Środowy artykuł w DZIENNIKU zatytułowaliśmy "W PiS rozliczenia za kampanię. Kaczyński traci zimną krew". Uderzyliśmy w stół, prezes się odezwał. Wprawdzie zastrzegł, że zna kontekst zmian w DZIENNIKU, ale od razu w swoim znanym stylu pomieszał fakty z fantazjami. Otóż w wizji Jarosława Kaczyńskiego zmiana warty w naszej gazecie to efekt publikacji tekstów dotyczących zadziwiających transferów pieniężnych Janusza Palikota. Zaś cała historia to przykład rosnącego zagrożenia dla wolności prasy w Polsce.

Reklama

Po pierwsze, widać tu efekt dużej nerwowości powyborczej w Prawie i Sprawiedliwości. Choć partia Kaczyńskiego osiągnęła obiektywnie niezły wynik, oczekiwania były znacznie większe. Stąd atak na spin-doktorów, stąd nagła emancypacja Zbigniewa Ziobry (swoją drogą, pogratulować wyniku!), stąd też rezygnacja posłanki Masłowskiej i inne ruchy podskórne. W kontrofensywie Kaczyński i Ziobro zamanifestowali rozejm na konferencji prasowej, zaś prezes postanowił odwrócić uwagę publiczną od PiS - kierując ją ku mediom.

To już kolejna ostra wypowiedź prezesa PiS na ten temat. I to kolejne wybory, po których okazuje się, że PiS miał świetną kampanią wyborczą, ale nie przebił się z nią z powodu wrogiej postawy dziennikarzy i redaktorów. Były już ataki na RMF ("niemieckie radio"), była niezapomniana szarża na internautów (pijaczki oglądające pornografię, pociągające piwo z butelki), a we wtorek jawna pogarda okazana dziennikarzom Radia ZET.

Żeby atakować media trzeba mieć na ich temat pewną wiedzę. Nie teorię spiskową, tylko wiedzę o podstawach ekonomicznych ich funkcjonowania, o zmianach, jakie w tej chwili następują. W jednym zgadzam się z prezesem: z mediami dzieje się w Polsce źle. Podobnie źle dzieje się w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Wielkiej Brytanii i wszędzie, gdzie media działają na rynku wolnym i konkurencyjnym. W coraz poważniejszej sytuacji rynkowej gazety łączą siły, tną koszty, zmniejszają zatrudnienia by przetrwać. W naszym przypadku dwa wydawnictwa prasowe Axel Springer Polska i Grupa Infor podjęły decyzję, że chcą połączyć swoje dwa wiodące tytuły DZIENNIK i "Gazetę Prawną". Jeśli UOKiK wyda zgodę, dojdzie do tego mariażu, a nowa gazeta będzie w stanie poradzić sobie na rynku. Nie wszystkie duże dzienniki mają w Polsce podobnie klarowny pomysł na przyszłość. Prezes Kaczyński jako premier miał do czynienia z budżetem państwa, więc wie doskonale co to są koszty, a co dochody. Szkoda, że miesza ludziom w głowach ukrywając skrzętnie swoją wiedzę.

Reklama

Michał Kobosko

p

Autorzy tekstów o Palikocie odpowiadają szefowi PiS

Reklama

Prezes Jarosław Kaczyński wypowiedział się na temat naszych tekstów o niejasnych operacjach finansowych Janusza Palikota. A wypowiedź można streścić tak: DZIENNIK prowadził kampanię przeciw Palikotowi (takich słów użył prezes), ale w gazecie wymieniono naczelnego redaktora, zmienia się właściciel, więc sprawa Palikota w DZIENNIKU zostaje schowana pod dywan. A wszystko to, jak wywodzi Kaczyński, potwierdza tezę, że pod rządami Donalda Tuska wolność prasy jest zagrożona.

Kilka uwag. Po pierwsze, nie prowadzimy żadnych kampanii. Jesteśmy dziennikarzami: zbieramy materiały, piszemy teksty. Po drugie, sprawa dziwnych operacji finansowych Palikota dla nas nie jest skończona. W kilku artykułach opisaliśmy tajemnicze pożyczki, które płyną do polityka Platformy z anonimowych spółek zagranicznych, ujawniliśmy też, że Palikot pisał nieprawdę w oświadczeniu majątkowym. Jako pierwsi opisaliśmy tę sprawę i zadaliśmy pytania, na które opinia publiczna wciąż nie dostała odpowiedzi ani od Palikota, ani od szefów Platformy.

Finanse Palikota to temat, który wciąż nas interesuje. Jeśli zdobędziemy nowe, wiarygodne informacje o tej sprawie, będziemy je publikować. Sugestia, że "zostaliśmy naciśnięci" żeby nie zajmować się Palikotem, jest dla nas obraźliwa. Jeśli doszłoby do takich nacisków, nie byłoby już nas w DZIENNIKU. A jesteśmy. Procesu z Palikotem się nie boimy. Nie wycofujemy się z żadnego słowa.

W jednym z Kaczyńskim musimy się zgodzić. Sposób, w jaki sprawa tajemniczych pożyczek uchodzi Palikotowi na sucho, musi budzić zdziwienie. Po tekstach DZIENNIKA poseł daje Donaldowi Tuskowi dokumenty kompletnie niezwiązane ze sprawą, a premier mówi, że wyjaśnienia wyglądają dość wiarygodnie.

Jest dokładnie na odwrót. Od 29 maja Palikot ma wyraźny problem z odpowiedziami na kilka prostych pytań. Do dziś nie powiedział, do kogo należą spółki z rajów podatkowych, które finansują jego pożyczki. Nie pokazał umów i dokumentów - choć twierdził, że to zrobi. Na wyjaśnienie wciąż czeka sprawa "zgubienia" w oświadczeniu majątkowym pół miliona euro pożyczki.

Zamiast wyjaśniać Palikot grozi nam więzieniem, pozywa w procesie karnym i zapowiada walkę z redakcją o horrendalne odszkodowanie. Zręczny ruch: zawsze może powiedzieć partyjnym szefom, że przecież pozwał DZIENNIK i reporterów. To daje mu czas na przeczekanie. Pytanie, jak długo uda mu się przeczekać?

Wojciech Cieśla, Michał Majewski