Lech Kaczyński jest politykiem o wyrazistych poglądach. Z okazji trzeciej rocznicy zaprzysiężenia na prezydenta usłyszy pewnie wiele krytycznych słów pod swoim adresem, twierdzę jednak, że często wynikają one raczej z ułomnego wykonania wielu założeń, a nie z samej ich jakości.

Reklama

Otóż w moim przekonaniu wiele poglądów Lecha Kaczyńskiego jest jak najbardziej słusznych i godnych szacunku. To on zmienił ton w rozmowach z Rosją i realistycznie ocenia jej reżim i intencje Putina. To on upierał się - kiedy jeszcze Platforma była sceptyczna - by instalować w Polsce amerykańską tarczę. To on proponuje całkiem sensowną politykę społeczną, nie bojąc się upominać o interesy uboższej części Polaków. Zapewne słusznie dopomina się o aktywną politykę państwa w sytuacji kryzysu gospodarczego. Słusznie domaga się lustracji.

Cóż z tego, skoro godna uwagi zawartość opakowana jest zwyczajnie nieudolnie. Zbyt łatwo prezydent Kaczyński daje się kojarzyć z polityką i partią swego brata. Zbyt nieporadnie dobiera sobie otoczenie, w którym hołubił minister Fotygę, sprawiającą wrażenie obrażonej na cały świat. Nie wiadomo też dlaczego jego urzędnicy dopuścili do wycieku fałszywych informacji o planach prezydenta-elekta Obamy. Nie udały się obchody 90. rocznicy odzyskania niepodległości, nie udała się reanimacja ustawy lustracyjnej. Podjął niepokojące próby majstrowania przy Trybunale Konstytucyjnym. Zresztą sam daje się często niepotrzebnie sprowokować. Zbyt łatwo ulega emocjom. Dużo trudniej więc wymienić przedsięwzięcia, które się prezydentowi udały.

Dlatego nie wróżę mu lekkich kolejnych dwóch lat. Przeciw prezydentowi jest partia rządząca, która z lubością co jakiś czas wypuszcza posłów Palikota i Niesiołowskiego by obrażali Lecha Kaczyńskiego. Rzec by można, że nie ma go kto bronić. Media są ewidentnie przeciw niemu. Opinia publiczna także. Sukces w wyborach za dwa lata jest więc coraz mniej prawdopodobny. I może szkoda, bo odejdzie polityk o twardych poglądach.

Reklama