Donald Tusk
Dzięki Tygodnikowi Idei "Europa" miałem możliwość - podczas Debaty "Dziennika" - dyskutować o liberalizmie z Guyem Sormanem, pisarzem, którego książki, obok pism Isaiaha Berlina, Friedricha Hayeka, Raymonda Arona, miały na mnie największy wpływ. Moja przygoda z jego książkami zaczęła się jeszcze w latach 80. W Trójmieście bardzo wielu ludzi zaangażowało się wtedy w "Solidarność", potem siedzieli w więzieniu czy internatach, ale w końcu musieli wrócić do życia, a nie mogli wrócić do dawnych, państwowych miejsc pracy. I tak narodził się taki wielki boom w połowie lat 80., gigantyczna fala małych spółdzielni pracy, które de facto były substytutem prywatnych firm, a później, kiedy komuniści na to pozwolili – niedużych, ale bardzo żywotnych - spółek prawa handlowego. W Trójmieście doprowadziliśmy do syntezy idei i praktyki: nocami drukując właśnie Guya Sormana, a w dzień pracując w setkach małych prywatnych firm. "Solidarność" w swojej istocie była wolnościową rewolucją, która zniosła sztuczny, przemocą narzucony projekt ideologiczny, gospodarczy, polityczny. Ta świadomość powinna towarzyszyć Polakom, nawet jeśli niewielu z nas rozumiało, że uczestniczy w przywracaniu liberalnej normalności w Polsce. I to się udało. Bo sam fakt, że dałem się namówić na udział w Debacie "Dziennika", spotkanie publiczne, gdzie nieustannie, na wszystkie możliwe sposoby odmieniano słowo liberalizm, a na mnie pokazywano palcem, mówiąc: "To jest liberał", świadczy o tym, że dzisiaj w Polsce nie trzeba przegrywać wyborów, przyznając się do tradycji liberalnej.

Reklama

Leszek Kołakowski
Tygodnik "Europa" jest mi bardzo dobrze znany. Co prawda, z przyczyn słabego wzroku, nie mogę już czytać jej sam - jednak moja żona i dwie znajome odczytują mi kolejne numery "Europy". Zawsze, w każdym numerze, znajdują się interesujące artykuły, które przeczytać warto, i które mnie ciekawią, chociaż niekoniecznie się z nimi zgadzam. Do szczególnie udanych zaliczam teksty mojego przyjaciela, znakomitego historyka idei Marcina Króla, choć oczywiście jest bardzo wielu innych autorów w "Europie", których niezwykle cenię. Właściwie jedynymi natomiast tekstami, które nie wydają mi się interesujące, są publikacje Sławoja Żiżka.

Ludwik Dorn
Oceniam zjawisko, zadając sobie pytanie: czy lepiej, żeby ono istniało, czy też, żeby nie istniało. Otóż wedle mojej opinii lepiej, żeby "Europa" istniała, a są po temu następujące powody:

1. Jako polityk co najmniej umiarkowanie pracowity nie mam wiele czasu na lekturę książek i artykułów z dziedziny myśli politycznej, filozofii politycznej i społecznej, współczesnych sporów ideowych. Redakcja "Europy" solidnie i uczciwie wypełniając rolę "domokrążcy idei", wykonuje pewną pracę za mnie i dostarcza mi wielce użyteczny produkt;

Reklama

2. Arystoteles zauważył, że nie można i nie należy się zajmować wszystkimi ideami, albowiem jest ich mnogość. Zwracać uwagę należy na idee albo wyznawane powszechnie, albo też najlepiej uzasadnione. Wiadomo, że nie są to zbiory tożsame, ale nie są też rozłączne. Na tyle, na ile mogę się zorientować, redakcja "Europy" wykonując zadanie "bramkarza" idei, pozwala mi zaznajomić się z ideami szeroko uznawanymi i słabo uzasadnionymi (np. piśmiennictwem p. Żiżka) oraz cieszącymi się poparciem w kręgach węższych, ale dobrze uzasadnionymi, pomijając idee powszechne i dobrze uzasadnione (znam je skądinąd) oraz idee marginalne i słabo uzasadnione (nie mam ochoty zajmować się głupstwami wyznawanymi przez nielicznych);

3. Niebagatelnym powodem, dla którego lepiej, żeby "Europa" istniała, niż nie istniała, jest to, że jej redaktorzy zwracają się do mnie od czasu do czasu o wypowiedzi;

4. Koronnym tytułem do chwały "Europy" jest jednak to, że na jej łamach zostałem porównany przez p. Krasowskiego do Platona. Choć nie było to porównanie pod tymi względami, które uznałbym za najbardziej pochlebne, ale co porównanie do Platona, to porównanie do Platona.

