Łatwo wszakże zauważyć, że pod słowem "opozycja wobec rządów PiS" kryją się różne podmioty i różne, by tak powiedzieć współcześnie, wrażliwości. "Oburzeni" na PiS nie są jedyni. Mamy i takich, którzy uważają, że w gruncie rzeczy partia ta wysługuje się Brukseli. Mamy i takich, którzy chcieliby utrzymania wszystkich reform obozu Zjednoczonej Prawicy, tylko po prostu nie mogą już znieść tych butnych i zakłamanych gąb wiecznie wołających "Jeść! Jeść!". Mamy i takich, którzy negują istnienie kobiet i mężczyzn, a także takich, którzy chcą trzymać macki gender z dala od własnej rodziny (oraz wędkarstwa). Jednak w medialnym przekazie opozycji dominują ci, którzy zajmują skrajne stanowisko – np. produkując narrację na temat esesmanów ze Straży Granicznej, zaś swego czasu kreując liderki Strajku Kobiet, wzorcowe polskie nieudaczniczki, na przywódczynie całej opozycji. Prawda natomiast jest taka: albo opozycja dalej posługuje się kodem ruchu nawiedzonych, albo zdobywa większość. Albo-albo, połączyć się nie da.
Mit jedności polskiej opozycji wyśmiał w ostatnim numerze "Do Rzeczy" Rafał Ziemkiewicz. Trafnie punktuje, że u podstaw mitu leży przekonanie o istnieniu uśpionego wielkiego elektoratu antypisowskiego. Śpi? No to budźmy go, jeszcze głośniej krzyczmy o dyktaturze Kaczyńskiego, jeszcze głośniej wyrażajmy nasze moralne oburzenie – podśmiewa się ofiara perfidnego Albionu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama