W chwili ukazania się tego wywiadu będzie pan jeszcze prezesem telewizji?

Bronisław Wildstein: Tak.

Jak długo jeszcze?
Pojęcia nie mam. Dzień, tydzień, dwa latahellip;

Pytam, bo Jarosław Kaczyński nie będzie już pana bronił.
Wcale tego nie oczekiwałem. Premier nigdy nie wywierał na mnie żadnego nacisku, presji, w przeciwieństwie do wicepremierów Leppera i Giertycha, którzy regularnie próbują mnie odwołać, co oczywiście szalenie utrudnia mi pracę. Trudno rozmawia się z potencjalnymi pracownikami, jeśli co drugi dzień czytają, że prezes leci. Teraz ta, skądinąd naturalna wypowiedź premiera, też odczytywana jest jako wyrok na mnie.

Bo to jest wyrok. Kaprys prezesa Kaczyńskiego zdecydował o powołaniu pana i decyzja premiera Kaczyńskiego przesądzi o odwołaniu pana.
Nie przyszłoby mi do głowy, że najważniejszy polityk w państwie kieruje się kaprysami.

Tak czy owak członkowie rady nadzorczej mają teraz wolną rękę, a kilkakrotnie zapowiadali, że chcą pana odwołać.
Nie wszyscy, tylko niektórzy, więc zobaczymy.

Premier na pana nie naciskał. A inni politycy?
Do mnie nikt nie dzwoni, do szefa Agencji Informacyjnej Andrzeja Mietkowskiego też nie.

Tylko publicznie deklarują chęć odwołania pana, ale żadnych negocjacji nie prowadzą?
Być może negocjują za czyimś pośrednictwem. Ale nie, nie. Jakieś abberacyjne pomysły przychodzą mi do głowy: że negocjują za pośrednictwem kogoś z zarządu albo rady nadzorczej, ale to chyba niemożliwe, prawda?

Niemożliwe.

To mnie pan uspokoił.

Nie uspokoił za to pewnie pana wiceprezes Sławomir Siwek, który ogłosił, że prezes nie panuje nad informacjami w TVP.
On nawet użył sformułowania bdquo;nie kontroluje informacji”, co jest prawdziwe, bo ja nawet nie mam zamiaru kontrolować informacji, tylko chciałbym, by trzymały one standardy obiektywizmu. Ale pan Siwek powiedział coś więcej. Ogłosił mianowicie, że dziennikarze bdquo;Wiadomości” uprawiają politykę. Bez podania jakichkolwiek przykładów jest to już niedopuszczalna insynuacja. Bardzo mnie to martwi i oburza.

To otwarty konflikt między panem a wiceprezesem Siwkiem.
Ale ja tego konfliktu nie chciałem i nie chcę. To pan Siwek zarzucił mi, że wkraczam w jego kompetencje i zablokowałem nominacje dla dyrektorów ośrodków regionalnych, co jest absolutną nieprawdą. Nie zgodziłem się tylko na powołanie obecnego rzecznika wojewody Krzysztofa Szmajsa na wicedyrektora w Poznaniu, bo ten pan nie ma żadnych kompetencji. Na wszystkie inne kandydatury się zgodziłem, ale obrażony pan Siwek wycofał swoje propozycje.

I jest kryzys.
Bardzo mnie to dziwi, bo akurat ostatnio moje relacje z zarządem były całkiem niezłe. Mam nadzieję, że to dziwne nieporozumienie, a Sławomir Siwek zrozumie, że jego zachowanie było niewłaściwe.

Dziwny zbieg okoliczności: premier zdejmuje znad pana parasol ochronny, a Siwek tego samego dnia wytacza przeciw panu armaty.
Chcę wierzyć, że to tylko zbieg okoliczności, bo inaczej musiałbym wyciągać z tego bardzo daleko idące wnioski.

Naprawdę nie mógł pan tego wszystkiego przewidzieć?
Nie można wszystkiego przewidzieć. Podjąłem ryzyko, a to znaczy, że zawsze można przegrać. Rzeczywiście pomyliłem się co do jednego. Otóż myślałem, że zarząd będzie bardziej spójny, że łatwiej nam będzie dojść do porozumienia. Tak nie jest.

Jak się patrzy na kadry tej koalicji, to można się było domyśleć, że Giertychowi z notesu wyskoczy Farfał, Lepperowi czy też Czarzastemu Milewska, a Kaczyńskiemu Siwek.
Zakładałem, że wybrane zostaną osoby kompetentne. Liczyłem, że uda nam się dogadać i dokonać tego niezwykłego wyczynu, i zreformować TVP. A gdyby nie udawało się porozumieć, to PiS ma w zarządzie trzy osoby na pięćhellip; Poza tym mimo wszystko coś nam się jednak udało zrobić, przynajmniej zainicjowałem pewne procesy. Zakładałem, że mogę być pierwszym prezesem, któremu uda się przełamać tę niemoc i zmienić telewizję.

Przez wiele lat, jako publicysta, walczył pan z upartyjnieniem mediów. Ale posadę od prezesa partii pan przyjął.
Od rady nadzorczej, rzeczywiście wybranej z parytetu politycznego. Ale dlaczego ta rada nadzorcza nie może kierować się czymś innym niż zdrowy rozsądek i chęć reformy telewizji? Politykom też byłoby to na rękę. Zresztą w tej legendarnej BBC prezesa mianuje premier. I co z tego wynika? Nic. A więc z samego wpływu polityków na media publiczne nie musi nic złego wynikać.

Ale tu i teraz presja polityków panu szkodzi.

Politycy traktują media strasznie użytkowo: one albo pomagają, albo przeszkadzają w ich działaniu. Przyjmijmy na chwilę, że politycy mają ultraszlachetne intencje i są powodowani wyłącznie dobrem wspólnym. No ale zawsze zdarzą się wpadki, błędy i dziennikarz przeszkadza im, szukając dziury w całym i pokazując te wpadki i błędy. To ich drażni, więc trzeba przywołać dziennikarzy do porządku. I właśnie przywołują cały czas. Kiedy widzę choćby wystąpienia Giertycha czy Leppera, to mam wrażenie, że im chodzi właśnie o zmiękczenie dziennikarzy. Wszystkich.

A o głowę Wildsteina przy okazji?
Teraz już także o głowę Wildsteina, bo bardzo jasno powiedziałem, że ta strategia zmiękczania nie przyniesie żadnych owoców.

I nie ma tu żadnej niechęci osobistej Leppera?
A skąd! On rozumuje bardzo prosto: jest koalicja medialna, parytet, to mamy mieć swoich ludzi w programach informacyjnych i wszędzie indziej. Niesamowite, że on, były wicepremier, tak jawnie gwałci przy tym nie tylko dobre obyczaje, ale ustawę, ład prawny!

Nie pomaga pan sobie w ten sposób.
Trudno. Najbardziej uciążliwe jest to, że jesteśmy recenzowani przez wszystkich i to w perspektywie jednego wydania bdquo;Wiadomości”: bo dziś za mało konferencji prasowych pokazaliśmy albo jakiegoś wystąpienia nie było. Czasem wynika to z naszych błędów, ale nie możemy całej energii poświęcać na wyjaśnianie politykom, dlaczego coś było tak, a nie inaczej.

Filmy ich nie interesują?
Nie tylko filmy, ale nic innego! A to błąd, bo przecież reszta programu ma wielkie znaczenie, buduje całościowy przekaz, kreuje świadomość społeczną. Ale dla posła to nieważne, bo liczy się tylko 19.30 i to jak pokazano mnie, a jak tego drugiego. Poza tym polityka, w odróżnieniu od męża stanu, nie stać na dystans wobec siebie.

A są w Polsce jacyś mężowie stanu?
hellip;Hm, mam nadzieję, że Jarosław Kaczyński takim się okaże.

