AMELIA ŁUKASIAK: Niedawno SLD obchodziło 10. urodziny. Na uroczystość przybyli: Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, Józef Oleksy. Panią zaproszono?
IZABELA SIERAKOWSKA: Nie. Marka Borowskiego też nie zaproszono. My jesteśmy zaliczani do tak zwanych zdrajców. Stawiając siebie na piedestale nikt z nich nawet nie pomyślał, że gdyby 5 lat temu posłuchano się takich ludzi jak ja, którzy na konwencji partyjnej SLD mówili, że trzeba więcej pokory, że trzeba słuchać ludzi i nie piastować na raz wszystkich stanowisk, że inne partie lewicowe też są ważne nie tylko SLD, że wojewodowie nie mogą być jednocześnie w zarządzie partii, nie doszłoby do rozbicia. Dziś się o tym nie pamięta i mówi, że zdrajcy założyli SDPL.
SLD przez lata odcinało się od Leszka Miller, a dziś były premier siedzi z Aleksandrem Kwaśniewskim i Józefem Oleksym w pierwszym rzędzie i mówi, że najdalej za dwa lata lewica powinna być zjednoczona.
Ma rację. Lewica powinna być zjednoczona już teraz. Nie jako jedna partia, ale jako sojusz wyborczy, jak SLD przed 1999 r. Szkoda, że nie posłuchano Włodka Cimoszewicza, który to postulował niedawno przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.
A Cimoszewiczowi do kogo obecnie jest bliżej, do SDPL czy do SLD?
On jest zmęczony polityką.
Pełen wigoru i optymizmu jest natomiast prezydent Aleksander Kwaśniewski. Podczas swojego wystąpienia na 10-lecie SLD powiedział, że „lewica ma powody do dumy".
Jakie? Nie ma powodów do dumy.
Czy Aleksander Kwaśniewski pomaga wam w kampanii?
Jeśli się angażuje, to tylko w kampanię SLD. Mówi o całej lewicy, ale wspiera tylko jedną stronę. To bardzo smutne. Według mnie powinien się inaczej zachować. Jeśli zależy mu na zjednoczeniu lewicy, to powinien powiedzieć wyraźnie: choć jesteście rozbici, to wspieram was wszystkich, bo wierzę w wasze zjednoczenie. Polacy by to bardzo docenili, bo lubią tych, którzy się jednoczą. Traktują ich jako rozsądnych polityków.
A może kluczem są pieniądze? SLD je ma, a wy nie.
Pieniądze to nie wszystko. Politykę bez pieniędzy uprawiać ciężko, bo zajmuje to znacznie więcej czasu. Wszystko trzeba robić samemu. Ale da się.
O co chodzi w konflikcie Olejniczak - Napieralski? Dobrze ich pani zna.
Ten konflikt to dowód na to, że nie wszystko to, co młode jest najlepsze, najpiękniejsze i najmądrzejsze. Trzeba trochę doświadczenia. W polityce najlepsze są mieszanki pokoleniowe.
Jak się pani podoba nowy, uwodzicielski wizerunek Olejniczaka?
On był bardzo dobrym ministrem rolnictwa i najlepiej byłoby, gdyby tam został. Każdy polityk musi obecnie czymś media zaskoczyć. Na konferencjach Libertasu, który wygaduje kompletne bzdury są tłumy dziennikarzy. Na konferencjach polityków, którzy mówią spokojnie, ale mają coś ważnego do powiedzenia, są kompletne puchy. Wszystko to jest marketing polityczny. Nie jest akceptowalny Napieralski, który robi błędy językowe i ma w sobie dużo buty. Z drugiej strony jest Wojtuś z rozpiętą koszulą. I to się podoba. Ile razy ja mówię Markowi Borowskiemu, że zamiast mówić mądre rzeczy powinien założyć krótkie spodenki na szelkach, jakiś pomponik i od razu go wszyscy zauważą.
