Andrzej Talaga: Czy pontyfikat Benedykta XVI może wpłynąć na poprawę relacji między Cerkwią prawosławną a Kościołem katolickim? Obecny papież ma opinię tradycjonalisty, mniej skłonnego do reform niż jego poprzednik Jan Paweł II, jednocześnie nie kładzie tak silnego nacisku na działalność misyjną Kościoła katolickiego w Rosji. Czy taka postawa może ułatwiać dialog między obu Kościołami?

Reklama

Aleksiej II: Od początku pontyfikatu Ojciec Święty Benedykt XVI zapowiadał, że będzie dążył do poprawy relacji między Kościołem rzymskokatolickim i Cerkwią prawosławną. Patrzymy przychylnie na takie stanowisko głowy Kościoła, który w świecie prawosławnym słynie jako teolog i filozof oddany tradycyjnym chrześcijańskim i moralnym wartościom. Jednak, jak wiadomo, na przeszkodzie do poprawy relacji między naszymi Kościołami stoją pewne nierozwiązane do dziś problemy. Mamy liczne pytania związane z działalnością misyjną i charytatywną katolickich księży i zakonników służących w Rosji i innych krajach Wspólnoty Niepodległych Państw. Nierzadko ich działania, zwłaszcza wobec dzieci ochrzczonych w Cerkwi prawosławnej, są przez naszych wiernych odbierane jako prozelityzm, czyli przeciąganie z prawosławia do katolicyzmu. W swojej pierwszej encyklice „Bóg jest miłością” Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział jasno, że działalności dobroczynnej katolików nie powinien towarzyszyć prozelityzm. Chcemy wierzyć, że słowa Jego Świątobliwości będą przewodnikiem dla katolickich księży, zakonników i wiernych.

Inny poważny problem to sytuacja na Ukrainie, gdzie do dzisiaj Cerkiew prawosławna jest dyskryminowana przez grekokatolików. W wielu regionach kraju nasi wierni nie mają możliwości odprawiać prawosławnych obrzędów w kościołach, których większość odebrano im jeszcze w latach 90. Sytuację pogarsza ekspansja unitów nie tylko na południe i wschód Ukrainy, których unia nigdy nie obejmowała, ale także w Rosji, na Białorusi i w Kazachstanie. Te sprawy wymagają jak najszybszego rozwiązania, ponieważ od tego będzie zależał dalszy los stosunków między rosyjską Cerkwią prawosławną a Kościołem rzymskokatolickim.

Teza o dyskryminowaniu prawosławnych przez grekokatolików brzmi prowokacyjnie, biorąc pod uwagę, że po zlikwidowaniu przez władze komunistyczne Cerkwi grekokatolickiej jej majątek i świątynie przejęła Cerkiew prawosławna. Nie odmówiła wówczas udziału w tym bądź co bądź rabunku. Czy patriarchat nie ma w tym wypadku sobie nic do zarzucenia?

Prowokacją nie jest sformułowanie tezy o dyskryminacji prawosławnych na zachodniej Ukrainie, lecz to, że taka dyskryminacja trwa do tej pory. Istota konfliktu tkwi nie w tym, kto w przeszłości władał takim czy innym majątkiem. Pod koniec lat 80. i na początku 90., kiedy ukraińska Cerkiew grekokatolicka wyszła z podziemia, patriarchat moskiewski był gotowy do sprawiedliwego podziału budynków świątyń między prawosławnych a grekokatolików. Przypomnę tylko, że w styczniu 1990 r. z inicjatywy rosyjskiej Cerkwi prawosławnej powstała czterostronna komisja ds. rozwiązania konfliktowej sytuacji na zachodniej Ukrainie i spraw majątkowych. W skład komisji wchodzili przedstawiciele naszej Cerkwi, Kościoła rzymskokatolickiego, ukraińskich Cerkwi: prawosławnej i grekokatolickiej. Jednak szybko przerwano prace tej komisji, bo grekokatolicy jednostronnie się z niej wycofali. Ustępując żądaniom radykalnych nacjonalistów, zaczęli siłą przejmować kościoły. W efekcie zakrojonej na szeroką skalę kampanii nienawiści, brutalności, pobić i gróźb, kanonicznej Cerkwi prawosławnej odebrano praktycznie wszystko. Nie wiem, jakimi faktami historycznymi można usprawiedliwić podobne barbarzyństwo. Rozumiemy cierpienia grekokatolików, czasami prześladowanych przez bezbożne władze, przede wszystkim dlatego, że sami w tym czasie byliśmy prześladowani.

