Czy Facebook, Instagram, Twitter i Google wiedzą o nas więcej niż nasi najbliżsi?
Oczywiście! Nawet więcej, niż wiemy o sobie sami.
Ale przecież ludzie w internecie nie są szczerzy. Przechwalają się, kłamią, piszą pod wpływem emocji, błędnie diagnozują u siebie choroby.
Komputer patrzy na nas obiektywniej niż my sami. Zdarza się, że zapominamy o pewnych rzeczach, które zrobiliśmy czy powiedzieliśmy, jak o postanowieniach noworocznych. A komputer pamięta i analizuje.
Można się przed tym chronić?
Można, tylko pytanie: czy ma to sens? Jedynie bardzo uprzywilejowani ludzie mogą sobie pozwolić na to, aby robić przelewy wyłącznie w placówce banku albo pisać odręcznie listy i wysyłać je tradycyjną pocztą. Większości osób, które mają pracę i rodzinę, brakuje na to czasu. Dla nich korzystanie z technologii jest więc po prostu niezbędne. Bez sensu jest uciekanie przed nowymi technologiami i blokowanie przetwarzania naszych danych przez firmy. Tracimy z tego powodu wiele potencjalnych korzyści. Lepiej skupić się na tym jak upewnić się, że te wspaniałe technologie nie są używane przeciwko nam.
Z tego, że korporacje znają nasze tajemnice i wciskają nam reklamy?
Jakkolwiek nie chcemy się do tego przyznawać, to potrzebujemy i lubimy konsumować. A lepiej jest przecież konsumować produkty skrojone specjalnie dla nas. Ja na kwestię przetwarzania danych patrzę jednak znacznie szerzej. Jest szansa, że w skali globalnej przyniesie to wiele dobrego. Maszyny będą mogły diagnozować choroby dużo taniej, szybciej i skuteczniej, niż dziś robi to lekarz. Wystarczy spojrzeć na ostatnie badania przytaczane przez Reutersa, z których wynika, że algorytm Google’a wykrył o 9,4 proc. więcej przypadków nowotworów piersi niż amerykańscy specjaliści. Sztuczna inteligencja będzie naszym doradcą w kwestiach zdrowia, w tym także psychicznego, związków czy rozwoju kariery.
Ale chyba tylko przy założeniu, że firmy przetwarzające dane chcą czynić wyłącznie dobro. A tak raczej nie jest.
Ależ firmy technologiczne nie chcą nam koniecznie robić krzywdy! Nieetycznych podmiotów jest bardzo niewiele. Wydaje mi się, iż Mark Zuckerberg nie miał i nie ma złych zamiarów. Wręcz przeciwnie – od początku chciał tworzyć środowisko przyjazne dla użytkowników. I to mu się przez wiele lat udawało. Wielu z mądrzejszych ode mnie znajomych pracuje w Facebooku czy Google’u. I to są ludzie tacy sami, jak zdecydowana większość z nas - porządni, martwiący się o przyszłość ludzkości i nie budzący się rano z myślą, jak by tu komuś zaszkodzić.
Technologia jest już tak zaawansowana, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć jej skutków?
Można tak powiedzieć. W przeszłości mieliśmy wielkie koncerny medialne, które monopolizowały dostęp do informacji wielu milionom ludzi. Ale nie były one tak wielkie, jak wielki jest Facebook. Poza tym telewizja, prasa czy radio mają nieporównywalnie mniejszy zasięg i możliwości niż internet. Facebook kontroluje to, co czytamy, podsuwając nam treści najbardziej angażujące i atrakcyjne. Przez to spędzamy na portalu coraz więcej czasu. Jeśli algorytm odnotuje, że pokazywanie użytkownikom wielkich, tłustych kotletów powoduje, iż w następnym dniu poświęcą więcej czasu Facebookowi, to uparcie będzie im wyświetlać hamburgery. Nie będzie myślał o tym, czy ci ludzie danego dnia zjedzą hamburgera, zapiją coca-colą i przez to następnego dnia będą spędzać więcej czasu przy komputerze, bo się będą czuć zbyt ociężali, by wyjść na siłownię. W sposób niezamierzony może to doprowadzić do wzrostu epidemii otyłości wśród internautów. Na tej samej zasadzie jeśli użytkownicy czytują skrajnie prawicowe lub lewicowe artykuły zawierające teorie spiskowe, będą takimi treściami zalewani. Być może ktoś się przez to zradykalizuje, odda głos w wyborach niezgodnie z sumieniem albo zrobi coś jeszcze głupszego.