Niedoścignionym wzorem w zastępowaniu polityki marketingiem politycznym jest pani ziomek z Lublina, Janusz Palikot.
Wszyscy go naśladują. Wystarczy wejść na strony lubelskich gazet. Są wiadomości z miasta oraz Palikot. Cokolwiek powie, jest zauważone. Nie rozumiem tego.
Od dawna pani zna Palikota?
Poznałam go w kampanii samorządowej 2005 r., kiedy startowałam na prezydenta Lublina. On też miał najpierw startować, a potem wystawił swojego kandydata. Wyrządził mi w czasie kampanii wiele przykrości. I tego mu nie zapomnę. Szukał na mnie haków przez podstawionych ludzi. Nie mógł nic znaleźć, więc posunął się do pomówień. Od tego czasu Palikot dla mnie nie istnieje. Dziś jako prominentny polityk PO robi co chce i wszystko uchodzi mu na sucho. To znaczy, że jest w pełni akceptowalny przez premiera Tuska i całą PO. Na jego miejscu swoje umiejętności wykorzystałabym na rzecz niedoinwestowanego województwa lubelskiego. To nie jest przyjemne, że demonstranci pod Pałacem Kultury krzyczą: to nie nasza wina, że Palikot jest z Lublina.
Palikot nic nie robi dla Lublina?
Coś tam robi. Zwykle są to jakieś konkursy i nagrody, bo pan Palikot lubi chwalić się swoją zamożnością. On nie wykorzystuje swojej pozycji do rozwijania tego regionu.
A pani Zyta Gilowska wykorzystuje?
Też nie. To są politycy, którzy wszystko robią dla własnej kariery.
A co pani zrobiła dla podupadającego PZL Świdnik? Czy zakład doczeka się inwestora, a może w międzyczasie padnie?
Coś się ruszyło. Były spotkania w ministerstwie skarbu i w sejmowej komisji skarbu i komisji gospodarki. Brana jest pod uwagę jako inwestor nie tylko czeska firma Aero Vodochody, ale też włosko-brytyjski koncern Augusta.
Pani przeciwnicy mówią, że od dawna ma pani jakieś uprzedzenie do Czechów. Przypominają pani wypowiedz z 1993 r.: „Dla mnie Czesi nie są żadnym autorytetem. Zawsze szli z rękami do góry".
Nie mam nic przeciwko Czechom. Ja jestem głosem załogi. Oni mówią, że zakład nie będzie w stanie się tak dobrze rozwijać jeśli inwestorem będą Czesi. Nie chciałam się spotykać z przedstawicielami czeskiej firmy. Poprosiłam, aby udali się do ministerstwa skarbu. A co do tego nieszczęsnego cytatu, to była to rozmowa o zniszczeniach wojennych. Ja powiedziałam: zobaczcie, jak wyglądała Warszawa, a jak Praga. Była zupełnie niezniszczona dlatego, że Czesi potrafili łapki podnieść do góry. Należę do wyrazistych polityków i mnie się zawsze w szufladę wsadzi. Po 20 latach mimo, że mam już inne doświadczenia wciąż siedzę w tych szufladach.
W 1989 r. miała Pani poczucie przełomu?
Byliśmy zafascynowani Balcerowiczem.
Posłowie PZPR w X kadencji Sejmu nie zostawiali na Balcerowiczu suchej nitki.
Głosowaliśmy na niego. Moja ocena Balcerowicza jest bardzo pozytywna. On podejmował bardzo trudne decyzje. Dziś politycy mają o wiele większe doświadczenie, korzystają z ekspertów a decyzji nie podejmują. Balcerowicz był sam i potrafił działać. Miał spójną koncepcję, jedyną na tamte czasy.
Jak pani trafiła do polityki?
1989 był dla mnie przełomowy. Nie spodziewałam się, że trafię do parlamentu. Wszystko zaczęło się od tej słynnej konferencji PZPR w Sali Kongresowej. Byłam tam jako delegat. Na sali plenarnej mówiono o śrubkach, o niedoinwestowaniu. Wchodziłam w kuluary i tam zupełnie co innego, żywa, realna polityka. Kogo trzeba wyrzucić, z kim rozmawiać. Wracałam na salę plenarną a tam znowu o śrubkach i nakrętkach. W końcu nie wytrzymałam i zgłosiłam się do głosu. Mieczysław Rakowski mi go udzielił. Ja wtedy powiedziałam słynne słowa: Towarzysze, obudźcie się!. I tak się zaczęła moja kariera polityczna.
Czy warto obchodzić 20. rocznice wyborów 4 czerwca skoro ona raczej dzieli niż łączy?
Myślę że nie warto. Każdy powinien obchodzić sobie sam. Okragły Stół i częściowe, wolne wybory były osiągnięciem. Mimo ogromnych różnic potrafiliśmy coś wspólnie wypracować. Powinniśmy być dumni, że to wszystko przebiegło bardzo spokojnie. Prezydent Jaruzelski dobrowolnie ustąpił, parlament też po dwóch latach się rozwiązał. To jest naszą wartością a sami to niszczymy a potem dziwimy się, że jesteśmy w oczach światach postrzegani jako potwornie kłótliwy naród.
Zeznający w sądzie gen. Czesław Kiszczak twierdzi, że to on i jego ludzie torowali drogę przemianom. 4 czerwca to jego święto?
Panu generałowi życzę zdrowia ale również tego, żeby mniej mówił. On niestety również wpisuje się na listę tych, którzy niszczą cały ten nasz dorobek 20-lecia. Nie wolno. To była zasługa wszystkich.
Oglądała pani debatę telewizyjną premiera Tuska z przedstawicielami dwóch stoczniowych związków?
Nie oglądałam. Popatrzyłam na samotnie siedzącego pana premiera, na dwóch smutnych związkowców, na puste krzesła i doszłam do wniosku, że nic nie będę oglądać. Wyłączyłam telewizor i poszłam z psami na spacer.
To była debata, czy parodia debaty?
To było lekceważenie premiera. Ja też go zlekceważyłam ale zachowałam się tak jak większość ludzi którzy nie chcieli oglądać tego żenującego widowiska. Ani premier ani związkowcy łaski nie robią. Powinni usiąść do stołu i rozmawiać. Premier jest od tego aby porozumiewać się ze społeczeństwem a związkowcy aby reprezentować własne zakłady.
Przyłącza się pani do chóru krytyków Lecha Wałęsy za jego wystąpienia na zjazdach Libertasu?
Wszyscy jesteśmy winni temu, co w tej chwili dzieje się z Lechem Wałęsą. Zniszczyliśmy już wszystkie autorytety. Wałęsa chce sam o sobie decydować i być może robi to Polakom na złość. On mimo wszystko na zagranicznych konferencjach zawsze mówi o wartościach Unii Europejskiej. Jak widzi, że w kraju się go opluwa i wyśmiewa to idzie własną drogą. Taki jest Lech Wałęsa. Ma prawo robić co chce.
Chodzi pani na manify urządzane 8 marca przez feministyczne środowiska?
Nie chodzę bo w Lublinie się nie odbywają. Już nie muszę bo w czasach kiedy walczyłam o prawa kobiet, byłam jedną z niewielu. Teraz są następczynie.
Polskie feministki szczycą się tym, że jako jedyne skutecznie zdekomunizowały komunistyczne święto kobiet zastępując je własnym. Tego pani chciała?
Nie. 8 marca to jest tradycja. Jest wiosna, pojawiają się tulipany. Jedne kobiety idą na manifę inne obchodzą bardziej tradycyjnie. Jedno jest pewne, coraz więcej kobiet na świecie i w Polsce trafia na najwyższe stanowiska. Ostatnio kobieta została prezydentem Litwy. Nie na darmo prezes PiS Jarosław Kaczyński postawił na trzy mądre kobiety. Jego błędem było tylko to, że postawił je na swoim tle.
