Trudno, żeby polski rząd nie utrzymywał stosunków z rządem rosyjskim. Dlatego to nie wizyta rosyjskiego dyplomaty w Polsce powinna niepokoić, ale niemal równoczesne pogróżki generała Nikołaja Sołowcowa, który zapowiada, że elementy tarczy antyrakietowej mogą stać się celami dla rosyjskich rakiet. Choć i do tego, że takie pogróżki słyszymy, mieliśmy się już czas przyzwyczaić.

Reklama

>>>Przczytaj, jak Rosja grozi Polsce

W spotkaniu z szefem rosyjskiej dyplomacji wezmą udział premier Donald Tusk i minister Radosław Sikorki - to dowód na to, że mimo zdecydowanego satnowiska w kwestii gruzińskiej Polska nie przestaje z Rosją rozmawiać. Dobrze się natomiast stało, że z przyjmowania ministra Ławrowa zrezygnował prezydent Lech Kaczyński. Prezydent, który w czasie kryzysu na Kaukazie, pokazał, że Polska Rosji się nie boi, i że Gruzja bać się jej nie powinna, słusznie pozostawił prowadzenie rozmów w czasie tej wizyty szefowi rządu i jego ministrowi. Z tego chociażby powodu, że nie uchodzi, by głowa państwa spotykała się z urzędnikiem państwowym niższego szczebla. Prezydenci niech się spotykają z prezydentami, a ministrowie niech współpracują ze sobą.

Zastanawia jedynie fakt, że początkowo Mariusz Handzlik zapowiadał, że prezydent Kaczyński miałby się ochotę spotkać z ministrem Ławrowem. Później wycofano się z tego i nie do końca wiemy, czy to prezydent się rozmyślił, czy też strona rosyjska boi się mocnych słów Lecha Kaczyńskiego.

Reklama

Dużo istotniejsze jest to, że robocze wizyty są elementem prowadzonej polityki zagranicznej, a ta leży w gestii rządu, a nie prezydenta. Bardzo więc dobrze, że spotkanie przebiegać będzie według wcześniej ustalonego harmonogramu. To byłoby zupełnie kuriozalne, gdyby prezydent i premier chcieli i przy okazji wizyty ministra Ławrowa doprowadzić do takich przepychanek, jakie widzieliśmy już nieraz. Powtórka ze spotkania z Condoleezzą Rice nie wchodzi w grę. Gdyby panowie mieli się wykłócać o to, kto spotka się z ministrem Ławrowem pierwszy, kto będzie miał więcej do powiedzenia i kto będzie z nim dłużej rozmawiał, to dopiero by nas ośmieszyło. Bardzo więc mnie cieszy, że prezydent rozumie, że okresowe spotkania szefów dyplomacji to nie to samo, co rozmowy między głowami państw. Nie wiemy, kto te sprawy uporządkował, ale czas był po temu najwyższy.

Mamy świeżo w pamięci wojnę w Gruzji i wizytę polskiego prezydenta w Tbilisi, więc nie spodziewajmy się, że spotkanie z Siergiejem Ławrowem przyniesie przełom w stosunkach polsko-rosyjskich. Jedyna różnica między tą wizytą a wcześniejszymi może być taka, że minister Sikorski nie dostanie kwiatów. A minister Fotyga je od ministra Ławrowa otrzymała.

Myślę, że zarówno premier, jak i minister spraw zagranicznych będą pokazywać zdecydowanie Polski. Tym bardziej że to Moskwa w tej chwili ma poważne problemy, a nie Warszawa. Komplikuje się jej sytuacja gospodarcza i choć ciągle robi dobrą minę, to gra Kremla jest coraz gorsza.

Sam Siergiej Ławrow, choć mówi się o nim jako o twardym graczu, nie przyjeżdża do Polski, żeby coś konkretnego uzyskać. Nie wycofamy się przecież z podpisanej już umowy o instalacji amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce. Rosyjski dyplomata będzie może nakłaniał Polskę do tego, by z tarczy zrezygnowała, aby starała się wpłynąć na USA w sprawie rozmów o broni nuklearnej, a na UE, by ta popatrzyła na Rosję łagodniejszym okiem. Ale Siergiej Ławrow nie przyjeżdża przecież do Polski, żeby nas straszyć, czy upokarzać. Poza tym,, znając ostry język ministra Sikorskiego, spodziewać się można raczej, że to on da popalić ministrowi Ławrowowi. Zadaniem Polski jest przecież potwierdzić jeszcze raz twarde stanowisko Unii - Rosja powinna wiedzieć, że to nie ona dokonuje nowego podziału Europy.