Politycy panu nie pomagają. Jak, nie licząc ostatniego konfliktu ze Sławomirem Siwkiem, wyglądały pana relacje z pozostałymi członkami zarządu?
Trudno mi przekonać ich do tej gruntownej reformy telewizji, którą chciałbym zrobić. Są różne racje. Weźmy taką rzecz jak kanał informacyjny – ja uważam, że powołanie go jest niesłychanie ważne i potrzebne, ale pojawiają się głosy, że trzeba dbać o telewizję regionalną, bardziej ją wykorzystać, może całą bdquo;Trójkę” oddać regionom. Nie zgadzam się z tym, bo ośrodki są za słabe, nie udźwigną kilkunastu godzin programu na dobę, ale lobby telewizji regionalnej jest bardzo silne.

Kto je tworzy?

Lokalni politycy, elity. To śmieszne, bo ich zyski są naprawdę mizerne. Czasem jak przyglądam się temu, jak rozumni skądinąd ludzie walczą o to, by co jakiś czas pojawić się na chwileczkę w lokalnej telewizji, to jestem głęboko zdumiony.

Zarząd nie chce pana wesprzeć w budowie TVP Info?
Bądźmy sprawiedliwi, były pewne kłopoty, ale zostało to przegłosowane, zarząd mnie wsparł. Może bez entuzjazmu, ale jednak.

A ja mam wrażenie, że zarząd jest zjednoczony, tyle że przeciw panu.
Tak pan uważa, naprawdę? Coś mi się jednak udało w tym zarządzie przewalczyć, więc jakim cudem?

Ma pan rację, cudem, ale to chyba nie najlepsza metoda na budowę ładu korporacyjnego.
To prawda, nawet Pan Bóg rzadko tych środków używa. Ja jednak ciągle liczę, że się w zarządzie dogadamy. Poza tym mam cakiem sporą sferę kompetencji: program, kanały tematyczne, produkcja.

Znam pana trochę i nie mogę pojąć, jak się panu pracuje z takimi ludźmi jak pan Farfał czy pani Milewska?
A z jakimi ludźmi ja już w życiu pracowałem! Ci nie są wcale najgorsi.

Publicysta nazistowskiego szmatławca i Żyd, bohater podziemia i pani z amp;bdquo;Ordynackiej” w jednym zarządzie. Pięknie.
No widzi pan, jak ładnie! Tak powinno być.

Funkcjonuje pan od posiedzenia rady nadzorczej do posiedzenia. I przed każdym czytam w amp;bdquo;Dzienniku” i amp;bdquo;Newsweeku”, że chcą pana odwołać.
Ostatnio nawet Giertych chciał się z moją dziennikarką założyć, że nie przetrwam miesiąca. Okazała się małej wiary, a szkoda, bo wygrałaby.

Żaden zysk. Wygrałem z nim zakład o wynik wyborów...
I nie oddał? To ma pan rację.

Wróćmy do rady nadzorczej. Pomaga panu?
Dotychczas mnie nie odwołała, a jej szef, pan Skrzypek, nawet mnie wspiera. Silnie popiera mnie też Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Mam doskonałe relacje z panią Kruk, panami Kołodziejskim i Dziomdziorą. To naprawdę sensowni ludzie.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak fatalnie?
Fatalnie? Jeszcze trwam i w dodatku wykonuję swoją pracę, mimo że dla niektórych jestem niewystarczająco wykształcony. A te głosy zupełnie mnie nie dziwią. Mówiłem już o naciskach polityków, ale tu jest też ogromne lobby producentów, zaangażowane są przedziwne grupy interesu. Ta firma ma dwa miliardy złotych obrotów rocznie! Wielu ludziom, którzy korzystali z tego i robili fantastyczne interesy, pali się grunt pod nogami i zrobią wszystko, by usunąć stąd mnie i moich współpracowników.
Równie silne jest lobby kulturowe, salon, który nie chce oddać pola, bo jest przyzwyczajony, że głosi jedynie słuszne racje. Aktywne w tym są takie emanacje tegoż salonu jak bdquo;Gazeta Wyborcza”, bdquo;Polityka” – kreatorzy powszechnego smaku, dopuszczalnych poglądów i autorytetów, na których powołanie zastępowało argumentację. Ostatnio zaatakowano mnie, że wycofałem się transmitowania wręczania Nagrody Nike. A dlaczego TVP ma pokazywać tylko tę nagrodę? Jest wiele innych nagród, a to, że ta jest najbardziej lukratywna, nie powinno decydować. Będą relacje i z Nike, i z Mackiewicza, i z Kościelskich, i z Kijowskiego wreszcie. A może telewizja publiczna powinna ufundować własną nagrodę literacką?

