Już dawno tyle osób nie pochylało się z troską nad przyszłością Kościoła katolickiego, jak po ostatnim liście biskupów w sprawie rodziny, w którym przypomnieli oni swój sprzeciw wobec zapłodnienia in vitro (przypomnieli go zresztą w jednym malutkim akapiciku, a media zrobiły z tego list w sprawie sztucznego zapłodnienia!). "Już wkrótce nie będą mieli do kogo pisać, bo wszyscy ich opuszczą" - groził, wyrażając poglądy tłumów, jeden z blogerów.
Troska, by Kościół się unowocześniał, szedł z duchem czasu, nie trwał przy nieżyciowych dogmatach i nie eksponował swych nieludzkich wymagań pojawia się zawsze, gdy tylko papież lub biskupi potępią coś, co świat lubi, tudzież gdy zaczną namawiać do czegoś, co mu nie w smak. Zwykle, co charakterystyczne, zatroskanymi autorami są ludzie od tegoż Kościoła dalecy, przyznający, że są z nim na bakier. Gdyby brać ich postulaty serio, to mamy do czynienia z kompletnym pomieszaniem materii. Bo jeśli Kościół jest dla nich tylko jeszcze jednym sprzedawcą na światowym targowisku idei, to mogą oni jego towar po prostu zignorować. Obejść ten śmieszny, średniowieczny stragan szerokim łukiem, wydąć usta w wyrazie bezgranicznej wzgardy i pożeglować dalej, ku tym, którzy prezentują idee dzisiejsze, a może nawet i jutrzejsze. Powiedzieć po prostu: nie mój cyrk, nie moje małpy, bawcie się, katole, sami. To byłoby logiczne.
Oczywiście nie chodzi o to, że mieliby przyjąć racje Kościoła, skądże znowu, niechże nie zgadzają się nawet z interpunkcją listu biskupów, ich święte prawo. Tyle tylko, że zatroskanie gości z zewnątrz o kondycję katolicyzmu jest równie sensowne, co apele opata benedyktynów, by buddyści dali sobie spokój z całą tą szopką o reinkarnacji, muzułmanie zmienili dietę, a ortodoksyjni Żydzi wybrali modniejsze fryzury niż pejsy. Bo jak nie, to nikt do nich nie przyjdzie i będzie im łyso. Prawda, że urocza argumentacja?
Oczywiście, zaraz usłyszę, że buddyści nie próbują nikomu narzucać swych wierzeń, tak jak i Żydzi nie napadają na Polaków, by ich odpowiednio przystrzyc. Słusznie, ale Kościół też jakoś do kruchty siłą Magdaleny Środy nie zaciąga, a ustawę zakazującą stosowania in vitro przygotowuje grupka posłów PiS, a nie Episkopat. A że ten wyraża swój pogląd? A co, na Boga, ma czynić? Wierszem gadać?
Drodzy przyjaciele Kościoła, pozwólcie mu się, w waszym mniemaniu, skompromitować. Na to skądinąd niestety zawsze można liczyć. W drugi dzień Świąt uroczy wikary warszawskiego kościoła św. Michała Archanioła najpierw długo i wytrwale w kazaniu nudził, by w końcu porównać arcybiskupa Wielgusa do św. Szczepana. Koncept, by człowieka, który zrobił się na Szaro, byle tylko dostać paszport, z męczennikiem oddającym swe życie za wiarę zaiste godzien jest rozpropagowania.