Do 2015 r. wszystko szło mniej więcej w porządku, ale przyszedł Antoni i rozmontował armię. Powywalał generałów, nie kupuje sprzętu i w ogóle będzie nas bronił przed Specnazem przy pomocy obrony terytorialnej – tak, również, w skrócie i uproszczeniu można z kolei opisać historię, którą stara się przedstawić część opozycji i kilku generałów, którzy ostatnio odeszli ze służby, a teraz mają swoje pięć minut w mediach z powodu wydanej właśnie książki "Generałowie" – wywiadów, które przeprowadził Juliusz Ćwieluch.
Problem w tym, że rok 2015 nie jest w Wojsku Polskim rokiem zero. Ba, to nawet nie jest żaden szczególny przełom. Po prostu wtedy zmienił się rząd, a obie te narracje można stosunkowo łatwo obalić.
Pierwszą na przykład tak: sukcesy, którymi chwali się minister Macierewicz, m.in. zakup armatohaubic Krab, czy moździerzy Rak, to jest sfinalizowanie wieloletnich programów. Fakt, że ta ekipa je domknęła i podpisała. I chwała im za to. Ale to nie jest tak, że wcześniej nic się nie działo – to po prostu kontynuacja myśli poprzedników.
Z kolei szczyt NATO w Warszawie, to bez wątpienia sukces, ale jego postanowienia wpisują się w zmianę zapoczątkowaną jeszcze dwa lata wcześniej na szczycie Sojuszu w Newport. A bajania ministra o tym, że "za 10 lat odeprzemy każdego przeciwnika" można włożyć między bajki, co przyznają także ludzie z obozu rządzącego. Póki, co, nad bronią jądrową nie pracujemy.
Drugą narrację obalić równie łatwo. Można to zrobić choćby za pomocą opublikowanego raportu Najwyższej Izby Kontroli (czas prowadzenia kontroli skończył się w połowie 2016 r.), która mówi, że żołnierze muszą jeździć na strzelanie do sąsiednich jednostek, bo nie mają strzelnic. To działo się w czasach poprzedniego rządu. Warto pamiętać, że to właśnie w czasach rządów PO – PSL mieliśmy na przykład rok, w którym liczba ćwiczących żołnierzy rezerw wyniosła… zero, a z kolei budżet 2013 r. został zmniejszony o bagatela, trzy miliardy złotych, z powodu kryzysu finansowego.
Takie wyliczenia, i dla jednej, i dla drugiej strony, można prowadzić jeszcze długo. Można też wskazywać plusy jednych i drugich: np. ustawowe zapisywanie wydatków na obronność (zrobił to i rząd PO – PSL, a ostatnio ten limit zwiększył rząd PiS), niektóre udane zakupy (jak np. pociski JASSM za PO, czy wspominane Kraby).
Rzeczywistość w Wojsku Polskim była zła i jest zła. Było za mało pieniędzy i dalej jest za mało pieniędzy. Marnowaliśmy środki wcześniej (np. słynny patrolowiec Ślązak budowany przez prawie 20 lat), marnujemy pieniądze teraz (finansowanie Obrony Terytorialnej kosztem wojsk operacyjnych). Mieliśmy stary i zużyty sprzęt, i dalej go mamy. Jestem przekonany, że ten problem w ciągu kilku najbliższych lat nie zniknie.
Takie czarno-białe postrzeganie złożonej wojskowej rzeczywistości, która jest procesem wieloletnim, ma jeszcze jedną konsekwencję. Jeśli jest tak źle, jak mówią niedawno emerytowani generałowie, to oni też za to odpowiadają, bo jeszcze przed chwilą byli w mundurach. Z kolei, jeśli jest tak dobrze, jak mówi minister Macierewicz, to odpowiada za to również jego poprzednik Tomasz Siemoniak. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej złożona niż próbują nam to wmówić politycy.