Po kryzysie gruzińskim Europa Zachodnia przejrzała na oczy i uznała, że najlepszą ochroną przed ewentualnymi agresywnymi zapędami Rosji jest właśnie rozszerzenie obu tych struktur - Unii i Paktu Północnoatlantyckiego. A tutaj mamy rozpad pomarańczowej koalicji. Z tego punktu widzenia obecna sytuacja wygląda źle.
Kryzys na Ukrainie potwierdza też opinię o niej, jako o niestabilnym kraju w permanentnym kryzysie politycznym. Od pomarańczowej rewolucji mamy przecież do czynienia z nieustannym traceniem przez to państwo ważnych okazji, a to wszystko z powodu konfliktu między prezydentem a premier. A także ze względu na brak pomysłu, jak z tego stanu rzeczy wyjść.
Musimy mieć świadomość, że po tym, co stało się w Gruzji, niestabilność Ukrainy jest bardziej niebezpieczna niż kiedykolwiek. Umożliwia bowiem wykorzystanie jej przez Rosję. Na pewno Ukraina niestabilna bardziej sprzyja realizacji interesów rosyjskich niż demokratyczna i prozachodnia. Dzięki ukraińskiemu kryzysowi Rosja może pokazać, że system demokratyczny na Ukrainie - z sytemem wielopartyjnym, prawdziwą opozycją, wolnymi mediami i podstawami społeczeństwa obywatelskiego - jest przyczyną jej słabości i kłopotów. Rosjanie mogą dowodzić, że ich ograniczona demokracja, czy nawet quasi-autorytaryzm, jest dużo lepszym systemem. Mogą mówić, że dzięki temu mają więcej porządku, lepszą sytuację gospodarczą itd. To bardzo prosty, ale przyjmowany przez wielu Ukraińców argument, żerujący na ich "zmęczeniu demokracją". To bardzo niebezpieczne.
Kolejna kwestia to potencjalne zagrożenie terytorialnej integralności Ukrainy. Należy o tym głośno mówić. Gdyby nastąpiła próba rozgrywania przez Rosję karty krymskiej, mielibyśmy sytuację głębokiego kryzysu międzynarodowego. Kreml musi doskonale wiedzieć, że próba rozgrywania jej spowoduje zasadniczą zmianę polityki wobec niego zarówno USA, jak i Europy Zachodniej. Zachód musi jasno to powiedzieć. Jeżeli tak się stanie, nie przewiduję, by Rosja zdecydowała się na tak ryzykowny i nierozumny krok. Choć oczywiście takie ryzyko istnieje.
Powstaje też pytanie, jakiego scenariusza dalszych wypadków na Ukrainie należy się spodziewać. Te 30 dni, które zgodnie z konstytucją ma w tej chwili prezydent, będzie okresem poszukiwania porozumienia przede wszystkim przez obóz Tymoszenko z częścią ugrupowań związanych z prezydentem, a także być może z Partią Regionów Wiktora Janukowycza. Niewykluczone, że o koalicji z tą drugą partią myśli otoczenie prezydenta. W takim wypadku nastąpiłaby wymiana premiera i zdecydowana walka o prezydenturę między Tymoszenko a Juszczenką, którą rozstrzygną dopiero wybory prezydenckie na początku 2010 r.
Ale Ukraina to kraj paradoksów. Nie jest więc ostatecznie wykluczone, że nie odrodzi się pomarańczowa koalicja. A może jest nawet minimalna szansa na wielką koalicję obozów Juszczenki, Tymoszenko i Janukowycza? Te rozwiązania wymagałyby oczywiście odwagi, a nawet, nie waham się powiedzieć, wielkości Juszczenki i Tymoszenko. Byłoby jednak najlepsze, bo dawałoby szansę na wykorzystanie historycznych pięciu minut, które Ukraina w tej chwili ma.
Muszę przyznać, że biorąc pod uwagę szansę, która otworzyła się przed Ukrainą, mam żal o ten konflikt i do Juszczenki, i do Tymoszenko. Choć trudno mi rozstrzygać, które z nich ponosi za niego większą odpowiedzialność. Nie ma zresztą teraz większego znaczenia, kto jest bardziej winien, bo liczy się efekt, a ten jest po prostu wyjątkowo niedobry. Oboje powinni zostawić wzajemne urazy (rzeczywiście bardzo się w tej chwili nie lubią, by nie powiedzieć, nie znoszą) i spróbować coś zrobić wspólnie.
Problem aktualnego kryzysu muszą rozwiązać sami Ukraińcy, bo żadna zewnętrzna mediacja nic tu nie pomoże. To nie jest sytuacja pomarańczowej rewolucji, lecz ukraińskiej demokracji, która po raz kolejny wykazuje swoją słabość.
Bardzo ważna jest też odpowiedź na pytanie o linię przyszłych ukraińskich władz. Na ile będzie ona prozachodnia, gdyby przyszedł nowy rząd. Nie wierzę bowiem w opinie, że premier Tymoszenko została przekupiona przez Rosjan. Można jej zarzucić wszystko poza brakiem zdecydowania w sprawach europejskich. Znam ją i jestem przekonany, że jej orientacja na niepodległość Ukrainy i jej integrację z Zachodem jest prawdziwa.