Ale kiedy prześladowani chrześcijanie, zdobywszy wolność, sami stają się prześladowcami swoich współbraci, nie można tego usprawiedliwić z punktu widzenia wiary chrześcijańskiej. Tym bardziej, że Cerkiew prawosławna, która przyczyniła się do przetrwania wiary w czasach komunizmu, najmniej zasługuje na jakąkolwiek zemstę.

To bardzo smutne, że dyskryminacja prawosławnych i niechęć do nich trwają w tym regionie już drugie dziesięciolecie. Dlatego nie przestaniemy poruszać tej kwestii, dopóki te haniebne zjawiska odejdą w przeszłość.

Reklama

Czy polski papież - biorąc pod uwagę jego reformatorskie nastawienie, a także poparcie dla działalności ewangelizacyjnej katolików w Rosji - był trudnym partnerem dla Cerkwi? Czy jego postawa to wystarczający powód, by nigdy nie doszło do spotkania patriarchy Wszechrusi i rzymskiego papieża?

Nie sądzę, by sprowadzanie wszystkich trudności w relacjach prawosławno-katolickich tylko i wyłącznie do spraw personalnych czy narodowych było słuszne. Podobnie jak błędem jest traktowanie wszystkich reform wewnątrz Kościoła rzymskokatolickiego jako przeszkody w dialogu między kościołami. Przypomnę, że wszystkie narodowe Cerkwie prawosławne przyglądały się z uwagą II Soborowi Watykańskiemu, mając nadzieję na realną poprawę relacji między Kościołem wschodnim a zachodnim, i uznały wiele z decyzji soborowych za wyjście nam naprzeciw. Nikt nie podważa prawa Kościoła katolickiego do reagowania na wyzwania naszych czasów, odpowiadania na duchowe potrzeby swoich wiernych w taki sposób, jaki uznaje za słuszny.

Mówiąc o problemach utrudniających spotkanie Ojca Świętego z Patriarchą Moskwy i Wszechrusi, chcę przede wszystkim podkreślić misyjną działalność katolików w Rosji, która rozpoczęła się po okresie pierestrojki i stała się poważną próbą dla wzajemnego dialogu. Rosyjska Cerkiew prawosławna, która przeżyła ciężkie represje i wniosła w wianie całemu chrześcijańskiemu światu wielu męczenników i wyznawców, dopiero w latach 90. uzyskała prawo do swobodnego funkcjonowania. Oczekiwaliśmy zrozumienia i wsparcia ze strony zachodnich chrześcijan. Rzeczywiście duchowni z Zachodu zaczęli przyjeżdżać do Rosji, ale nie po to, by okazać nam pomoc, ale by prowadzić „nową ewangelizację” naszych ludzi, z których większość podlegała przecież rosyjskiej Cerkwi prawosławnej i dzisiaj wciąż do niej należy ze względu na chrzest i duchowe tradycje. Tak było zresztą także w ostatnich latach ZSRR, niezależnie od wszystkich represji, którym poddano Cerkiew. Niektórzy katoliccy duchowni zaczęli jednak traktować obszar byłego ZSRR jak „duchową pustynię”, jak niezaorane misjonarskie pole. To dlatego między nami było tyle sporów. A na Ukrainie doszło nawet do konfliktu siłowego, w którym prawosławnych chrześcijan zaczęli uciskać współbracia chrześcijanie. W warunkach konkurencji i współzawodnictwa nie mogło być mowy o spotkaniu głów Kościołów. Ale były i dobre przykłady współpracy oraz bratniej pomocy, o których nie możemy zapominać.

Prezydent Władimir Putin był skłonny zaprosić Jana Pawła II do Rosji, jednak patriarchat sprzeciwiał się takiemu pomysłowi. W Polsce zostało to odebrane jako nieprzychylny krok wobec Ojca Świętego i Kościoła katolickiego w ogóle. Dlaczego patriarchat tak oponował przeciwko tej wizycie?

Zawsze odnosiliśmy się do świętej pamięci papieża Jana Pawła II z szacunkiem. Nawet w najtrudniejszych okresach między Kościołami nigdy nie przerywaliśmy całkowicie dialogu. Rzeczywiście, prezydent Władimir Putin zapraszał Ojca Świętego do odwiedzenia Rosji, ale zawsze podkreślał, że uszanuje stanowisko rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, która z wiadomych względów uważała taką wizytę za przedwczesną. A i sam papież nie chciał odwiedzać Rosji bez naszego zaproszenia.

