszło, że obdarowana sympatyczną ksywką Beza) o kruczych włosach i przemiłym uśmiechu zdobyła serca telewizyjnej widowni. Dostrzegli ją też producenci telewizyjni, przede wszystkim z TVN-owskiego show "Taniec z gwiazdami". W nim poznała - jak dotąd największą miłość swojego życia - tancerza Marcina Hakiela. Dziś Katarzyna Cichopek jest jego żoną, wspólnie prowadzą interesy, a dla tłumów są tym bardziej spokojnym i poukładanym bajkowym snem o wielkiej miłości, sławie i pieniądzach. Sen trwa na dobre, więc dopiero zobaczymy, jak się zakończy i jak długo będzie trwał. Od początku mijającego roku widownia z uwagą śledziła losy ich związku. Obywało się w nim bez kłótni awantur, zdrad i kryzysów. Trwały za to przegotowania do ślubu. Już na początku para postanawia uwić sobie gniazdko. Kupują spory dom w Powsinie za 3,5 mln złotych. Niestety chałupa ma stan surowy, zostaje kupiona w apogeum cenowym i z kolejnymi miesiącami tylko traci na wartości. Domu podobno nie można było już kupić drożej.

"Doskonale wykorzystują swoją popularność" - podkreślają bulwarówki. Dorobili się majątku i "nie tracą czasu na zabawę i głupoty, tylko go pomnażają" - pisze "Fakt". Niczym purytanie ciężko pracują, dają dziesiątki pokazów, prowadzą szkołę tańca, a Kasia, która gra przecież jedną z głównych ról w serialu, zaangażowała się także w prowadzenie show "Jak oni śpiewają". O tym, jak śpiewają, lepiej nie pisać, ważne jest, że stawki są na tyle wysokie, że odrzuca nawet propozycję zatańczenia na lodzie. Gazety szacują ich majątek na 10 mln zł. "Wiadomo, że planują ślub. Spokojna głowa, nawet po najbardziej wystawnym weselu coś tam jeszcze zostanie na koncie" - uspokaja jeden z brukowców. Para jest jak papużki nierozłączki, a na moment relaksu wpada do kręgielni. Jednak ciężka praca daje o sobie znać. Pod koniec marca Kasia jest już mocno zmęczona. By odpocząć, wraz z Marcinem jadą spędzić święta wielkanocne w Alpy. "Nie będzie tradycyjnego jajeczka w gronie rodziny" - martwią się komentatorzy. "Trochę żal, że święta nie będą tradycyjne, ale w hotelu na pewno zjemy jajeczko" - uspokaja, ale nie do końca przekonująco Marcin Hakiel. No ale seriale, występy, programy, kto by to wytrzymał? - pyta dziennik "Fakt". Gazeta wylicza, że Kasia miesięcznie pracuje 260 godzin. "Oni nie mają czasu prawie na nic!" - załamuje ręce. W końcu dochodzi do tego, że Marcin przestaje osobiście prowadzić jej sprawy zawodowe, a para decyduje się na zatrudnienie profesjonalnej menedżerki. Jej pierwsza sugestia jest, by Katarzyna zagrała w jakiejś produkcji... fabularnej. Dlaczego nie w teatrze? O to gazeta niestety nie pyta. Po kilku miesiącach "Party" doniesie, że Kasia jako "najwybitniejsza polska aktorka młodego pokolenia" zagra, ale w kolejnym serialu zatytułowanym po prostu "Tancerze". Tymczasem rola w romantycznej komedii zostanie sprzątnięta jej sprzed nosa. Na razie więc Kasia "szlifuje swój aktorski kunszt", a Marcin odzyskuje trochę wolności i paparazzi przyłapują go na leśnych spacerach z psem. "Mamy nadzieję, że mimo nie obrazi się na panią?" - zastanawia się bulwarówka.

Dobra passa Kasi i Marcina trwa w najlepsze. Ona sama staje się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i pożądanych twarzy krajowego show-biznesu. W połowie lipca gazety znów podejmują się podliczenia zarobków pary. Za grę w "M jak miłość" dostaje 40 tys. miesięcznie. Nie wiadomo jednak, kto bardziej przepłaca, bo według "Życia na gorąco" za dwugodzinną chałturę Kasia inkasuje tyle samo. Cóż, gwiazda jest rozchwytywana - pisze "Fakt". Rynkowa fala wznosi ją do góry. Stabilizacja pomaga prawdopodobnie podjąć ostateczną decyzję. "Będzie ślub - połączył ich taniec" - obwieszczają zgodnie wszyscy, a uroczystość ma się odbyć jeszcze w 2008 roku. "Intercyza jest niewykluczona" - donosi tygodnikowi "Świat i ludzie" anonimowy producent telewizyjny. "Miłość miłością, ale wszyscy, którzy mają do czynienia z show-biznesem, wiedzą, że nawet największe miłości mają swój kres. I po co wtedy problemy?" - pisze gazeta.

Wielki dzień nadchodzi 20 września. W Zakopanem i kościele na Krzeptówkach para przysięga sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Choć potem Marcin przyznaje, że mu i tak jest wszystko jedno, czy są po słowie. "Wszystko było dla Kasi" - donoszą plotkarskie media. Weselne balety przy dźwiękach góralskiej kapeli tylko w gronie najbliższych mają miejsce w jednym z zakopiańskich hoteli należącym do Andrzeja Bachledy-Curusia. Prywatnie. "Super Express" donosił, że "tak się bawiła, że padła jak kłoda!". Ale w końcu było to jej własne wesele, a w dodatku wesele prawie góralskie, więc zaczepki gazety zupełnie nie na miejscu.