Reklama

Jadwiga Staniszkis
Dodatek "Europa" jest świetny. Zawsze w sobotę właśnie od niego zaczynam swoją lekturę prasy. Redakcja tego tygodnika próbuje rozszerzać i racjonalizować nasz sposób problematyzowania rzeczywistości, co jest szalenie cenne i z pewnością przed ukazaniem się "Europy" na polskim rynku prasowym nigdy nie istniało nic podobnego. Jest w "Europie" bardzo wiele tekstów, do których sięga nie tylko szeroko pojęta inteligencja, lecz również naukowcy. Często spotykam się również z odniesieniami do tego pisma w pracach moich najlepszych studentów. Jedynymi właściwie zarzutami, jakie mam do tego pisma, jest, po pierwsze, że nierzadko zbytnio zaostrza się w nim tytuły tekstów i wywiadów, czyniąc je nieadekwatnymi. I po drugie, że krąg autorów jest nieco zbyt wąski. Mówię tu zresztą również o sobie. W moim pojęciu konieczne jest rozszerzenie wachlarza autorów, nie tylko o ludzi zupełnie młodych, ale również o dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków, tak, by "Europa" stworzyła wokół siebie własne środowisko, co wydawałoby mi się naturalne, biorąc pod uwagę to, jak bardzo cenię kolejnych naczelnych i wszystkich członków zespołu "Europy".

Magdalena Środa
"Europa" to jedna z najważniejszych inicjatyw w polskiej sferze publicznej. Zawsze narzekałam na to, że w Polsce albo nie prowadzi się żadnych debat, albo robi się to wyłącznie w zamkniętych miejscach, takich jak uniwersytety, językiem nieprzystępnym dla zwykłych śmiertelników, albo wreszcie - robi się to w sposób ogromnie nierzetelny, tak jak dzieje się to w telewizji, gdzie zamiast argumentów, mamy medialny show ("Teraz my") lub - co znacznie gorsze - nachalną i prymitywną propagandę a la Pospieszalski w: (nie) "Warto rozmawiać". Dlatego, kiedy tylko "Europa" zaczęła się ukazywać, kupowałam pismo "Fakt", żeby ją przeczytać (właściwie często nie musiałam kupować, bo stali czytelnicy "Faktu" pozostawiali ten "zbędny" i nudny dodatek w kiosku). I czytam ją do dziś. Po pierwsze dlatego, że publikowane są tam teksty autorów, z których książkami pracuję na co dzień ze studentami, a które stanowią bardziej praktyczną i aktualną wykładnię poglądów akademickich. Dzięki "Europie" wielu autorów, którzy dotąd byli znani jedynie studentom i nauczycielom akademickim, zaczęło być rozpoznawalnych dla znacznie szerszego kręgu odbiorców. Po drugie, są one zawsze uporządkowane według zagadnień istotnych z punktu widzenia filozoficznego i praktycznego; stanowią kompetentny przegląd aktualnych idei i ugruntowanych opinii. Dobre są też Debaty Europy, które pokazują żywiołowość intelektualnych konfliktów, ich argumentację, twórców i zaangażowanie w istotne problemy współczesności. Szkoda wielka, że ich odbiorcą są niemal wyłącznie elity, dlatego życzyłabym sobie takich debat w publicznej telewizji.

Zygmunt Bauman
Nie jestem poliglotą i za inne języki ręczyć nie mogę - ale w tych kilku, w jakich prasę śledzę, nie znalazłem innego pisma, z którego mógłbym równie tyle, co z "Europy", dowiadywać się tydzień w tydzień, co poważni ludzie z poważnych miejsc myślą, mówią i piszą na bieżąco o bieżąco poważnych sprawach (wszelcy poważni ludzie, o wszelkich poważnych sprawach...). "Europa" to tygodniowa dawka stymulantów myślowych; jej spożycie może łatwo przerodzić się w nałóg. Wiem to z własnego doświadczenia...