Zawsze uważaliśmy, że przyjazd Jana Pawła II może mieć miejsce tylko wówczas, jeśli uda się znaleźć takie rozwiązanie problemów między naszymi Kościołami, które zaakceptują obie strony. Niestety, do dzisiaj nam się to nie udało. Wówczas były one jeszcze ostrzejsze. Cóż mogłem powiedzieć swoim wiernym, do czego ich wzywać? Czy można było, na przykład, uśmiechać się do telewizyjnych kamer i mówić o normalizacji? Nie, ponieważ rzeczywistość pokazywała coś zupełnie odwrotnego. W Rosji i na Ukrainie katolicy traktowali prawosławnych bardziej jak przeciwników niż współbraci w chrześcijaństwie. Jak mieliśmy witać się wzajemnie, obdarzać pocałunkiem miłości, jeśli miłości nie było w stosunkach między ludźmi? I to nie my pogorszyliśmy te relacje – proszę zauważyć, że od lat 60. do lat 80. były one prawie idealne. Nigdy nie chciałem się spotykać z Ojcem Świętym tylko dla efektownych reportaży w mediach. Jestem przekonany, że to spotkanie powinno być początkiem nowej epoki w relacjach między naszymi kościołami.

A czy obecnie możliwe jest spotkanie Waszej świątobliwości z papieżem Benedyktem XVI? Jeśli tak – na jakich warunkach i gdzie mogłoby do niego dojść?

Nigdy nie wykluczałem spotkania z Ojcem Świętym. Ale powinno ono być starannie przygotowane. Przede wszystkim trzeba rozwiązać wspomniane problemy, o których niejednokrotnie rozmawialiśmy podczas spotkań z wysokimi przedstawicielami Watykanu. Prawosławni wierni powinni zobaczyć i zrozumieć, że katolicy nie są ich wrogami. Jestem pewny, iż po takim spotkaniu cały świat powinien usłyszeć: prawosławni i katolicy nie są już przeciwnikami, czasy wzajemnej podejrzliwości i braku zaufania minęły i razem jesteśmy gotowi dawać świadectwo duchowych i moralnych wartości chrześcijaństwa. Takiego świadectwa oczekuje wielu ludzi na całym świecie.

Czy na obecnym etapie możliwe jest przezwyciężenie kryzysu w relacjach między Kościołami? Jak powinna wyglądać działalność Kościoła katolickiego w Rosji, by nie wywoływała sprzeciwu patriarchatu? A może patriarchat w ogóle sprzeciwia się obecności Kościoła katolickiego na swym terytorium kanonicznym?

Nigdy nie podważaliśmy prawa Kościoła katolickiego do pasterskiej działalności skierowanej do katolików na terenie naszego kraju i innych państw WNP. Ale zawsze domagaliśmy się, by jego aktywność odpowiadała rzeczywistym potrzebom wiernych. Na przykład jeśli w jakimś mieście żyje 20 - 30 katolików, to plany wybudowania w nim ogromnego kościoła, szkoły i ośrodka informacyjnego wywołują uzasadnione pytania.

Mówiłem już o tym, że czasami działalność dobroczynna rosyjskich struktur katolickich staje się powodem do oskarżeń o prozelityzm. Szczególnie bolesną sprawą jest wychowywanie prawosławnych sierot w duchu katolickim, co ma miejsce w prowadzonych przez katolików przytułkach. Biorą tam udział w mszach świętych i przyjmują sakramenty, a w tym samym czasie prawosławni duchowni nie mają do dostępu do tych dzieci i nie mogą prowadzić wśród nich pasterskiej działalności.

Oczekujemy od kierownictwa Kościoła katolickiego większej otwartości, zwłaszcza podczas realizacji najróżniejszych przedsięwzięć o charakterze dobroczynnym, kulturalnym i duchowo-oświatowym. Mam szczerą nadzieję, że rekomendacje papieskiego dokumentu papieskiej komisji „Pro Russia”, który niedawno został wydany w języku rosyjskim, stanie się wytyczną dla działalności katolickich duchownych.

Ojciec Święty mianował na arcybiskupa Moskwy księdza Paolo Pezzi, który zastąpił na tym stanowisku biskupa Tadeusza Kondrusiewicza. Czy ta zmiana może wpłynąć na poprawę relacji między Kościołami i dyskusję o działalności Kościoła katolickiego w Rosji?