Przyznawaną według parytetu politycznego?
Nonsens. Na festiwalu filmowym w Gdyni przyznałem nagrodę bdquo;Placowi Zbawiciela”. Bez żadnego parytetu!

W tym wypadku bez, ale nominacje polityczne w telewizji są faktem. W ten sposób PiS wymusiło na panu powołanie na szefową amp;bdquo;Jedynki” Małgorzaty Raczyńskiej.
Mianowałem różnych ludzi, ale przyjdzie czas rozliczenia każdego z nich za to, co robi. I będą sankcje.

A pan zabiegał o ułożenie sobie dobrych relacji z zarządem i radą nadzorczą? Może przydałoby się więcej dyplomacji, a nie tylko chodzenie na zwarcie w każdej sprawie?
Na zwarcie poszedłem tylko wtedy, kiedy nie zgodziłem się na parytet polityczny w szefostwie bdquo;Trójki”. Poza tym nie można zarzucać mi przeciwstawnych rzeczy: albo godzę się na wszystko, albo chodzę nieustannie na zwarcie. Ciągle to wraca, bo raz słyszę, że robię telewizję wściekle prawicową, a innym razem, że nic się nie zmieniło od czasów Kwiatkowskiego. Raz czytam, że robię czystki, następnego dnia, że pracują tu sami komuniści. Więc może z tą telewizją nie jest tak źle.

Porozmawiajmy o konkretach. Przegraliście z Polsatem Ligę Światową w siatkówce, z TVN Ligę Mistrzów. Kanał TVP Sport miał wystartować na początku września, a wciąż go nie ma.
Kanał mogę uruchomić od zaraz, ale mamy problem z dystrybucją. Przepraszam, ale ani to, ani zakupy sportowe nie podlegają bezpośrednio mnie, tylko pani Milewskiej. Ale muszę też jasno powiedzieć, że nie zawsze będziemy wygrywać wszystkie negocjacje, chociaż akurat te z siatkówką to podejrzana historia. Nasi kontrahenci zachowywali się dziwacznie. Mam nadzieję, że szybko się to wyjaśni.

Czyli tu też nie popełnił pan błędu?

Moim największym błędem było niezainteresowanie się telewizyjnym public relations. Efekt jest taki, że wszystkie nasze porażki są niesłychanie nagłaśniane, a o sukcesach nie słychać.

Jedyne sukcesy jak dotąd to obietnice powstania kolejnych kanałów tematycznych: historia, film, rozrywka.
I będą. Jeszcze nauka i parlament. Jak stworzymy sieć dystrybucji, to wszystkie one się pojawią, a na razie, zgodnie z obietnicą, pracujemy nad nimi, tak samo jak pracujemy nad wielką Agencją Informacyjną. TVN stworzenie kanału informacyjnego zajęło półtora roku, a ja mam to zrobić w cztery miesiące?

To ile to panu zajmie?

bdquo;Trójka” zmienia się i będzie się zmieniać powoli, a TVP Info odpalimy z wielkim hukiem w połowie przyszłego roku.

Jak powinna wyglądać informacja w telewizji publicznej?
Oprócz tego, że ma być szybka, powinna coś wnosić do naszej wiedzy o świecie, jakoś go objaśniać, tłumaczyć, a nie być tylko sieczką, w dodatku nieumiejętnie podaną, która pogłębia wrażenie konfuzji i chaosu.

Zaraz zrodzi to podejrzenie o chęć manipulacji.

I co z tego? Niechże to rodzi ataki, mam nawet nadzieję, że będzie ich dużo. To upewni mnie, że idziemy w dobrym kierunku.

