Pozornie oglądamy odwrót Zbigniewa Ziobro na całej linii. Wyraził miękkie, zdawkowe zastrzeżenia wobec europejskiej kampanii swojego ugrupowania, po czym był zmuszony w dwa dni później ogłosić na specjalnej konferencji prasowej i w nieco płaczliwym tonie, że ani mu w głowie liderowanie Prawu i Sprawiedliwości, czy też broń Boże prezydentura. Złożył więc coś w rodzaju hołdu wasalnego obu braciom Kaczyńskim.

Reklama

Dostał jeden z najlepszych wyników w kraju, po czym go upokorzono. Bo, jak napisał trafnie w internecie Wojciech Sadurski, popełnił straszny nietakt: "zaczął się wtrącać w sprawy partii, której jest zaledwie wiceprezesem".

>>> Zbigniew Ziobro bije w sondażu prezydenta

A jednak... A jednak, gdy przyjrzeć się bliżej zdarzeniom, odwrót Ziobry nie jest wcale tak jednoznaczny i oczywisty. Pierwsze reakcje prezesa były, to prawda, niezwykle brutalne. Odsyłanie swojego najbardziej skutecznego kandydata do lekcji angielskiego przypominało traktowanie przez Jarosława Kaczyńskiego poprzednich wewnątrzpartyjnych polemistów. Oni wszyscy z dnia na dzień przestawali być godnymi pochwał mężami stanu, a stawali się postaciami pełnymi politycznych i ludzkich ułomności. I prędzej czy później byli wypychani, albo sami wybierali emigrację.

Reklama

Tyle że ani Marcinkiewicz, ani Jurek, ani Dorn, ani Ujazdowski z Zalewskim nie doczekali się wspólnej konferencji prasowej z prezesem tuż po skarceniu. Występując razem z dopiero co zbesztanym współpracownikiem Kaczyński pokazał, że mu na nim jednak zależy. Bo Ziobro ma siłę i realne zaplecze. Co więcej, nie wszystkie jego deklaracje na tej pełnej wzajemnych uprzejmości konferencji da się rozpatrywać w kategoriach hołdu lennego. Oto świeżo upieczony europarlamentarzysta zadeklarował chęć kierowania prezydencką kampanią Lecha Kaczyńskiego. Czyli ostatecznego pozbycia się spin-doktorów: Bielana i Kamińskiego, którzy są naturalnymi kandydatami na organizatorów tej kampanii, To jasne, że Ziobro nie podzieliłby się nimi władzą, ale przegonił ich definitywnie, bo od lat walczy z nimi na noże. A to już byłby jego sukces. Kolejny krok w walce o PiS.

>>>Zrugany Ziobro oddaje hołd prezesowi PiS

W normalnej zachodniej partii taka wspólna konferencja lidera z potencjalnym konkurentem finalizująca ich krótkotrwały spór to coś naturalnego. Ale nie w Polsce, gdzie polityczne ugrupowania - podkreślmy nie tylko PiS - przypominają raczej warowne obozy musztrowane przez wodzów. Nic więc dziwnego, że przygarnięcie Ziobry do piersi będzie rozpatrywane przez PiS-owskich działaczy nie w kategoriach mądrości Kaczyńskiego, lecz raczej jego słabości. Kto od lat rządził w logice carskiego samodzierżawia, powinien się obawiać nagłej liberalizacji. Dziś, jutro, nic z tego jeszcze nie wyniknie. Ale pojutrze - upokorzony, lecz nie dobity Ziobro upomni się o swoje.

Reklama

To są meandry taktyki i nie wiadomo, kto ostatecznie będzie górą. Smutna to zarazem refleksja, bo pokazująca, jak dalece partie nie nadążają za przemianą Polski w kraj otwartej transparentnej demokracji. Nie o to chodzi, czy Ziobro ma rację. Jego recepty na uzdrawianie PiS są niejasne, sprowadzają się w dużej mierze do obwiniania za wszystko PR-owskich wysiłków Kamińskiego i Bielana, co moim zdaniem nie jest diagnozą trafną. Jego własny koncept - korzystania z sympatii Radia Maryja, zamiast refleksji dlaczego PiS-owi tak trudno pozyskać wyborców młodszych i lepiej wykształconych, nie prowadzi donikąd, nawet jeśli on sam cieszy się zasłużoną popularnością. Ziobro może się więc mylić, ale niemożność postawienia przez niego jakiejkolwiek wątpliwości w trybie normalnej dyskusji to patologia. Patologia szkodząca demokracji w ogóle, a PiS ustawiająca w szczególnie niefortunnej sytuacji.

>>>Ziobro na dywaniku u Kaczyńskiego

Bo jak słusznie zauważył kiedyś Ludwik Dorn, jako partia słabsza, nie ciesząca się sympatią intelektualnych elit czy mediów. ma ona naturalną skłonność ulegania kompleksowi oblężonej twierdzy. To zaś nawet jeśli daje pozory wewnętrznej spoistości, w ostateczności jej szkodzi. W partii, gdzie nie ma swobodnej dyskusji, nie szuka się najlepszych rozwiązań - i tych marketingowych, i dotyczących przyszłego rządzenia. A to niezawodna recepta na kolejne porażki.