Agnieszka Holland
"Europa" to rzadki przykład pisma, które stało się autentycznym forum ożywionej debaty. Uważam ten tygodnik za prawdziwie inspirujący i czytuję tak często, jak to tylko możliwe. Pismo wyróżnia się wysokim poziomem wywiadów, jest też bardzo kompetentnie redagowane. Niekiedy nieco zbyt arbitralne wydają mi się streszczenia tez zawartych w wywiadach dokonywane przez redaktora naczelnego. Niemniej sądzę, że "Europa" spełnia wszystkie kryteria dobrego tygodnika opinii. Myślę, że pismo może wręcz służyć jako swoiste kompendium wiedzy o stanie świadomości współczesnej.

ks. Adam Boniecki
"Europa" ma, jak sądzę, bardzo wyraźną funkcję misyjną. Podejmowanie pogłębionej refleksji nad ważnymi problemami na łamach pisma, które jest dodatkiem do wielkonakładowej gazety, jest działalnością par excellence formacyjną i kulturotwórczą. Pełen jestem uznania dla tej inicjatywy i jestem przekonany, że "Europa" istotnie podnosi prestiż DZIENNIKA.

Jerzy Szacki
Tygodnik "Europa" wypełnił ewidentną lukę w polskiej prasie. Jako pilny czytelnik "Europy" jestem wdzięczny redakcji, że wpadła na pomysł robienia takiego pisma i wysoko oceniam jego poziom. Oczywiste jest, że "Europa" nie jest w stanie ogarnąć całości życia umysłowego w Polsce i na świecie, toteż bardzo trafny wydaje mi się wybór autorów zagranicznych. Choć z natury rzeczy pismo jest propozycją dla stosunkowo wąskiego środowiska odbiorców, wydaje się, że udało się mu do pewnego stopnia wpłynąć na kształt intelektualnej debaty w Polsce, o czym świadczą chociażby echa organizowanych przez "Europę" debat.

Leszek Miller
"Europa" jest jednym z najbardziej wartościowych tytułów w Polsce. Nieczęsto natrafia się w polskiej prasie na teksty tak cenne i poruszające. Zawsze z ogromnym zainteresowaniem czytam "Europę", zarówno artykuły dotyczące problemów międzynarodowych, globalizacji, jak i te, poświecone innym zagadnieniom. "Europa" z pewnością jest ciekawym materiałem dla każdego czytelnika, który pragnie zetknąć się z tekstem bardziej ambitnym niż zwykle.

Andrzej Paczkowski
"Europę" czytam systematycznie, choć zdarzają się na jej łamach artykuły, które wydają mi się przesadnie wyrafinowane lub oderwane od rzeczywistości. Ze szczególnym zainteresowaniem śledziłem teksty polemiczne dotyczące roli religii i Kościoła w życiu publicznym, gdyż uważam to zagadnienie za jeden z ważniejszych problemów dzisiejszej Polski. Trochę mi natomiast brakuje problematyki gospodarczej w ujęciu socjologicznym czy filozoficznym. Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że "Europa" odegrała znaczącą rolę w debatach o IV Rzeczpospolitej i polityce historycznej. To pismo bardzo otwarte na rozmaite punkty widzenia, ale szczęśliwie nie w sposób bezgraniczny i bezkrytyczny. Nieczęsto goszczą na jego łamach ekstremiści, może z wyjątkiem Sławoja Żiżka, którego poglądy czasem o ekstremizm zatrącają. Jest to jednak dzisiaj jeden z najgłośniejszych myślicieli, więc szanujące się pismo intelektualne nie może go pomijać. Ważne jest, że tytuł odpowiada zawartości: prawie wszystkie debaty toczą się w szerszym kontekście, a pismo wprowadziło do polskiego obiegu intelektualnego wiele wybitnych piór i umysłów z całego niemal świata.

Maciej Zięba
Patrzę na "Europę" z podziwem i szacunkiem. Wydaje mi się, że jest obecnie jedynym pismem w Polsce, które potrafi podjąć współczesne tematy wagi ogólnoświatowej i ogólnopolskiej w sposób wielowątkowy, dialogiczny i na wysokim poziomie. "Europa" udostępnia swoje łamy autorom reprezentującym najrozmaitsze opcje światopoglądowe. Niektóre z nich, jak choćby pewne odmiany lewicowości próbujące wskrzeszać rewolucyjnego ducha, mogą mi się wydawać nieco naiwne, ale stanowią realną część współczesnego życia intelektualnego i warto je śledzić. Podobnie z pewną ostrożnością podchodzę do poglądów Tarika Ramadana. Uważam, że w jego opisie relacji między Zachodem a światem islamu brakuje spójności. Jest to jednak bardzo ważny i wpływowy myśliciel, a w Polsce można o nim przeczytać wyłącznie w "Europie".

