Kolejnym paradoksem jest też to, że teraz sama pani minister pracy kombinuje i szuka kruczków prawnych, jakby to prawo ominąć! To kolejny krok do budowania kultury prawnej Polaków. Z zachowania ministerstwa wynika, że mamy nie tyle rządy państwa prawa, co rządy widzimisię urzędnika. Teraz powinniśmy dojść do wniosku, że prawo jest po to, aby je obchodzić. Przecież pani minister sama do tego namawia.
Samemu powstaniu tej ustawy przestałem się jednak dziwić, kiedy przeczytałem w DZIENNIKU wywiad z jednym z jej twórców. Poseł Stanisław Szwed mówi: "Nie ma zamieszania. Zamieszanie robi prasa" oraz "W święta nie można pracować tam, gdzie jest handel. A tam, gdzie jest potrzeba, placówki powinny być otwarte". Człowiek o takiej zdolności formułowania niejasnych myśli pisał obowiązujące nas ustawy?! I jeszcze ma czelność mówić o zamieszaniu.
A co do zasady - rozumiem, że poseł twierdzi, że sprzedanie lekarstwa nie jest handlem? A jak nazwie sytuację, w której chcę w święto kupić chleb, a poprzedniego dnia pracowałem do godz. 21? To jest handel czy potrzeba? A jeżeli będę chciał kupić ciasto, to czy będzie to potrzeba, czy handel? I niby dlaczego poseł ma decydować za mnie? Jeżeli ktoś chce mi coś sprzedawać, to moja i sprzedawcy sprawa.
Warto też zauważyć jeszcze jeden absurd tego całego zakazu pracy w święta. Czy Polska jest krajem ustawowo katolickim? A co z mniejszościami religijnymi, ateistami, niepraktykującymi? Na Wschodzie żyją duże wspólnoty prawosławnych, które obchodzą swoje święta w innych dniach niż katolicy. Dlaczego więc nie mogą zrobić zakupów, jeżeli zarówno sprzedawcy, jak i kupujący są prawosławni.
Społeczeństwo się zmienia. Jest coraz większa kategoria ludzi, którzy nie tylko pracują długo, ale także w bardzo różnych godzinach. Jeżeli sklepy miałyby być zamknięte w niedziele - oznacza to, że prawo utrudnia życie obywatelom. Może politycy powinni zauważyć, że społeczeństwo nie jest już podzielone na wielkie stany lub klasy społeczne, które pracują jednocześnie. Oczekiwanie, że wszyscy razem w niedziele i święta nie pójdziemy do pracy, jest anachronizmem.
Prawda jest taka, że coraz częściej pracować i odpoczywać będziemy w różnym czasie. Żadna ustawa tego nie zmieni. Rozumiem, że gdy posłowie wyjdą na świąteczny spacer, nie zechcą kupić dziecku loda. A gdy latem wyjadą na długi weekend majowy, nie będą nic kupować ani 1, ani 3 maja. Krupówki w Zakopanem i sklepy nad morzem oraz w innych miejscowościach wypoczynkowych też zamkniemy? Co zaś, jeżeli ktoś zechce pójść do kawiarni, która jednocześnie jest księgarnią? Posłowie, którzy nie czytają książek, zabronią mi tej rozrywki?
Przez 50 lat PRL polskie prawo wszystko regulowało i nie pozostawiało miejsca na indywidualne działanie jednostki. Jeżeli mamy uchwalać ustawy, które mają zatrudnionym w pewnym sektorze dyktować warunki pracy, to potem dochodzi do takich absurdów, że właściwie wszyscy powinniśmy sobie kupić po baniaku benzyny i - jak za czasów PRL - załadować zapas do bagażnika, gdy ruszymy na groby najbliższych.
A swoją drogą - gdzie będą inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy w święta? Dura lex sed lex... jeśli tak, to rozumiem, że inspektorzy w PIP dostaną polecenie stawienia się do pracy w święta, by egzekwować durne prawo, ale prawo.