Zapewne robi to charytatywnie i pomaga licznym instytucjom kościelnym, by naprawić wyrządzone niegdyś przez siebie krzywdy. Ekspiacja esbeka musi zaiste mocno poruszać księżowskie serca, skoro z taką łatwością znajduje on wspólników w sutannach, a protektorów w piuskach. Trochę za bardzo przypomina to sytuację z "Doliny nicości" Wildsteina, ale to wszystko przez te chore podejrzenia. Bo przecież agentów wśród księży, a już na pewno wśród biskupów, nie było. Owszem spotykali się oni regularnie z oficerami prowadzącymi, brali od nich podarki, koniaczki na imieniny, ale o wszystkim informowali swych, zwykle dziś nieżyjących, przełożonych. Poza tym oni esbeków ewangelizowali, tudzież prowadzili z nimi grę, niczego nie podpisywali, nikogo nie skrzywdzili. Na dowód prawdziwości swych słów mogą przynieść zaświadczenie od oficera. Doczekaliśmy czasów, w których esbek wystawia certyfikat moralności przyszłemu prymasowi!
Kiedy kilka lat temu zaczęliśmy na dobre dyskutować o duchownych-agentach SB zwolennicy lustracji, w tym piszący te słowa, podnosili zwykle argumenty moralne: że Kościół musi stanąć w prawdzie, oczyścić się, by nie dawać powodów do oskarżeń o hipokryzję. Dziś widać, że nie doceniliśmy innych argumentów. Otóż dziesiątki esbeków robiących dziś ze swymi podopiecznymi rozmaite biznesy i biznesiki łatwo mogą zrujnować autorytet Kościoła. Co charakterystyczne, te tandemy esbecko-księżowskie działają całkowicie bezkarnie. Biskupi milczą, rząd i politycy również (PiS i PO nie chcą wszak sporu z hierarchią), a największa polska gazeta czy prywatne telewizje czują się mocno niezręcznie, przypominając szanowanym biznesmenom esbecką przeszłość. Ze skądinąd zrozumiałych względów.
Uwikłania w kolaborację z peerelowskimi władzami nie wywołują już większych emocji, ale pazerność i afery obudzą je zawsze. Hańbiące i żenujące przekręty przy odzyskiwaniu kościelnego majątku są znakomitą pożywką dla antyklerykałów. Nie można bezkarnie w zamian za warte kilkanaście milionów nieruchomości dostawać działek wartych ćwierć miliarda! Ludzie to widzą, naprawdę.
Ostatnie kilka lat pokazało, jak zmieniła się w Polsce atmosfera wokół korupcji nie tylko w polityce. Powszechna nienawiść do PZPN-u jest tego znakomitym przykładem. Osobisty autorytet kilku purpuratów w ogóle mnie nie martwi. Nie chciałbym po prostu, by patronem Episkopatu Polski stał się św. Fryzjer.