Mimo to serbskie władze wydają się skonsternowane ogłoszeniem niepodległości przez Kosowo. Nie mają ani politycznej, ani dyplomatycznej, ani żadnej innej efektywnej odpowiedzi. Serbia może teoretycznie zawiesić stosunki dyplomatyczne z krajami, które uznają niepodległość Kosowa, ale straciłaby na tym.

Reklama

Zresztą czas na reakcję Belgradu już minął. Wszystkie dyplomatyczne inicjatywy władz serbskich, zmierzające do uregulowania statusu Kosowa, były bardzo skromne i zostały odrzucone. Jeżeli nawet w Kosowie doszłoby do referendum, wynik byłby do przewidzenia: Albańczycy głosowaliby za niepodległością.

Obawiam się, że politycy serbscy nie są w stanie poradzić sobie z problemem. Boję się też, że ogłoszenie niepodległości przez Kosowo będzie miało negatywny wpływ na samą Serbię. Już widać niepokoje. Może wzmocnić się populistyczna Serbska Partia Radykalna.

Pewnego dnia, za kilka, może kilkanaście lat, gdy do władzy dojdzie nowa generacja polityków, Serbia pogodzi się z realiami i uzna niepodległość Kosowa. Po rozpadzie Jugosławii serbscy politycy zarzekali się, że nigdy nie uznają niepodległości Chorwacji, Bośni i Hercegowiny czy Macedonii. A uznali. Potem zapowiadali, że nie uznają niepodległości Czarnogóry, ale pogodzili się z faktami. Pomóc w tym może przyjęcie Serbii do UE. Warunkiem jest uznanie niepodległości Kosowa.

Nie sądzę, by ogłoszenie niepodległości Kosowa doprowadziło do destabilizacji Bałkanów. Jeśli chodzi o Serbów zamieszkujących Bośnię i Hercegowinę, pamiętajmy, że Serbia uznaje niepodległość i integralność terytorialną tego państwa i nie odważy się naruszyć status quo. Koszty byłyby zbyt wysokie. Jeśli zaś chodzi o Macedonię, to co prawda zamieszkują ją Albańczycy, ale jednak są w wyraźnej mniejszości i nie myślą o niezależności. Poza tym, jak sami mówią, są wystarczająco usatysfakcjonowani niepodległością Kosowa.