Zdzisław Krasnodębski
Najważniejszą zasługą "Europy" jest wprowadzenie do polskiego dyskursu intelektualnego wielu ważnych autorów, którzy wcześniej byli bardzo słabo znani lub nieobecni. Na łamach "Europy" można ich czytać regularnie niezależnie od tego, z jakiego kraju pochodzą, i jaką opcję polityczną reprezentują. Pismo to w pewnym sensie wypełnia zatem misję edukacyjną, która zakończyła się sukcesem, przyczyniając się do umiędzynarodowienia życia intelektualnego w Polsce. Zadaję sobie natomiast pytanie, na ile "Europa" stała się medium opiniotwórczym przesuwającym linię ideowych podziałów w kraju. Wydaje się, że niewiele udało się zmienić. Zapewne nie mogło być inaczej, bowiem po 2005 roku rodzime obozy skutecznie się okopały, zatryumfowała bieżąca polityka. Teksty dotyczące spraw polskich, które zaczęły być na łamach "Europy"obecne w większym stopniu niż wcześniej, raczej odzwierciedlają niżkształtują te spory. Dają im jednak wyraz w sposób pogłębiony i wyważony.

Zdzisław Najder
"Europa" jest bardzo ważnym miejscem debaty publicznej, i to miejscem paradoksalnym. Początkowo razem z tabloidem, potem wraz z popularnym dziennikiem ukazuje się dodatek intelektualny, niełatwy, zawierający teksty będące odwrotnością uproszczeń, ku którym w naturalny sposób ciąży prasa codzienna. Nowością, przyniesioną przez "Europę", było podejmowanie tematów zasadniczych bez przydawania im doraźnego i/albo politycznego przesłania. Na jej łamach prezentowany jest szeroki wachlarz postaw i punktów widzenia. Czytelnik zyskuje dzięki temu wiedzę i doświadczenie, że przy rozpatrywaniu kluczowych problemów polityczno-ideowych konieczny jest pewien dystans. Spraw, o których pisze się w "Europie", nie można załatwić z dnia na dzień. Trzeba do nich czasu i uważnego namysłu. To, że takie pismo rozchodzi się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, jest zjawiskiem całkowicie nowym i wspaniałym.

Monika Olejnik
"Europa" to dodatek interesujący, pobudzający do myślenia, na łamach którego znaleźć można fantastyczne teksty. Zaskoczeniem było, kiedy zaczął ukazywać się razem z "Faktem". Do "Europy" w DZIENNIKU zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Jest ważnym elementem tygodniowego przeglądu prasy. Publikowane w "Europie" artykuły zachodnich intelektualistów, niestety, często przechodzą bez echa. Natomiast szeroko komentowane są teksty autorów polskich oraz wywiady z politykami i prominentnymi postaciami krajowego życia publicznego, jak choćby rozmowa Cezarego Michalskiego z Ludwikiem Dornem.

Władysław Bartoszewski
Od pierwszego numeru "Europy" jestem jej czytelnikiem i z niesłabnącą uwagą śledzę za pośrednictwem tego pisma rozwój myśli europejskiej i światowej w zakresie interesującej mnie problematyki stosunków międzyludzkich w skali globalnej oraz poglądów wyrażanych przez polityków i uczonych różnych orientacji w wielu aktualnych sprawach naszego świata. W ostatnich numerach szczególnie zwróciła moją uwagę wypowiedź profesora Wiesława Chrzanowskiego na temat żywotnych i aktualnych tematów kondycji kościoła i Polski. Wypowiedź ta była dla mnie interesująca nie tylko dlatego, że od pół wieku znam i cenię jej autora, ale ze względu na to, że jako wierzący katolik interesuję się problematyką, którą on w sposób tak interesujący i bezkompromisowy poruszył. Dlatego jestem wdzięczny wydawnictwu, że zbliżając się do dwusetnego numeru, ten tekst ogłosiło - z pewnością wytnę go i zachowam wśród najważniejszych. Jeśli natomiast pojawiają się w "Europie" teksty, z którymi się nie zgadzam, traktuję je jako przyczynek do powiększenia mojej wiedzy. Wartością "Europy" zawsze było pluralistyczne przedstawianie wszelkich spraw i wierzę, że podobnie i inni czytelnicy "Europy" nie oczekują gotowej papki dla mózgu, ale ciekawego spektrum tematów, jakie ten tygodnik niewątpliwie dostarcza.