Tylko kto będzie ten świat objaśniał? Mam wrażenie, że problemem TVP nie są komuniści i agenci, ale miernoty.

Jedno z drugim się wiąże. Tak długo, jak będą panować tu różnego rodzaju układy, nie będziemy w stanie przyjmować najlepszych na rynku. Próbuję to zmienić. Moje pierwsze działania to nie było zwalanie programów z anteny, ale powołanie dyrektora finansowego, którego tu przez lata nie było. Co to za korporacja bez szefa finansowego?! Grzęźniemy tu też w koszmarnej biurokracji i walka z nią jest strasznie trudna. To wszystko trzeba reformować, a efektów na zewnątrz nie widać.

Na zewnątrz widać program. Jest pan z niego zadowolony?
Jestem zadowolony z nowych programów kulturalnych w bdquo;Jedynce”, z bdquo;Neokinematografu”, bdquo;Łoskotu”, bdquo;Zapu”, bdquo;Ringu”. Pojawiły się w dobrym czasie, mają niezłe recenzje, są oglądane, będą się rozwijać. Programy informacyjne też są nie najgorsze. Z końcem października pojawi się w bdquo;Jedynce” nowy serial opowiadający o telewizji w małym miasteczku, bdquo;Polkabel”, pisany przez Macieja Rybińskiego i Marcina Wolskiego, a reżyserowany przez Krzysztofa Zalewskiego. Prócz dobrej zabawy ma on coś ważnego opowiedzieć nam o rzeczywistości. Powstaje wieloodcinkowy poważny film o bdquo;Żegocie”. Przygotowujemy wreszcie serial sensacyjny o hrabinie Skarbek – przedwojennej Miss Polski, potem będącej w AK, pracującej dla wywiadu brytyjskiego, zamordowanej po wojnie. Niesamowite życie, taki lepszy Kloss w spódnicy.

Ale z Klossa pan zrezygnował.
Eksterminowaliśmy i Klossa, i Szarika. Jakoś nie żałuję.

Czego jeszcze nie zobaczymy w telewizji?

bdquo;Wielkiej gry”, nad którą wszyscy płakali, ale nie chcieli jej oglądać, i Moniki Olejnik, której odejścia żałuję. 23.10 to naprawdę nie jest taka straszna pora.

Efekt jest taki, że nie macie ani Olejnik, ani nikogo innego.

Znajdziemy.

Ale na razie nie zaproponowaliście nic innego.
Komu? Monice Olejnik?

Nie, widzom.
Spokojnie, zaproponujemy. W czterdziestomilionowym kraju znajdziemy kilka ciekawych osób, wyhodujemy te gwiazdy.

Na razie jest Dorota Gawryluk.
Której zlikwidowałem bdquo;Forum”, ale dałem za to własny program.

Podoba się panu nowe pasmo publicystyczne w amp;bdquo;Jedynce”?
Nie. Trzeba nad nim popracować, ale naprawdę nie mogę zajmować się wszystkim. Szefostwu bdquo;Jedynki” narzuciłem publicystykę kulturalną i ona jest najchętniej oglądana.

Kto odpowiada za tę nieporadną publicystykę polityczną?
Autorzy. I wyciągnę z tego wnioski już wkrótce.

Wywoła to konflikt z Małgorzatą Raczyńską.
Przeżyję to.

Albo i nie.
No trudno, ale nie mogę się godzić na takie programy. Jakbym chciał spokojnej robótki, to nie szedłbym do telewizji.

Co z amp;bdquo;Dwójką”?
Jest nowy, bardzo dobry szef i dajmy mu trochę czasu. Zmieniło się, i to na lepsze, bdquo;Warto rozmawiać”, reszta zmieni się od stycznia.

amp;bdquo;Panorama” wróci na godz. 22?
Być może. Jej przesunięcie o pół godziny było decyzją ekipy pani Terentiew i to chyba był błąd.

