„Ani listka nie rusz bracie, bo się będą gniewać na cię”
Jeśli zapytamy jakiegokolwiek turystę, co najbardziej podoba mu się w Warszawie, jako miasto bardzo okaleczonej przez historię, niemal każdy odpowie – zieleń: laski, parki, zadrzewione skwery i dziedzińce (czyli to, czego tak bardzo w wielu innych miejscach brakuje). Czasem nadgryzione przez rozpychających się deweloperów, sprzedane przez bezmyślnych urzędników, idiotycznie zreprywatyzowane lub zniszczone pod byle pretekstem, ale wciąż będące największą ozdobą stolicy i wielkim jej atutem. To właśnie przyjazna ludziom koncepcja miasta-ogrodu (a nie miasta-betonu i ugoru) – przyjęta i zrealizowana również przez ówczesne władze – oraz prosta przedwojenna architektura stanowią o urokach Żoliborza, czemu zapewne mieszkający w tej dzielnicy prezes PiS Jarosław Kaczyński nie będzie zaprzeczał.
Może właśnie dlatego stwierdził, że drzewa należy chronić bardziej niż przewidują to obowiązujące teraz przepisy? Pytanie tylko, czy trzeba było dopiero rozsądnej reakcji szefa rządzącej partii, by władza poszła po rozum do głowy?
Ustawa, która do niedawna chroniła drzewa przed wycinką, nie była dobra. Legalne pozbycie się drzewa było niezwykle trudne, czasem graniczyło z cudem, nawet w dość oczywistych przypadkach, a kary za nielegalny wyrąb bywały zbyt wysokie, niekiedy rujnujące. Lepiej było na własnej działce nie sadzić drzew, by potem np. w razie rozbudowy domu lub innej koniecznej inwestycji, nie mieć ogromnego kłopotu.
Mimo wszystko jednak była to dużo lepsza ustawa niż obowiązująca teraz – pozwalająca w zbyt wielu przypadkach na zupełnie swobodną wycinkę. Zmieniając prawo, wylano dziecko z kąpielą. Brutalnie. I bezmyślnie. Albo inaczej – jeden absurd zastąpiono drugim, bodaj jeszcze większym.
W Liwie, którego historia sięga wieków średnich, jest kościół obsadzony drzewami rzadkich gatunków. Dziś to są już wiekowe okazy. Do każdego pnia przymocowana jest tabliczka z sentencją, wyrażającą troskę o przyrodę. Przykłady? „Mądrość Bożą podziwiamy, gdy się drzewom przyglądamy”. Albo: „Przyjacielem bądź przyrody, obsadź drzewem swe zagrody”. „W górę rosnąć drzewkom trzeba, niech wierzchołkiem sięgną nieba”. „Kochane nasze dziecinki, nie łamcie żadnej drzewinki”. „Olbrzymie wyrosną drzewa, ale z młodu psuć nie trzeba”. Itd. itd. Jest takich tabliczek ponad 20, mają one około 100 lat.
W bliższym naszym czasom wydaniu te same myśli wyrażano na prymitywnych drewnianych tabliczkach wbijanych w trawniki z wymalowanym mniej subtelnym, ale prostym napisem: „Szanuj zieleń!”. W czasach PRL na nowych osiedlach popularne też były odgórne, ale i oddolne akcje sadzenia drzew, których dobre rezultaty widać do tej pory.
Była i jest więc w narodzie nie tylko skłonność do pochopnego wyrębu i zaśmiecania lasów, ale i duch autentycznej troski o drzewa i drzewostan. A w gruncie rzeczy – o ludzi i ich dobrostan. Bo drzewostan z dobrostanem ma bardzo wiele wspólnego.