Przed mundialem pisałem sobie spokojnie recenzje książek i prowadziłem swój cykliczny program o literaturze w telewizji MDR. Ale pewnego dnia zadzwonił telefon i zaproponowano mi przygotowanie programu kulturalnego piłkarskich mistrzostw świata w 2006 roku. Zgodziłem się natychmiast. Rzuciłem Goethego, Rilkego i Brechta. Zwyciężyła stara miłość do piłki.
Narodowa gra wstępna
Poproszono mnie o ambitne, ale i ekscytujące zadanie - Proszę sobie wyobrazić, że Puchar Świata to piękna kobieta - brzmiał głos w słuchawce. - Pan jej pragnie. Jest kolacja i kwiaty. Zaczyna pan ją całować, a potem rozbierać. Ale nagle dzwoni jej telefon. Kochanka wzrusza tylko ramionami i wybiega - to był jej były, lecz wciąż ukochany narzeczony. No cóż, nie doszło wprawdzie do spełnienia, ale wspomnień z kolacji i pieszczot nikt panu nie odbierze.
Moi mocodawcy wyjaśnili, że chcą, by tak samo było z tym mundialem."Nie wiadomo, czy uda nam się zdobyć Puchar Świata, ale to nieważne. Pańskim zadaniem jest nauczyć Niemców radości z oczekiwania na te mistrzostwa" - tak brzmiało zamówienie.
Od tego czasu wszystko w moim życiu się zmieniło. Wraz z 30-metrowym Piłkarskim Globusem przez dwa lata objeżdżaliśmy największe niemieckie miasta. Globus tygodniami stał przed Bramą Brandenburską, katedrą w Kolonii czy hamburskim Ratuszem. A wieczorami w środku rozmawialiśmy z piłkarzami, trenerami, działaczami. Chętnie napuszczaliśmy ich na pisarzy, polityków czy osobistości telewizyjne. Przez dwa lata mieliśmy naprawdę niezły ubaw. Globus odwiedziło w tym czasie ponad milion osób. Ja zaś z bliska i na bieżąco obserwowałem, jak zmieniają się Niemcy w oczekiwaniu na mundial.
Zapomnieć o Hitlerze
Niemiecki pomysł na te mistrzostwa był taki: pokazać nową, młodą, dowcipną i gościnną Republikę Berlińską. Zadanie nie było łatwe. Trzeba było sprawić, by wielka impreza sportowa organizowana przez Niemców nie kojarzyła się automatycznie z igrzyskami w Berlinie i z Adolfem Hitlerem pozdrawiającym sportowców nazistowskim pozdrowieniem z trybuny honorowej Olimpiastadion.
Podczas kolejnej niemieckiej olimpiady - w Monachium - też nie było zbyt wielu powodów do euforii - cieniem położyło się na niej zamordowanie izraelskich sportowców przez palestyńską bojówkę. Na dodatek w igrzyskach brały udział dwie reprezentacje Niemiec. A podczas piłkarskich mistrzostw świata dwa lata później drużyny RFN i NRD stanęły nawet naprzeciw siebie na boisku. Mundial 2006 był szansą, by wreszcie zatrzeć te ponure wspomnienia.
Wszyscy oczekiwali na te mistrzostwa z zapartym tchem również dlatego, że całe niemieckie społeczeństwo ma kompletnego świra na punkcie futbolu, który od czasu zakończenia drugiej wojny pełnił ważną rolę w tworzeniu się niemieckiej tożsamości. Tak było już od lat 50. Od tego czasu największe piłkarskie sukcesy łączą się zawsze z kluczowymi wydarzeniami w historii tego kraju.
Futbolowa iskra
Kiedy Niemcy po raz pierwszy zostały mistrzem świata w 1954 roku, były głodującym i moralnie przegranym społeczeństwem. Niespodziewany sukces piłkarski i pokonanie cudownej węgierskiej jedenastki było doświadczeniem, na którym wychowały się całe pokolenia. Historycy do dziś są zdania, że "Cud w Bernie" (wydarzenie porównywalne z waszym Wembley) położył emocjonalny fundament pod niemiecki cud gospodarczy z lat 60. i 70.
Po raz drugi Niemcy zostali mistrzami świata w roku 1974. Piłkarze nosili długie włosy i byli nieodrodnymi dziećmi rewolucji obyczajowej 1968 roku. Futbolem interesowali się wtedy wszyscy.
Trzeci - i jak dotychczas ostatni - triumf piłkarzy w białych koszulkach i czarnych spodenkach to rok 1990. Stało się to latem, gdy mur berliński już upadł, ale do formalnego zjednoczenia Niemiec jeszcze nie doszło. Mieszkańcy obu niemieckich państw patrzyli na siebie nieufnie po przeszło 40 latach osobnego życia. To właśnie piłkarski sukces drużyny trenera Beckenbauera był pierwszym doświadczeniem łączącym Wessich i Ossich. Widać to świetnie w filmie "Goodbye Lenin".