Edmund Wnuk-Lipiński
Na łamach "Europy" wypowiadają się na użytek polskiego czytelnika najwybitniejsi zagraniczni intelektualiści, których idee mają zasięg ogólnoświatowy. Takiego pisma w naszym kraju do tej pory nie było. Prezentowane są w nim również polskie nazwiska z najwyższej półki, choć spektrum autorów mogłoby być nieco szersze. "Europa" niewątpliwie jest ważnym punktem odniesienia dla debat toczących się w Polsce. Jeżeli miałbym zgłosić jakieś uwagi pod jej adresem - bo trudno to nazwać zastrzeżeniami - wskazałbym na nieadekwatność tytułu. Sugeruje on, że oś zainteresowań redakcji ogranicza się do spraw europejskich. Tymczasem "Europa" podejmuje fundamentalne kwestie ludzkiej egzystencji i robi to w wymiarze globalnym. Tytuł dodatku jest zatem za ciasny w stosunku do jego zawartości. Natomiast temat, którego mi na łamach pisma zabrakło, to namysł nad rolą inteligenta w dzisiejszych, pełnych zamętu czasach.

Andrzej Walicki
"Europa" wśród innych tygodników niesłychanie odróżnia się na korzyść: jest zdecydowanie mniej przewidywalna. W sposób możliwie wielostronny prezentuje dyskusje, które toczą się na świecie i w Polsce. Przedstawia stanowiska wybitnych ludzi o bardzo różnych poglądach, od Żiżka po osoby na przeciwnym biegunie. Charakterystyczne, że w okresie dyskusji politycznych, gdy PiS było u władzy, tygodnik zamieszczał głosy zarówno krytyczne wobec rządu, jak i opowiadające się za rządem. To mi bardzo odpowiadało. Odkąd jestem w Polsce, czytam "Europę" regularnie. Lekturę zaczynam zawsze od komentarzy pana redaktora Roberta Krasowskiego. Choć czasem zaskakują, czy wręcz bulwersują, uważam je za bardzo ciekawe i stymulujące. Cenię też artykuły i wywiady redaktora Cezarego Michalskiego, otwarte na wiele punktów widzenia i wyłamujące się ze schematów. Prócz pluralizmu niewątpliwie największą zasługą pisma jest prezentowanie polskiemu czytelnikowi osób znanych w świecie, a mało popularnych w Polsce. Dzięki temu "Europie" udało się bardzo ożywić polską debatę publiczną.

Bronisław Łagowski
Takiego czasopisma jak "Europa" nigdy w Polsce nie było. Do dobrego łatwo się przyzwyczaić i już nie mogę sobie wyobrazić tygodnia bez dawki podniet umysłowych i informacji, jakie "Europa" przynosi. Redakcja znakomicie orientuje się w walce idei toczącej się w Europie i Ameryce. Przedstawia poglądy głównie z kręgu umiarkowanej prawicy, ale ciekawszych koncepcji lewicowych też nie ignoruje. Korzysta ze współpracy międzynarodowych sław, niekiedy udziela także głosu rosyjskim analitykom (np. Glebowi Pawłowskiemu) i jest jedyną bodajże polską gazetą dającą możliwość zaznajomienia się z poglądami nie tylko przeciwników Putina. Jeśli można dodać uwagę krytyczną, to gdybym był redakcją, zrezygnowałbym z autorów mówiących zawsze to samo o tym samym. Zauważyłem, że najambitniejsi studenci czytają "Europę". Czyli tygodnik ma przyszłość.

