Nie jest łatwo pisać o "Gazecie Wyborczej", Agorze i Adamie Michniku. Autor tekstu krytycznego, nawet nienapastliwego, naraża się na zarzut bycia obsesjonatem, zawistnikiem zazdrosnym o sukces tegoż koncernu, osobą załatwiającą międzyredakcyjne porachunki. Ale jednocześnie zwykli czytelnicy bardzo chcą czytać teksty o Michniku i jego gazecie. Z jakichś powodów to dla nich bardzo ciekawe i emocjonujące historie.

Reklama

Swoisty szantaż, by nie pisać o "Wyborczej", działa. Autor tych słów był parokrotnie świadkiem sytuacji w kilku redakcjach, gdy te wstrzymywały jakieś teksty o "Gazecie", bo chciały uniknąć łatki obsesjonatów. Szczęśliwie ów szantaż nie paraliżuje całkowicie. Bo nie jest tak, że pisanie o największym w Polsce koncernie medialnym jest tylko ściśle branżową sprawą.

Gdy na portalu internetowym DZIENNIKA ukazało się kilka tekstów o Agorze, to okazało się rychło, że są najczęściej czytanymi artykułami. Są popularniejsze nawet od takich hitów - zdawałoby się - jak wiadomości o romansie Kazimierza Marcinkiewicza. Tu nie pasuje tłumaczenie, że zainteresowanie wewnętrznymi sprawami Agory jest tylko przejawem obsesji. Bo jeśli to obsesja, to nie marginalna, ale wręcz ogólnonarodowa.

Dlaczego tak się dzieje? Z pewnością jest w tym element zawiści i wścibstwa. To jednak wszystkiego nie tłumaczy. Wydaje się, że z Agorą jest trochę tak jak ze stosunkiem dużej części Polaków do Kościoła katolickiego. "GW" wyróżnia się na tle pozostałych mediów pewną zasadniczą cechą. Podstawowym celem prawie wszystkich, poza "Gazetą", mediów jest informowanie o wydarzeniach. "GW" informacją interesuje się w mniejszym stopniu. Dużo bardziej pochłania ją prezentowanie odpowiednich jej zdaniem postaw - społecznych, politycznych, obywatelskich. Pokazuje jak żyć, co myśleć, i często też na kogo nie głosować. Więc nie tylko dziennikarzy z konkurencyjnych redakcji irytuje protekcjonalny i misjonarski ton tych pouczeń.

Tu właśnie działa mechanizm oceny podobny do tego stosowanego wobec Kościoła. Publika po prostu rozlicza pouczającego ze zgodności zaleceń z jego postępowaniem. Agora w swej historii była kilka razy na zakręcie, gdy deklarowane zasady odbiegały od rzeczywistości i kiedy było widać, że "misjonarze" też nie są wcale święci. Zwolennicy "GW" oburzają się, że ta miarka nie jest stosowana wobec innych mediów. Byłaby, gdyby te prezentowały się tak samo jak "Wyborcza" - że nie są czystym biznesem, ale środowiskiem przekształcającym Polskę, czy że "im też nie jest wszystko jedno". Po prawdzie chyba żadnej redakcji w Polsce nie można zarzucić, że jest jej wszystko jedno, ale one wolą Polaków informować, niż wychowywać. Zresztą jest też inny koncern medialny rozliczany tą samą metodą co Agora (przez nią samą zresztą) - Radio Maryja i inne media o. Tadeusza Rydzyka. Kierownictwo koncernu z Torunia też twierdzi, że ma niezmiernie ważną dla Polski misję. Więc inni sprawdzają, jak ta deklarowana misja ma się do rzeczywistości.

Agora deklaruje, że postawiła sobie, swoim dziennikarzom szczególnie wysokie wymagania. Naród w to uwierzył i też stawia Agorze szczególnie wysokie wymagania.