Nowy arcybiskup Paolo Pezzi sprawuje swoją posługę w Rosji już nie pierwszy rok. Bardzo dobrze zna rosyjskie tradycje i kulturę. I, ma się rozumieć, zdaje sobie sprawę z problemów, które niestety do dziś istnieją w relacjach między prawosławnymi i katolikami. Na razie jest jeszcze zbyt wcześnie, by mówić o tym, jak jego działalność wpłynie na te relacje, ale mam nadzieję, że dołoży on wszelkich starań, żeby rozwiązać problemy.

Metropolita smoleński i kaliningradzki Cyryl powiedział niedawno, że status katolickich diecezji w Rosji „dobrze by było zmienić, przywracając im poprzedni poziom administratur apostolskich”. Jak należy to rozumieć? Czy to jest oficjalne stanowisko Cerkwi?

O ile mi wiadomo, słowa te były wypowiedziane podczas dyskusji na prawosławno–katolickim sympozjum "Kościoły lokalne i terytorium kanoniczne: aspekty kanoniczne, prawne i międzywyznaniowe”, które przebiegało w atmosferze życzliwości, otwartej oraz szczerej wymiany zdań. Żaden z obecnych na tym spotkaniu przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego nie poczuł się urażony. Jednakże potem – nie wiadomo w jakim celu – temat ten został podjęty i"„rozwinięty” przez niektóre media. Chciałbym powiedzieć, że i w 2002 roku, i teraz istnienie w Rosji aż czerech katolickich diecezji, w których liczba wierzących katolików jest bardzo niewielka, wywołuje zdumienie. W ciągu minionych lat nasze stanowisko w tej sprawie się nie zmieniło. Mówię to z całym szacunkiem dla Kościoła rzymskokatolickiego.

Istota nie leży zresztą w liczbie wierzących. Chodzi o konieczność przestrzegania tradycyjnej zasady poszanowania miejscowego Kościoła, wobec której nie powinno się tworzyć równoległej jurysdykcji - to nie jest braterskie działanie. My ze swojej strony staramy się przestrzegać tej reguły w krajach, gdzie katolicy stanowią większość wierzących, np. we Włoszech.

RELIGIA ŚWIĘTEJ RUSI

Jaka jest dzisiaj rola prawosławia w Rosji? Czy obserwowane obecnie odrodzenie religijne to autentyczny zryw duchowy narodu, czy może raczej promowane przez władze szukanie tożsamości dla społeczeństwa, któremu po upadku komunizmu brakuje etycznego i duchowego fundamentu?

Nie należy utożsamiać przemian w sferze duchowej Rosjan ze stanowiskiem państwa. Społeczeństwo, które w niedawnej przeszłości uwolniło się od monopolu bezbożnej ideologii, w naturalny sposób poszukuje duchowego fundamentu istnienia. Religijne odrodzenie w Rosji i innych krajach postsowieckich jest uwarunkowane przede wszystkim potrzebą duchowości a nie polityką państwa.

W Rosji Cerkiew tradycyjnie cieszy się dużym autorytetem. Ludzie chcą znać jej zdanie i przysłuchiwać się jej głosowi. Wiele inicjatyw Cerkwi ma szerokie poparcie społeczeństwa, ale istnieje i inna tendencja. Według sondaży ok. 60 – 70 proc. Rosjan uważa się za prawosławnych chrześcijan, ale nie są przy tym głęboko związani z Kościołem. W naszym społeczeństwie można spotkać i religijną obojętność, i niechęć do kierowania się w życiu chrześcijańskimi zasadami. Ponadto, nad czym szczerze ubolewam, nieograniczone dążenie do przyjemności staje się coraz bardziej modne, zaprzątając umysły i trzebiąc serca przede wszystkim wśród młodych ludzi.

Aby przezwyciężyć te problemy Cerkiew realizuje programy rozwoju duchowego i wychowania, między innymi za pośrednictwem prawosławnych wydawnictw i mediów. Ponadto rozszerzamy naszą społeczną posługę w szpitalach, domach dziecka, internatach, koloniach karnych i więzieniach. Taka forma kościelnej misji miłosierdzia dla wielu naszych rodaków jest ich pierwszym kontaktem z Kościołem. Ciepło, życzliwość i współczucie pozwalają człowiekowi inaczej spojrzeć na życie, przedefiniować wartości, według których dotychczas żył.

Regularnie pojawiają się jednak na Zachodzie, ale i w samej Rosji głosy krytykujące zbyt bliskie związki między Cerkwią prawosławną a władzą. Czy odzwierciedlają one rzeczywistość? W jakim stopniu angażowanie się Cerkwi w życie polityczne kraju jest uzasadnione i czemu właściwie ma służyć?

Relacje między Cerkwią a państwem rozwijają się dziś w Rosji tak, by w jak najwyższym stopniu zaspokoić potrzeby społeczeństwa. W naszej historii były różne doświadczenia związków między państwem i Kościołem. Najlepszy moim zdaniem model to aktywna współpraca przy jednoczesnym zachowaniu samodzielności każdej ze stron. Sądzę, że współgra on ze współczesnymi standardami demokratycznymi. Ważne jest, by ta współpraca nie przyjmowała kształtu sprzecznego z naturą ani Cerkwi, ani państwa.

Zupełnie naturalny jest udział Cerkwi w edukacji, sferze socjalnej i kulturalnej. W tych dziedzinach współpraca może być jak najściślejsza, jednak nie powinno dojść do sytuacji, gdy ludzie innych wyznań i poglądów znajdują się pod presją. Myślę, że Cerkiew jako jedna z najsilniejszych instytucji społeczeństwa obywatelskiego powinna wywierać wpływ na społeczno-polityczny rozwój państwa. Jednak ten wpływ nie może prowadzić do podziałów i konfliktów w społeczeństwie. Dlatego nasz Kościół odmówił udziału w działalności partii politycznych, poparcia takiego czy innego ugrupowania. Hierarchowie i duchowni prawosławni nie mogą kandydować na żadne wybieralne funkcje. Jednocześnie nikt nie zabrania duchownym wypowiadać swojego osobistego zdania na tematy polityczne podczas wyborów. Cerkiew ma prawo do oceny procesów politycznych i ekonomicznych, różnych kierunków rozwoju państwa i społeczeństwa. Takie stanowisko umożliwia jej występowanie w roli siły łagodzącej spory między ludźmi o czasami skrajnie różnych poglądach politycznych, a także występowanie w obronie sprawiedliwości.

UKRAINA TO TEŻ RUŚ

Można jednak podać wyraźny przykład politycznego zaangażowania Cerkwi rosyjskiej i to poza granicami Rosji. Chodzi o jawne poparcie udzielane przez przedstawicieli patriarchatu moskiewskiego „niebieskim” podczas tak zwanej pomarańczowej rewolucji na Ukrainie. Czy to nie ingerowanie wprost w politykę i opowiadanie się po jednej ze stron?

Przede wszystkim "przedstawiciele patriarchatu moskiewskiego” na Ukrainie to nie goście w obcym kraju. Ukraińska Cerkiew prawosławna jest samodzielną częścią patriarchatu moskiewskiego, jednoczącego duchowo bratnie słowiańskie narody Rosji, Ukrainy, Białorusi, jak i narody innych państw. Jeśli zaś chodzi o hierarchów patriarchatu moskiewskiego przebywających w Rosji, to w żaden sposób nie angażowali się w wydarzenia, które nazywa pan pomarańczową rewolucją.

Jak już mówiłem, Cerkiew nie wiąże się z działalnością czy stanowiskiem tej czy innej siły politycznej. Jednak duchowni nie są ograniczeni w prawach obywatelskich i jako obywatele mają prawo posiadać i wypowiadać swoje opinie na kwestie istotne dla społeczeństwa. Wielu prawosławnych duchownych na Ukrainie wypowiadało w tym czasie swoje zdanie. Było to związane w szczególności z tym, że niektórzy politycy w przeszłości przejawiali – często nie tylko w słowach, ale i w działaniach - swoją niechęć do Cerkwi prawosławnej. Niektórzy duchowni zaniepokoili się, że do życia ukraińskiego społeczeństwa powrócą próby stosowania przemocy wobec Cerkwi, którą w bardzo ostrej formie można było zaobserwować na początku lat 90. Niemniej jednak wiemy, że podczas gdy niektórzy duchowni patriarchatu moskiewskiego na Ukrainie głosowali na Wiktora Janukowycza, inni poparli Wiktora Juszczenkę. Ponadto ówczesnych wypowiedzi poszczególnych duchownych ukraińskiej Cerkwi prawosławnej, w których – co do zasady – nie było bezpośredniej agitacji, w żaden sposób nie można porównywać z aktywną obecnością na Majdanie niezałeżnosti wyższych hierarchów „patriarchatu kijowskiego” czy protestanckich liderów. Czy w Polsce duchowni nie uczestniczą w wyborach? I czy, wrzucając do urn swoje głosy, nie popierają jednej ze stron?

Patriarchat moskiewski zdecydowanie sprzeciwia się kanonicznej legalizacji patriarchatu kijowskiego powołanego po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości. Czy możliwa byłaby kiedykolwiek zmiana tego pryncypialnego stanowiska? Dlaczego właściwie Moskwa odrzuca autokefalię Cerkwi ukraińskiej? Czy to aby nie przykład wielkoruskiej mocarstwowości?

O przyszłych losach i w efekcie zmianie statusu ukraińskiej Cerkwi prawosławnej powinni zdecydować prawosławni na Ukrainie. W chwili obecnej olbrzymia większość wiernych UCP nie chce rozrywać wielowiekowej duchowej więzi z rosyjską Cerkwią prawosławną. Co zaś się tyczy tak zwanego patriarchatu kijowskiego, struktura ta powstała w 1992 roku w wyniku ingerencji ówczesnego rządu Ukrainy w sprawy Cerkwi. Jej utworzeniu towarzyszyło wiele poważnych naruszeń cerkiewnych norm a także ustaw państwowych. Poza tym miało wówczas miejsce wiele aktów przemocy – przejęcia kościołów Cerkwi kanonicznej, pobicia jej pasterzy i wiernych. Właśnie za te działania głowa tej pseudoreligijnej struktury została obłożona anatemą i oddzielona od Cerkwi. W związku z tym nie tylko rosyjska, ale i żadna inna Cerkiew prawosławna nie może uznać samozwańczego „patriarchatu” za Kościół. Solidarność całej wspólnoty prawosławnej w tej sprawie potwierdził ostatnio jednoznacznie błogosławiony patriarcha Aleksandrii i całej Afryki Teodor, który gościł na Ukrainie.

BUNT INTELEKTUALISTÓW

Społeczna i polityczna aktywność Cerkwi znajduje krytyków nie tylko na Zachodzie, ale także w rosyjskich sferach intelektualnych. Grupa akademików wystosowała pod koniec ubiegłego roku list otwarty, w którym ostrzega przed zbyt wielkim wpływem Cerkwi na życie publiczne w Rosji. Z czego wynika ten "bunt intelektualistów” przeciwko Patriarchatowi?

List podpisany przez dziesięciu uczonych nie jest jeszcze zdaniem całego naukowego środowiska Rosji, w którym mamy wielu głęboko wierzących ludzi widzących potrzebę moralnego wpływu Cerkwi na społeczeństwo. Ten list to raczej wyjątek od ogólnego wyobrażenia o jej roli i znaczeniu we współczesnym świecie.

Na początku lat 90. minionego stulecia nasza Cerkiew zyskała możliwość, by wyjść poza granice świątyń i skierować swoją naukę do szerokich mas społeczeństwa. Od tamtej pory jej udział w życiu społecznym stał się normalnym zjawiskiem. Hierarchowie, klerycy i świeccy działacze kościelni odgrywają dzisiaj istotną rolę w sferze naukowej i edukacyjnej, w życiu kulturalnym oraz społecznym. Ale taka sytuacja nie wszystkim się podoba. Chodzi przede wszystkim o ludzi, którzy nie wyzbyli się sowieckiego spojrzenia na religię jako „niebezpieczne” zjawisko społeczne. Stąd i naciągane oskarżenia o klerykalizm. A w rzeczy samej "klerykalizm” to podporządkowanie państwowych instytucji władzy kościelnej, zakłada on udział Kościoła w rządzeniu krajem i procesach politycznych. Jednakże rosyjska Cerkiew prawosławna odrzuca taki sposób obecności w społeczeństwie zarówno w praktyce, jak i teorii. Mówi się o tym wprost w podstawach społecznej koncepcji naszej Cerkwi. Cerkiew nie może jednak zrezygnować z otwartego głoszenia swojej nauki masom, bo to stanowi o jej istocie. Nikt nie może pozbawić Cerkwi prawa do wypowiadania swojego zdania o życiu społeczeństwa i wpływania na nie.