Mimo zapewnień Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o tym, że Polska jest postrzegana w Brukseli jako kraj cudu (słowa minister Elżbiety Bieńkowskiej z wywiadu dla „Gazety Wyborczej”), warto przygotować się również na informacje o tym, że te cuda to często sztuczki prestidigitatorów.
Do tej pory wiadomo było, że cuda słabo nam się udawały w innowacyjnej gospodarce i na drogach. Teraz dochodzą do tego ochrona środowiska i kolej. Sumy, o których dziś piszemy w DGP, nie są duże. To „zaledwie” 25 mln euro mniej na Czajkę czy 100 mln mniej na modernizację linii kolejowej Warszawa–Gdynia. Nie wierzę jednak, że na tym się skończy. Dopiero po całkowitym rozliczeniu się z obecnej perspektywy budżetowej będzie można stwierdzić, do jakiego stopnia skutecznie ją wykorzystaliśmy. Dziś jest za wcześnie, by mówić o Polsce jako kraju cudów.
Minister Bieńkowska ma oczywiście rację, lansując tezę o skoku cywilizacyjnym Polski za unijne pieniądze. To prawda, że jest więcej dobrych dróg, że kapitał ludzki kreował miejsca pracy, nawet jeśli projekty bywały niedorzeczne. Prawdą jest też to, że słynne aquaparki dawały zarobić lokalnym firmom, które je budowały.
Ale prawdą jest też niedotrzymywanie terminów przez wykonawców. Przeszacowywanie inwestycji. Zmowy cenowe. Ciche porozumienia urzędników i przyszłych przedsiębiorców starających się o dotacje. Ten rok poszerzy naszą wiedzę na ten temat. I przyćmi nieco optymistyczny obraz polskiej krainy cudów.
Reklama