Gen. Drewniak w rozmowie z tygodnikiem "Polityka" na pytanie, co by było, gdyby dziś wybuchła wojna, odpowiada: "Co mam panu powiedzieć? Przecież ludzie to przeczytają". Wyjaśnia, że cykl ćwiczeń w polskiej armii układa się tak, że co dwa lata przeprowadzane są duże, rozbudowane ćwiczenia Anakonda, podczas których ćwiczone jest własne wojsko oraz elementy współpracy z sojusznikami. – Tysiące ludzi idą w pole i pokazują, na co nas stać – wyjaśnia. Wtedy, gdy nie organizuje się Anakondy, przeprowadzane są: mniejsze ćwiczenia Borsuk oraz wirtualna gra wojenna. – Komputer to maszyna obliczeniowa. Załadowana odpowiednią ilością danych pozwala na tworzenie realnych i sprawdzalnych scenariuszy rozwoju wypadków. To potężne i bezwzględne narzędzie, bo nie wybacza błędów. No więc w czasie takiego ćwiczenia w 2015 r. cale nasze lotnictwo straciliśmy w ciągu czterech godzin – mówi.
- Chyba dni? – dopytuje dziennikarz. – W cztery dni to straciliśmy przewagę na niebie we wrześniu 1939 r. – odpowiada. I dodaje, że podczas wejścia w zintegrowany system obrony powietrznej przeciwnika, polskie wojsko nie było w stanie go przełamać, bo nie dysponuje takimi środkami. – W efekcie trzeba było zresetować komputer i zacząć ćwiczenie od nowa – powiedział.
Jego zdaniem katastrofalny stan polskich sił powietrznych to wina ministra Macierewicza. Uważa, że minister nie dba o następcę dla samolotów F-16, a poza tym chce kupować kolejne maszyny tego typu nie zwracając uwagi na to, że ich konstrukcja ma już 30 lat a sojusznicy Polski zaczynają zastępować ją nowocześniejszymi F-35. – Pojedynek sześciu F-16 i jednego F-35 zakończył się tak, że szósty F-16 zorientował się, że został namierzony chwilę przed zestrzeleniem – mówi.