Inaczej jest w Paryżu. W poważnej publicznej wymianie zdań z papieżem prezydent republiki oznajmił, że Francja popełniłaby szaleństwo, odrywając się od religii, a byłoby to szaleństwo zarówno przeciw kulturze, jak i rozumowi. Co więcej, Nicolas Sarkozy uznał kwestię dialogu z religią i między religiami za najważniejsze wyzwanie rozpoczynającego się stulecia.

Reklama

Trudno nie uznać tej diagnozy za roztropną, jeśli zważyć otaczający nas stan rzeczy. Coraz bardziej dokuczliwy brak spoiwa, które dawałoby nam - ludziom Zachodu bezpieczne poczucie wspólnoty po jednej stronie. A po drugiej fanatyzm islamski i odbudowywane nacjonal-prawosławie. Ale trudno też przejść nad tą diagnozą do porządku, wiedząc, że formułuje ją przywódca wolteriańskiej republiki. Papież w odpowiedzi - jak donosi "Le Figaro” - porwał Paryż wykładem dla francuskich intelektualistów wygłoszonym w opactwie St. Sulpice. Takie cuda od wieków zdarzają się tylko w Paryżu. Bronił w nim poglądu, że świat i człowiek są dziełem Rozumu i Wolności, a nie ofiarą irracjonalnego przypadku. I mówił pięknie, co w kraju Kartezjusza nie jest przecież bez znaczenia. Jest dość prawdopodobne, że w owej tezie prawicowego dziennika o porwaniu Francji jest sporo wishfull thinking. Być może roztropniejsza jest opinia starego Alaina Besancona, który - jak zwykle - sceptycznie zauważa, iż na razie państwo francuskie ledwie przestaje negować istnienie religii. Zwłaszcza że spotkania z papieżem były w zasadzie bojkotowane przez liderów lewicy. A co najciekawsze, z krytyką słów prezydenta o "pozytywnej laickości” odezwała się loża Wielkiego Wschodu Francji. Zostawmy Francję, nie o jej kłopoty chodzi. Rzecz w tym czy Nicolas Sarkozy ma rację w przedstawionej papieżowi i Francuzom diagnozie nowoczesności. Jeśli bowiem istotnie obecność religii w sferze publicznej i zdolność do owej "pozytywnej” z nią interakcji ze strony świeckich instytucji publicznych jest podstawową kwestią dla polityki XXI wieku w Europie, to świeższym okiem możemy spojrzeć na kłopoty z naszą polskością.

Na religię traktowaną jako normalny przedmiot w publicznej szkole. Na polską konstytucyjną formułę małżeństwa wprost inspirowaną chrześcijaństwem. Na konkordat postulujący w wielu dziedzinach wspólny wysiłek państwa i kościoła co zresztą w praktyce idzie jak po grudzie. I generalnie na tę wizję polskości, której marzeniem jest Polak gotowy walczyć o jedność Europy i podatek liniowy, a siłę wewnętrzną do tej walki czerpać przed wizerunkiem Czarnej Madonny. Pytanie o to, czy Sarkozy ma rację, jest więc po części pytaniem o sławetną "polską młodszość cywilizacyjną". O to, kto w Europie jest na lepszej, a kto na gorszej drodze ku nowoczesności.