Prezenterzy w amp;bdquo;Jedynce” i amp;bdquo;Dwójce” pozostaną? To archaiczne.
Zastanowimy się nad tym. To rzeczywiście dosyć archaiczne, ale może widzowie wolą taki program, bo nie ma jednego wzorca telewizji. Nie chcę tu podejmować decyzji na siłę.
A propos bdquo;Jedynki” i bdquo;Dwójki” – zastanawiam się nad przeniesieniem teatru do bdquo;Dwójki”. Wiem, że rozpęta się burza, że czynię zamach na święty teatr w poniedziałek o godz. 20, ale jego świętość jest przecież przypadkowa: był w poniedziałek, bo tylko wtedy nie grały teatry, a w bdquo;Jedynce”, bo nie było innego kanału. Teraz to żadna różnica, ale jeśli się zdecyduję, będzie piekło. Zresztą piekło rozpętuje się przy każdej decyzji: jest bdquo;Forum” – źle, zdejmujemy je – jeszcze gorzej. Wszędzie są politycy – fatalnie, mówię, że będzie ich mniej, a Agnieszka Kublik w bdquo;Wyborczej” pisze, że będzie więcej. Tak wygląda krytyka w Polsce!

Nie wchodzi pan zbyt łatwo w buty Roberta Kwiatkowskiego? Wręcza pan nagrodę w Opolu, zasiada w jury Miss Polonia.
Zasiadam też w tym samym fotelu. Czasami trzeba to robić, bo na tym polega ciągłość firmy.

A jak jest pan na mszy papieskiej, to kamerzyści sami wiedzą, że właśnie pana muszą pokazać.
Ale zwróciłem delikatnie uwagę i jak byłem na Festiwalu bdquo;Jedynki” w Sopocie, to nie pokazano mnie ani razu. I tak ma być. Dotknął pan przy okazji innej sprawy – tego powszechnego w tej instytucji odgadywania pragnień prezesa. Kiedy tu przyszedłem, wszyscy mówili mi, jak bardzo się cieszą, że tu jestem, bo właśnie myśleli o reformie telewizji i tylko ja jestem osobą, która może tego dokonać. To miłe spotkać tylu nieoczekiwanych i z pewnością niekoniunkturalnych sojuszników.

Spotkał pan wielu czytelników swoich książek?
Książek akurat mniej, choć i tacy się zdarzali, ale czytelników moich artykułów były całe masy. Niektórych zresztą musiałem zwolnić.

Jak widać, na niewiele im się to zdało. Czego brakuje w telewizji?
Choćby interesujących programów publicystycznych, w których ciekawi ludzie w sposób nieskrępowany wąską poprawnością polityczną powiedzieliby nam. co ciekawego dzieje się na świecie, jakie tam przetaczają się debaty. Brak mi też interesujących, a nie tylko rozrywkowych teleturniejów, które, chociażby, uczyłyby przedsiębiorczości. Chciałbym, by znalazło się miejsce na program filozoficzny. Programy kulturalne powinny z kolei pokazywać, jak ważna dla każdego człowieka, nie tylko wąskiego grona zawodowców, jest kultura wysoka. Po prostu chciałbym, by telewizja porządkowała świat.

Wracam do pytania, kto miałby to robić?
Ludzie zupełnie nowi, nowe autorytety. Bo umówmy się, że to telewizja kreuje autorytety. Ktoś wypowiada się o polityce zagranicznej czy karze śmierci – aha, to znaczy, że się na tym zna i trafia do notesu dziennikarzy. Chcę przerwać ten zamknięty obieg, spalić te notesy, rozszerzyć, spluralizować krąg ekspertów, ot chociażby komentatorów.

W miejsce autorów amp;bdquo;Trybuny” i amp;bdquo;Przeglądu” przychodzą autorzy amp;bdquo;Nowego Państwa” i amp;bdquo;Gazety Polskiej”. To jest ta pluralizacja?
Tak. Gdyby policzyć, ilu tu pracuje weteranów PRL, a ilu publicystów bdquo;Gazety Polskiej”, to zapewniam pana, że pierwszych jest znacznie, znacznie więcej.

