Na początek można sięgnąć po wzory szwajcarskie, bo to wiadomo, najstarsza republika w Europie, doskonała demokracja referendalna. Co więcej, żadne tam rasizmy, homofobie, faszyzmy ani stalinizmy nigdy Szwajcarów nie dotknęły i jeśli ktoś ma być symbolem tolerancji, to właśnie potomkowie Wilhelma Tella. Każdy nasz rodzimy moralista podpisałby się pod powyższymi zdaniami. I to obiema rękami.

Reklama

A tu proszę - rozgłośnia radiowa Energy w Zurychu sprowadziła sobie z Niemiec, a więc zza miedzy, a raczej zza Jeziora Bodeńskiego autentyczną Niemkę, panią Katrin Wilde, aby poprowadziła pierwszą w historii Szwajcarii audycję w Hochdeutschu, czyli literackiej niemczyźnie.

No i co się porobiło: pani Wilde otrzymała obfitą korespondencję, że nie dość, iż niewinne dzieci szwajcarskie muszą się w szkole uczyć niemieckiego, nie dość, że już 19 procent mieszkańców Zurychu stanowią Niemcy, to jeszcze teraz trzeba słuchać radia po niemiecku. Ale to nie wszystko. Któregoś dnia dziennikarka znalazła na ulicy swój samochód z powybijanymi szybami. Otrzymała też pogróżki, że to dopiero początek, i radę, aby się wynosiła do Reichu. Od paru tygodni musi chodzić po cywilizowanym Zurychu ze specjalnym urządzeniem alarmowym.

W Warszawie w najgorszym przypadku zostałaby całkowicie olana, a w najlepszym weszła do towarzystwa. No, ale my nie dorastamy i nie dosięgamy do europejskiej poprzeczki. Toteż moja rada, aby brać przykład ze Szwajcarów wcale nie dotyczy traktowania obcojęzycznych dziennikarzy, a Niemców w szczególności, tylko tego, żeby w polskich rozgłośniach zatrudnić parę osób znających literacką polszczyznę. Można ich sprowadzić z Londynu, gdzie oprócz świeżych imigrantów mieszkają jeszcze sędziwi uchodźcy wojenni i ich potomstwo.