Marcin Herman: Czy można już powiedzieć, jacy będą główni kandydaci w wyborach prezydenckich w USA? Po prawyborach na Florydzie często słychać, że Demokratów reprezentować będzie Hillary Clinton, a Republikanów John McCain.
Norman Podhoretz: Wygląda na to, że republikańskim kontrkandydatom rzeczywiście będzie trudno zatrzymać McCaina. Ale wciąż jest to możliwe. Więcej będziemy wiedzieć po "superwtorku", kiedy odbywają się prawybory w większości stanów. Jeśli chodzi o Demokratów... Cóż, jeszcze kilka tygodni temu powiedziałbym, że ich kandydatem z pewnością będzie Hillary Clinton. Ale teraz już nie jestem taki pewny. Wciąż prowadzi w wyścigu po nominację, ale po "superwtorku" sytuacja może się zmienić. Jest powszechne odczucie, że poparcie dla niej spada, także w samej Partii Demokratycznej. Zyskiwać zaczyna Barrack Obama. Dziś jeszcze bym się nie zakładał, że w listopadzie wybór dokona się między Clinton i McCainem.

Reklama

Czy ci kandydaci, którzy wciąż mają szansę na prezydenturę to pana zdaniem dobrzy kandydaci? Popierał pan Giullianiego, który wycofał się parę dni temu ze startu w wyborach.

Podobnie jak Giulliani, popieram teraz McCaina, chociaż z pewnymi zastrzeżeniami. Dla mnie "czwarta wojna światowa", czyli wojna z islamofaszyzmem, to sprawa szczególna dla przyszłości naszego kraju. A McCain będzie bardzo dobrym prezydentem na czas wojny.

A jakie ma pan zastrzeżenia do McCaina?
Kilka ustaw, które przeforsował jako senator, poczyniło sporo szkód. Na przykład ustawa z 2002 roku ograniczająca finansowanie kampanii wyborczej. W swojej karierze wiele razy głosował też za wyższymi podatkami, często razem z Demokratami. Miał też wypowiedzi, z którymi się nie zgadzałem, np. na temat Izraela. Powiedział na przykład w jednym z wywiadów, że w sprawach bliskowschodnich będzie konsultował się m.in. z Jamesem Bakerem czy Brentem Scowcroftem, a więc byłymi członkami administracji George’a Busha seniora, którzy byli wrogo nastawieni do Izraela. Teraz na szczęście zaprzecza, że miał taki zamiar i mówi, że jest wielkim stronnikiem Izraela. Tak jak zresztą wszyscy kandydaci biorący udział w wyścigu o prezydenturę. Ale, jak już wspominałem - Ameryka potrzebuje przywódcy na czas wojny, który ma odwagę i determinację robić to, co należy. I McCain jest takim przywódcą. Odwagę udowodnił jako bohater wojny w Wietnamie.

Reklama

A jak ocenia Pan kandydatów Demokratów?
Nie wiem, który z nich jest gorszy. Chyba jednak Obama. Nigdy nie spodziewałem się, że będę miał okazję powiedzieć coś pozytywnego o Hillary Clinton, ale ona rzeczywiście wydaje się mniejszym złem.

Jednak to odchodzący prezydent Bush jest bardzo niepopularny. Czy w związku z tym jest w ogóle możliwe, że następnym prezydentem będzie również Republikanin?
Oczywiście. Jeśli McCain uzyska nominację, będzie miał bardzo skuteczną kampanię. Jeśli z drugiej strony nominację uzyska Hillary Clinton, przystąpi do niej bardzo poraniona - kampania wśród Demokratów jest bardzo ostra, Clinton musi stawiać czoła bardzo trudnym pytaniom. Jeżeli zaś kandydatem będzie Obama, nie sądzę, by ktoś tak niedoświadczony, z tak liberalno-lewicowymi poglądami, typowymi dla lewego skrzydła Partii Demokratycznej, miał szansę na elekcję. Może kiedyś, jest wciąż przecież bardzo młody. Ale nie teraz, nie sądzę, żeby dał radę McCainowi. Chociaż oczywiście wszystko może się zdarzyć. W polityce, zwłaszcza podczas kampanii wyborczej, tydzień to bardzo długo.

W poprzednich wyborach prezydenckich w USA zdarzało się, że o zwycięstwie decydowało to, jak kandydaci potrafili się odnieść do głównego tematu wokół, jakiego toczyła się kampania. Jakie są główne tematy tej kampanii, które mogą wpłynąć na wynik wyborów? Irak, Iran, groźba recesji, kwestie światopoglądowe?
Irak zanika jako ważny temat debaty. Powód jest prosty. Sytuacja w Iraku się poprawia i demokraci nie chcą już o tym rozmawiać. Jednak to, co ludzie nazywają wojną z terroryzmem, a ja "czwartą wojną światową" pozostanie ważną kwestią z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego. Tu Demokraci mają tak naprawdę niewiele do zaoferowania. Starałem się dowiedzieć, czy jakikolwiek polityk Demokratów ma alternatywę dla strategii Busha. Nie znalazłem takiej alternatywy. Demokraci potrafią tylko mówić, że Bush to zło, że się myli, że jest niekompetentny. Ale to, co przedstawiali jako alternatywę to ogólniki - że powinniśmy być sympatyczniejsi dla naszych sojuszników, czy docenić ONZ.

Reklama

Wielu Amerykanów bardziej niż zagrożenia z zewnątrz boi się gospodarczej recesji.
I to jest największa, jeśli niejedyna, szansa Demokratów. Jeśli dojdzie do gospodarczej recesji, republikanie mogą stracić. Ale myślę, że z gospodarką nie jest tak źle, jak to się czasem przedstawia. Musimy dokonać pewnych korekt przede wszystkim na rynku nieruchomości, ale podstawy amerykańskiej gospodarki są wciąż bardzo silne.

Jeśli wygra Demokrata, jakich spodziewa się pan zmian w polityce zagranicznej?
Mam nadzieję, że szybko się zorientuje, że podstawowa strategia, która przyjął Bush, by walczyć z zagrożeniami, to jedyna sensowna droga. Oczywiście, demokraci nigdy tego oficjalnie nie przyznają, ale wierzę, że będą kontynuować kurs Busha, choć z małymi zmianami. Obawiam się tylko wygranej Obamy, który dopuszcza wycofanie Ameryki z wojny, jaką prowadzi z islamofaszyzmem. Choć ostatnio zaczął trochę bardziej zdecydowanie popierać tę wojnę. Zdał sobie sprawę, że miękki polityk nie może zostać prezydentem USA.

A jeśli wygra McCain, czy będzie prowadził taką samą politykę, jak Bush?
Jestem pewien, że tak. Różni się oczywiście trochę od G.W.Busha, ale w kluczowych w "czwartej wojnie światowej" kwestiach, jak Bliski Wschód czy Afganistan, będzie stosował mniej więcej tę samą strategię. Jeśli chodzi o Irak, jednym z haseł używanych w jego kampanii jest "Nie poddamy się!". Nie krytykował nigdy obecności w Iraku, tylko przyjętą strategię. Jeśli chodzi o Iran, powiedział, że gorsze od zbombardowania tego kraju jest pozwolenie na to, żeby wszedł w posiadanie bomby atomowej. Zgadzam się z tym całym sercem.

Prezydent-Republikanin oznacza kolejną wojnę, tym razem z Iranem?
Obawiam się, że poza akcją militarną nic nie jest w stanie powstrzymać Iranu przed uzyskaniem bomby atomowej. Obawiam się też, że mamy mało czasu. Może będzie musiał zająć się tym jeszcze Bush przed końcem kadencji.

Ze sprawą Iranu wiąże się budowa amerykańskiej tarczy antyrakietowej, której elementy mają się znaleźć w Polsce. Niektórzy polscy eksperci i politycy twierdzą, że jeśli wygra Demokrata, zrezygnuje z budowy tarczy w Europie Środkowej, a może nawet w ogóle zrezygnuje z tarczy.
Sprawa tarczy rzadko jest poruszana w kampanii. O ile się nie mylę, że żaden z kandydatów nie ogłosił oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Sądzę, że po wyborach, niezależnie od ich wyniku, nic istotnego się nie zmieni, jeśli chodzi o tarczę antyrakietową. Przy okazji chciałbym powiedzieć, że nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego duża część polityków i społeczeństwa zarówno w Polsce, jak i w Czechach sprzeciwia się budowie elementów tarczy w swoich krajach. To leży przecież także w waszym interesie.

Norman Podhoretz, amerykański politolog, jeden z twórców neokonserwatyzmu, ruchu intelektualnego, który wywarł duży wpływ na prezydentury Ronalda Reagana i George’a W. Busha, wieloletni redaktor naczelny wpływowego pisma "Commentary"