Chwali pani PiS? Bardzo pani złagodniała.
Chwalę te trzy kobiety. Dojrzewam jak wino. Gdy przyszłam do polityki , byłam zupełnie nieokrzesana. Potem się dużo uczyłam i to czego się nauczyłam to jest rozmowa i szukanie kompromisu. To jest najważniejsze.
Zainteresowania się pani zmieniają. Z edukacji i kultury przerzuciła się pani na ekologię. Przestraszyła się pani globalnego ocieplenia?
Męczy mnie że na komisji edukacji -której jestem członkiem od zawsze - wciąż mówi się o tym samym i nic się nie zmienia. A co do ekologii, eksperci twierdzą, że w 2020 r. Polska będzie miała najdroższą w Europie energię elektryczną. Trzeba działać. Zastanawiam się dlaczego taki Wiedeń może być cały ogrzewany ciepłem pochodzącym ze spalarni śmieci a dlaczego tego nie można zrobić w Polsce. Dlaczego cały świat wykorzystuje biogazy a my nie. Dlaczego nie pomyślano o elektrowni jądrowej. Nam są potrzebni ludzie zwariowani na punkcie ekologii.
Dlaczego nie chciała mi pani udzielić wywiadu i zamiast siebie proponowała Marka Borowskiego?
Bardzo go szanuję i chcę mu pomóc w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Przecież pani też startuje do PE z tej samej listy co Borowski tylko z ostatniego miejsca.
Jestem humanistką z dużym doświadczeniem parlamentarnym. Ale w PE potrzebny jest ktoś, kto zna się na finansach, budżecie. Ja się na tym nie znam . Ponieważ moja rodzinna Lubelszczyzna od pewnego czasu nie ma takich fachowców , postanowiliśmy poprosić Marka Borowskiego, aby reprezentował nasz region. Ja się bardziej czuję politykiem polskim i lubelskim niż europejskim.
To po co pani startuje, skoro nie chce pani wygrać?
Gdybym się wybierała, to przecież nie startowałabym z ostatniego miejsca ale przewodziła tej liście. Bardziej jestem potrzebna mojemu województwu, a w tych wyborach jestem pomocnikiem Marka Borowskiego i tak proszę to traktować.
Jaki wynik pani przewiduje?
Liczymy na dobry wynik. Centrolewica to jest już obecnie dobry produkt z kartą gwarancyjną na kilka lat. Myślę, że to w końcu ludzie zauważą, że mamy bardzo dobrych kandydatów . Nazwiska Borowski, Rosati, Pusz, Szwed, Kik, Smoleń mówią same za siebie.
Nie wymienia pani Tomasza Nałęcza, który też startuje z waszej listy i chyba wiem dlaczego. Gdy w 2005 r. podczas wyborów prezydenckich porzucił Marka Borowskiego na rzecz Włodzimierza Cimoszewicza nazwała go pani zdrajcą.
Zapomniałam o nim po prostu. Bardzo go cenię.
Już nie jest zdrajcą?
Nie noszę długo urazy. To co smutne szybko zapominam i staram się widzieć w człowieku dobre strony. Wtedy postąpił źle ale z drugiej strony jest świetnym politykiem, historykiem.
Jeden z waszych euro kandydatów Łukasz Pałucki z kujawsko-pomorskiego ujawnił, że aby zarejestrować wszystkich kandydatów musieliście uciec się do niestandardowych działań. Poprosiliście o pomoc drag queen czyli mężczyzn przebranych za kobiety. Podpisy były zbierane w klubach gejowskich.
I co w tym dziwnego. Oni nas lubią. Wiedzą, że jesteśmy proeuropejscy. Dla nas orientacja seksualna nie gra żadnej roli. Liczy się człowiek a nie jego orientacja. Miejsce do zbierania podpisów jak każde inne.