Marcin Król
Wyjątkowość "Europy" leży w dwóch celach, jakie sobie stawia. Po pierwsze, by informować o debatach intelektualnych toczonych na Zachodzie i, po drugie, by ożywić polską debatę publiczną. Drugie zadanie, choć realizowane bardzo odważnie i wytrwale, powiodło się w ograniczonym stopniu. Przyczyną tego niepowodzenia było generalne nastawienie do debaty w Polsce: jej personalny charakter, brak dobrej woli i niechęć do słuchania. I tego, jak się okazuje, przekroczyć się nie dało. Niewątpliwą zasługą tygodnika jest jednak, że to jedno z nielicznych czasopism, w którym polski autor może napisać tak długi tekst i jednocześnie mieć stosunkowo wielu czytelników (w przeciwieństwie do specjalistycznych periodyków, które czyta tylko niewielka liczba osób). W żadnej innej polskiej gazecie nie byłoby to możliwe. Mam właściwie tylko jedno zastrzeżenie. "Europa" słusznie koncentruje się na myśli i debacie najbardziej aktualnej. Życzyłbym sobie jednak, żeby znalazło się w niej miejsce także na popularyzację myśli klasycznej, zwłaszcza tych jej nurtów, które pozostają w Polsce nieznane.

Jarosław Gowin
"Europa" jest dla mnie w sposób oczywisty najważniejszym polskim periodykiem intelektualnym. Od początku byłem bardzo zaskoczony, że udało się w Polsce stworzyć pismo na takim poziomie. Unikalność "Europy" polega na tym, że na bieżąco uczestniczy w najpoważniejszych debatach intelektualnych współczesności, ściąga też czołowych europejskich i światowych komentatorów spraw publicznych. Zauważyłem, że od paru miesięcy formuła "Europy" nieco się zmieniła i więcej uwagi poświęca się na jej łamach problematyce polskiej. Sądzę, że to zmiana korzystna. Publicystyka "Europy" dotycząca problemów współczesnej Polski jest bowiem dzisiaj zdecydowanie najpoważniejszym forum wymiany myśli i nie ma w zasadzie konkurencji. Jak każdy czytelnik mam czasem skłonność do tego, żeby powybrzydzać. W "Europie" zbyt mało jest, moim zdaniem, recenzji książkowych. Odkąd zajmuję się polityką, nie bardzo mam czas na czytanie książek, więc tym bardziej liczę na jakieś poważne omówienia najważniejszych aktualnych lektur. Bardzo podoba mi się pomysł na rubrykę poetycką, niemal zawsze czytam zamieszczane tam wiersze. Wydaje mi się, że świadczy to o jakiejś szczególnej wrażliwości "Europy" nie tylko na problematykę polityczną, ale także na kulturę.

Jan Rokita
Myślenie jest jedynym koniecznym i wystarczającym przejawem życia umysłu. Bez myślenia umysł jest martwy, tak samo jak ciało jest martwe bez oddechu. Autorem tej kluczowej dla wyobraźni europejskiej metafory, pozwalającej wyobrazić sobie myśl - jako oddech umysłu - jest Arystoteles. Metaforę ową można zasadnie rozciągnąć w dziedzinę życia wspólnoty politycznej. Myśl polityczna jest oddechem polis. Żywotność wspólnoty państwowej mierzyć można żywotnością wytworzonej w jej ramach myśli politycznej. Czyli praktycznej refleksji o tym, po co nam dzisiaj Polska czy Europa? Jaki ustrój chcemy jej nadać jako najdoskonalszy? Jakie cele stawiamy naszej zbiorowej państwowej czy europejskiej egzystencji? Życie wspólnoty marnieje i obumiera, jeśli nikt już nie stawia takich pytań.

Lecz zanik myśli ma jeszcze inne bardzo praktyczne znaczenie w życiu jednostek i narodu. Zanik myśli jest prostą drogą do nieuświadomionego czynienia zła. To odkrycie z kolei zawdzięczamy w wieku dwudziestym Hannah Arendt. To nie tylko niskie pobudki, jak pisała - ale brak jakichkolwiek pobudek, "brak wszelkich sprężyn zainteresowania i woli" - czyni z ludzi łajdaków, zaś z państw - łajdackie państwo. A te odkrywcze dla nasze kondycji moralnej wnioski wysnuła - jak wiadomo - obserwując proces jednego z największych zbrodniarzy XX wieku, u którego nie odkrywała ani silnych motywacji ideowych, ani szczególnie złych pobudek etycznych. Odkrywała zamiast tego coś, co jej zdaniem było całkowicie negatywne. "Nie była to głupota - pisała Arendt - lecz brak myślenia".