Czerwiec 1990 - bohaterowie siedzą na dachu jednego z bloków w Berlinie Wschodnim. Nagle dociera do nich wiadomość, że reprezentacja RFN pokonała Argentynę i zdobyła mistrzostwo świata. W niebo po zachodniej stronie miasta strzelają sztuczne ognie. Nagle dołączają do nich fajerwerki także po wschodniej stronie miasta. Tak obie części podzielonego przez lata Berlina fetowały wspólnie piłkarski sukces.
Tymczasem gdy zapadła decyzja, że przypadnie nam w udziale organizacja Mundialu 2006, mój kraj był w mentalnym dołku.
To było coś na kształt zbiorowej depresji. Piętnaście lat integracji NRD okazało się niewypałem. Media straszyły, że Niemcy siedzą na bombie demograficznej, bo społeczeństwo się starzeje i za dwadzieścia lat nie będzie już pieniędzy na emerytury, a budżet państwa się załamie. Gospodarka się kurczyła. Na dodatek Niemcy tracili kluczowe elementy swojej powojennej tożsamości. Zrezygnowano z marki niemieckiej (kojarzonej z okresem powojennej prosperity). Na domiar złego politycy zapowiadali bolesne reformy państwa socjalnego.
Socjologowie zastanawiali się zaś wtedy, czy istnieje jeszcze w ogóle coś, co łączyłoby nowe niemieckie społeczeństwo po formalnym zjednoczeniu. Dlatego futbolowy mundial nie mógł przyjść w lepszym momencie.
Euforia mistrzostw
Bałem się, że gdy mistrzostwa wreszcie nadejdą, wszystko pęknie jak bańka mydlana. Tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie - lato 2006 roku było jednym z najbardziej radosnych okresów w moim życiu. Pamiętam, jak jechałem pociągiem z Frankfurtu do Kaiserslautern na mecz Japonii z Australią. Wagon był pełen japońskich kibiców. Mężczyźni ubrani byli w koszulki reprezentacji z nazwiskami Nakamura czy Takahara. Kobiety w tradycyjne japońskie kimona. Ucięliśmy sobie bardzo miłą pogawędkę. Wtedy zrozumiałem, że hasło tych mistrzostw: "Świat w gościach u przyjaciół" naprawdę ma sens.
Ale mistrzostwa to nie tylko kibice. Każdy bawił się tematem mundialu na swój sposób. W bliskiej mi dziedzinie literatury rozwinął się cały nurt piłkarskiego pisarstwa. Powstawały futbolowe filmy. Oszalał nawet świat nauki - na całość poszedł profesor z Freiburga, Klaus Theweleit, wydając dzieło "Bramka do świata. Piłka nożna jako model rzeczywistości".
Okazji nie przepuścili też oczywiście politycy. Były kanclerz Gerhard Schröder uczynił wręcz z piłki nożnej wręcz swój znak rozpoznawczy. Czasem na organizowanych w ogrodach Urzędu Kanclerskiego konferencjach prasowych futbolówka, niby przypadkiem, zaplątywała się pod nogi kanclerza, a ten - ku uciesze fotoreporterów - czynił z niej wprawny użytek. Nawet Angela Merkel nie przepuściła żadnej okazji, by sfotografować się w towarzystwie piłkarzy lub uwielbianego w Niemczech trenera reprezentacji Jürgena Klinsmanna.
Uskrzydlone Niemcy
Choć od czasu zakończenia mistrzostw minął już prawie rok, sądzę, że coś się dzięki mundialowi trwale w Niemcach zmieniło. Na stadionach po raz pierwszy od czasu zakończenia drugiej wojny światowej pojawiły się tysiące niemieckich flag. Tym razem nie zatrważały już świata.
To było bardzo oczyszczające, móc po prostu wymachiwać drzewcem flagi i dopingować swój zespół bez oskarżeń o nacjonalizm i powrót niemieckich demonów. Niemcy dzięki temu wyluzowali - i uwierzyli w siebie. Gospodarka ma się coraz lepiej, a według badań konsumenci i inwestorzy dawno nie byli takimi optymistami.
Nawet rządząca kanclerz, mimo że kieruje rządem już od półtora roku, jest przez Niemców nadal lubiana. Nie sposób sprawdzić, czy stało się to wszystko dzięki mundialowi - trudno jednak twierdzić, że nie ma między tymi faktami żadnego związku.
Tyle samo radości i pożytku z Euro 2012 życzę w tej chwili Polsce i Ukrainie. Skoro nam się udało, czemu miałoby się nie udać wam?
Jochen Hieber, znany niemiecki krytyk literacki i moderator telewizyjny, uczeń i następca legendarnego Marcela Reicha-Ranickiego. Kibic piłkarski.
Piłkarskie Mistrzostwa Świata w 2006 roku były dla Niemców wydarzeniem porównywalnym do obalenia muru berlińskiego. Mundial dał nam silny impuls, dzięki któremu - jako naród - uwierzyliśmy w siebie. Teraz podobna okazja otwiera się przed Polską i Ukrainą - pisze w DZIENNIKU Jochen Hieber, krytyk literacki i kibic.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama