"Jak uratować Europę" - tak brzmi jutrzejszej debaty DZIENNIKA. Spór między Emmanuelem Toddem a Zdzisławem Krasnodębskim może dotyczyć m.in. roli Stanów Zjednoczonych w transatlantyckich interesach Unii Europejskiej.

Reklama

Kolejną osią sporu może być odmienny stosunek obu intelektualistów wobec odnawiającej się w Europie idei państwa narodowego. Zdaniem Todda może stać się ona przyczyną upadku europejskiej solidarności, a w konsekwencji głębokiego kryzysu Unii. Według Krasnodębskiego natomiast to właśnie wielość odrębnych tożsamości i tradycji jest fundamentem europejskiego sukcesu.

p

Przewidywanie przyszłości jest rzeczą trudną, a przede wszystkim niewdzięczną. Zwłaszcza w tzw. naukach społecznych, które chciałyby przedstawić przyszłość współczesnych społeczeństw. Jednak zdarzają się też prognozy trafne i „przewidywacze”, którym historia przyznaje rację, mimo że w swoim czasie niemal nikt im nie wierzy. Jednym z takich futurologów obdarzonych szczęśliwą intuicją jest Emmanuel Todd, gość kolejnej debaty z cyklu „Dziennik idei”.

Reklama

W 1976 roku, mając zaledwie 25 lat, ten francuski historyk i demograf opublikował książkę „La chute finale” („Ostateczny upadek”), w którym przewidywał rozpad Związku Sowieckiego. Drobiazgowo analizując wskaźniki gospodarcze i społeczne (takie jak np. śmiertelność niemowląt), dowodził, że sowiecki system nie może przetrwać długo, bo nie jest już w stanie spełniać najbardziej podstawowych społecznych potrzeb.

W tamtych czasach trudno było o większą herezję. Sowieckie imperium uważano za twór wyjątkowo trwały, a zimnowojenny układ oparty na nuklearnym odstraszaniu za niemal wieczny. Zachodni sowietolodzy zajmowali się głównie analizowaniem miejsca zajmowanego przez sowieckich dygnitarzy na trybunie w trakcie pierwszomajowych pochodów i defilad z okazji rocznicy rewolucji październikowej – uważano to za niezawodne kryterium przewidywania przyszłych układów władzy na Kremlu.

Nikt jednak nie myślał o upadku imperium i Todda okrzyknięto niepoprawnym marzycielem. Tymczasem już 9 lat po opublikowaniu jego książki rozpoczęła się era pierestrojki, a wraz z nią proces rozpadu ZSRR.

Reklama

„Ostateczny upadek” i późniejsze potwierdzenie zawartych w książce prognoz przyniosły Toddowi sławę i uznanie. Dziś jest uważany za jednego z najwybitniejszych analityków sytuacji międzynarodowej, a jego przewidywań słucha się wyjątkowo uważnie. Nawet jeśli wieszczą zmierzch kolejnego supermocarstwa, czyli USA.

Upadek Ameryki

W 2002 roku Todd wydał „Schyłek imperium”, książkę, która natychmiast stała się światowym bestsellerem i została przetłumaczona na kilkanaście języków (polskie wydanie ukazało się w 2003 roku). Nie był to jeden z modnych we Francji antyamerykańskich pamfletów – sam Todd wyraźnie się od takiego antyamerykanizmu dystansuje. W oparciu o drobiazgową analizę dostępnych danych dowodził natomiast, że Stany Zjednoczone na dłuższą metę nie będą w stanie zachować pozycji jedynego supermocarstwa.

Wkrótce zostaną dogonione przez Chiny, Rosję i Unię Europejską. Ich wpływ na światową gospodarkę maleje, a technologiczny prymat jest mitem. Jednobiegunowy ład międzynarodowy, który narodził się po zakończeniu zimnej wojny, jest nie do utrzymania. Świat wciąż żyje mirażem amerykańskiej potęgi, jest przekonany, że Ameryka może wywierać istotny wpływ albo interweniować zbrojnie w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej.

Tymczasem wedle Todda takie popisy siły jak „wojna z terrorem”, interwencje w Iraku i Afganistanie to tylko blef, rodzaj pokerowej zagrywki. Ma on maskować faktyczną utratę kontroli nad światowym systemem.

Zagrywka okazuje się nadzwyczaj skuteczna, ale nie zmienia to faktu, że USA są kolosem na glinianych nogach. Sposób postrzegania Ameryki na świecie nieco przypomina zdaniem Todda niegdysiejszy sposób postrzegania Związku Sowieckiego. W latach 70. wydawało się, że jego zasoby i możliwości interwencji są nieograniczone.

Tymczasem rozwój wojskowej potęgi był jedynie świadomie budowaną fasadą, za którą kryła się całkowicie zmurszała konstrukcja. Nawet jeśli Ameryka jest dziś w o niebo lepszej sytuacji niż ówczesny ZSRR, to jednak stosowana przez nią strategia wygląda podobnie.

Zmierzch potęgi USA oznacza, że Europa będzie mogła (a nawet musiała) wyjść z cienia Ameryki. Transatlantyckie przymierze zawarte w czasie II wojny światowej tak naprawdę już się rozpadło wskutek błędnej polityki Stanów Zjednoczonych, które zraziły do siebie Europę.

Ta ostatnia ma wreszcie realną szansę stać się naprawdę samodzielnym podmiotem polityki światowej. Podmiotem, który już wkrótce będzie musiał stawić czoła nowym gospodarczym potęgom, takim jak Chiny czy Indie. Sukces Unii Europejskiej w tym starciu zależy przede wszystkim od stworzenia stabilnego europejskiego systemu gospodarczego.

Prawdziwy problem – twierdził Todd w rozmowie z „Europą” – to rozsądna polityka ekonomiczna. Kraje, takie jak Francja, Niemcy i Włochy powinny zająć się jak najszybciej europejskimi problemami gospodarczymi, przygotować strategię ekonomicznego wzrostu, czyli to, co się robi, np. w Stanach. Potrzebne byłoby też stworzenie jednego rządu gospodarczego Europy. To w dłuższej perspektywie da się zrobić. Choćby dzięki wspólnej walucie – bo mam nadzieję, że inne kraje też dołączą do strefy euro.

Koniec Europy?

Cytowany wywiad z Toddem przeprowadziliśmy w 2004 roku. Dwa lata później, już po klęsce konstytucyjnych referendów we Francji i Holandii, jego opinie na temat Unii Europejskiej dość radykalnie się zmieniły. W kolejnej rozmowie z nami wieszczył rozpad UE.

Co prawda nigdy nie był konsekwentnym euroentuzjastą. Sprzeciwiał się traktatowi z Maastricht ustalającemu m.in. kryteria ekonomiczne dla krajów członkowskich. Stanowczo jednak opowiadał się za uchwaleniem eurokonstytucji, która jego zdaniem mogłaby w przyszłości uczynić z Europy rozszerzonej o kraje postkomunistyczne jeden wspólny organizm.

Porażka projektu konstytucji oznaczała, że wielki europejski projekt znalazł się na rozdrożu. Oznaczała też, że sami Europejczycy stracili wiarę w jego powodzenie.

Ta katastrofa miała swoje ukryte przyczyny w przeszłości. W pewnym momencie – wskazuje Todd – sens, jaki nadawano wspólnej europejskiej budowli, uległ zmianie. Pierwotnie miała ona być przede wszystkim przestrzenią solidarności i ochrony dla wyniszczonych wojnami państw Europy.

W latach 70. europejska wspólnota zaczęła się jednak z wolna przestawiać na neoliberalny kurs. Coraz częściej myślano o niej jako o przestrzeni nieskrępowanej wymiany handlowej i… właściwie niczego więcej. Zwycięstwo neoliberalizmu w USA w latach 80. i gwałtowny wzrost tempa procesów globalizacji tylko pogłębiły te tendencje.

W rezultacie europejska solidarność załamała się, a projekt budowania chronionej przestrzeni dobrobytu stał się martwą fikcją. Niewykluczone – twierdzi Todd – że już wkrótce będziemy świadkami prób występowania niektórych państw z Unii.

Zmuszą je do tego czynniki ekonomiczne – słabość poszczególnych gospodarek skłania do porzucenia jakichkolwiek ambitniejszych projektów. Następuje powrót do języka państw narodowych, który lansują elity zainteresowane utrwalaniem swojej ekonomicznej dominacji. Najwyraźniej widać to zdaniem Todda we Francji, która dotąd była jednym z motorów europejskiej integracji: „W umysłach Francuzów Unia już po prostu nie istnieje. I właśnie dlatego ludzie polityki nie odważają się podejmować tego tematu. Nawet najbardziej europejscy z proeuropejczyków zmienili front i nie wierzą w Unię. To naprawdę zaskakujące. Widzimy, że dyskurs narodowy, tożsamościowy zyskuje coraz większe znaczenie. Sarkozy prawie nie mówi o niczym innym – ta powtarzalność ma charakter maniakalny”.

Prognozy Todda mogą niepokoić, zważywszy, jak trafne okazywały się w przeszłości. Czy Unia rzeczywiście znajduje się w fazie najcięższego jak dotąd kryzysu? I jak w tej sytuacji powinna postępować Polska, dla której członkostwo w UE wydaje się być jedyną szansą na efektywną modernizację? O to wszystko z pewnością warto zapytać Todda w trakcie naszej debaty.