Dokonuję tego rzutu oka na kwestię skutków myślenia, gdyż nie umiem inaczej odpowiedzieć na zadane mi przez Redakcję pytanie: co dobrego przez 200 tygodni swojego życia uczyniła w Polsce "Europa"? Na pozór niewiele. Na coraz bardziej wyjałowionym myślowo gruncie "Europa" mozolnie i z kłopotami zaczęła odbudowywać myślenie. Myślenie o celach współczesnej Polski we współczesnym świecie. A odbudowując myślenie - pomogła nam ocalić się przed brakiem myśli, a więc w konsekwencji - przed obumieraniem polskości i zbiorowym złajdaczeniem.

Przy czym myślenie odbudowywane przez "Europę" ma właściwe sobie cztery cechy. Po pierwsze - nosi ono charakter polityczny w tym sensie, że jest myśleniem o działaniu. Myślenie w "Europie" nie jest - jak w różnych filozofujących wydawnictwach - formą ucieczki od brzydkiego świata w pięknoduchowski klerkizm. "Europa" nawet wtedy, gdy rozważa zawiłe perypetie rozmaitych idei - liberalizmu czy racji stanu - mówi o otaczającym nas świecie. W ostateczności zatem nie debatuje o pojęciach, ale o naszym zbiorowym losie.

Po drugie - myślenie "Europy" jest bezinteresowne. Znaczy to, iż "Europa" (mimo żeby mogła) nie jest jednak strażnikiem żadnej ortodoksji światopoglądowej i nie propaguje żadnej ideologii. Ba, nie widać nawet, by służyła jakiejś jasno określonej towarzyskiej koterii, co przy obyczajach polskich gazet i czasopism politycznych wydaje się niepodobieństwem. Bezinteresowność "Europy" polega chyba głównie na tym, że kryterium wartości głoszonych tutaj idei, jest ich jakość. Bywają rzeczy lepsze i gorsze. Ale standard myślenia pozostał ciągle bastionem skutecznie w "Europie" obronionym.

"Europa" - po trzecie - myśli nowocześnie, gdyż uświadamia sobie chyba doskonale, że polska myśl spragniona jest poważnego dialogu ze światem. Zwłaszcza polska myśl polityczna miała istotnie jakość i rozmach wtedy, gdy Jan Łaski na Lateranie debatował z Medyceuszami nad przyszłością Rosji i Turcji, Wawrzyniec Grzymała Gorlicki w Wenecji i Londynie wydawał najbardziej wzięte syntezy ustroju nowoczesnego państwa europejskiego, a Stanisław Hozjusz tworzył zręby doktryny kontrreformacji jako współprezes soboru w Trydencie. To stąd chyba bierze się obsesyjne poszukiwanie przez "Europę" okazji do konfrontacji myśli polskiej z tym wszystkim, co kształtuje dziś ducha świata zachodniego, a co zarazem jest ciągle przedmiotem zupełnie dramatycznej polskiej niewiedzy.

Po czwarte wreszcie - myślenie "Europy" jest mimo to silnie polonocentryczne. Robert Kagan może sobie być doradcą McCaina i snuć arcyciekawe rozważania o wpływie Rosji i Chin na współczesny świat, ale w "Europie" musi także powiedzieć, w jaki sposób Polska i jej sąsiedzi na ów świat, jego zdaniem, wpływać będą. Czytając " Europę", nie sposób uwolnić się od wrażenia, że ostateczną i najgłębszą jej pasją jest Polska i polskość. I że to właśnie - trochę pomimo światowego tytułu - jest główny temat "Europy".

Życzę "Europie" jak najlepiej z jednego właściwie powodu. Ruch myśli - jak roztropnie przekonuje nas Pan Cogito - nie jest zjawiskiem trwałym.

" Większość z nich

Stoi nieruchomo

Pośrodku nudnego krajobrazu

Szarych pagórków

Wyschłych drzew

Czasem dochodzą

Do rwącej rzeki cudzych myśli

Stoją na brzegu

Na jednej nodze

Jak głodne czaple…"

"Europa" jest dla mnie prywatnie taką rwącą rzeką cudzych myśli, na brzegu której w sobotę rano moje myśli mogą stawać na jednej nodze jak głodne czaple.