Do kogo teraz będziecie się zwracać o komentarze?
Dotychczas była to zwykle bdquo;Gazeta Wyborcza”, bdquo;Polityka”, bdquo;Tygodnik Powszechny”, a chcielibyśmy, by pojawili się też inni. Najbardziej przy tym bawi mnie formuła dyskusji o Janie Pospieszalskim, że taki on kontrowersyjny. Jest kontrowersyjny nie z racji jakichś ekstrawaganckich zachowań, ale poglądów, które ma, albo ściślej – które mu się przypisuje. Bo jest wierzący, ma szacunek dla tradycji i reprezentuje zdrowy mainstream większości Polaków. I to jest kontrowersyjne, a poglądy Kingi Dunin kontrowersyjne nie są. Paranoja!

Kazimiera Szczuka prowadzi program o książkach w TVN 24amp;hellip;
No właśnie!

To źle?
To źle, bo ona literaturę traktuje instrumentalnie jako narzędzie walki politycznej! U niej książka staje się obuchem, którym wali się przeciwników politycznych. Lansowanie takich osób świadczy o daleko posuniętej chorobie życia intelektualnego.

Radykalne feministki mogą się pojawić tylko jako głos w dyskusji, a radykalny Pospieszalski może prowadzić program?
Ależ on wcale nie jest radykalny, to dorabianie mu gęby. W sprawach politycznych jest bardzo umiarkowny, w kwestiach ideowych po prostu jest konserwatystą – to radykalizm? W takim razie trzy czwarte Polaków to radykałowie i tylko wąska grupa warszawiaków stanowi zdrowe centrum.

Pospieszalski prowadził studio wyborcze AWS.
Tak, rzeczywiście. To niedobrze.

Ale Andrzej Kwiatkowski, który był dziennikarzem wyznaczonym przez Aleksandra Kwaśniewskiegoamp;hellip;
hellip;w TVP za mojej kadencji programu mieć nie będzie. Ale zestawianie obu panów jest nieuczciwe.

Na razie etat w TVP ma tylko Kwiatkowski.
Ano ma, ale zwolnić go wcale nie jest tak łatwo. Takich jak on jest całkiem sporo, są tu całe nisze ekologiczne, gdzie są poukrywani. Niełatwo ich wytropić.

Sławomir Zieliński u pana pracuje?
Chyba tak. Usiłowałem go wywalić, ale chyba jest bardzo chory. Oni bardzo nie chcą dać się wyrzucić. Nie mogę panu powiedzieć, kogo chcę zwolnić, bo od jutra będzie on obłożnie chory.

Niejednego prezesa już tak przetrzymali.

I liczą na to, że i mnie przetrzymają. Zobaczymy.

Ma pan poczucie porażki?
Nie, ale zwycięstwem też bym tego nie nazwał. Najważniejsze jest pytanie, czy przez ten czas, jaki tu jestem, zrobiłem wszystko, co było do zrobienia? W takiej instytucji cztery miesiące to bardzo mało. Można było zrobić więcej, gdyby zarząd był jednoosobowy lub choćby stanowił zwarty team ludzi połączonych wspólną wizją.

Po co to wszystko panu?

Lepiej by mi było, gdybym sobie prowadził jakiś program w telewizji i miał spokój, ale chciałem się przekonać, czy tu naprawdę nic się nie da zrobić. Wie pan, kiedy przychodziłem na Woronicza, ludziom drżały ręce, kiedy podawali mi je na przywitanie, ale okazało się, że nie było powodu. Trochę żałuję, że nie było powodu.

Bronisław Wildstein od maja 2006 roku prezes Telewizji Polskiej, publicysta i felietonista, komentator polityczny, ekonomiczny i społeczny, pisarz. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Działacz opozycji, współtwórca i rzecznik Studenckiego Komitetu Solidarności (1977) praz współtwórca NZS w Krakowie. Opublikował m.in. bdquo;Przyszłość z ograniczoną odpowiedzialnością” (2003), za którą otrzymał Nagrodę im. Janusza Kijowskiego, bdquo;Mistrz” (2004), bdquo;Długi Cień PRL-u, czyli dekomunizacja, której nie było” (2005).
















































































































































































































Reklama