Polityków w drodze do warszawskiego baru sushi wypatrzyli fotoreporterzy "Faktu". Ludwik Dorn podobno wyczuł, że jest śledzony przez dziennikarzy. Wysiadł więc z autobusu i... poprosił patrol policji i straży miejskiej o pomoc w zgubieniu ogona.

Reklama

"Dorn wykazał się przy tym niesamowitym instynktem konspiratora. Do centrum stolicy przyjechał autobusem. Ale gdy z niego wysiadał, poczuł, że jest śledzony. Schował się więc w krzakach i zadzwonił po patrol policyjny. Potem zaś kazał funkcjonariuszom eskortować się do baru!" - pisze "Fakt".

Dlaczego policjanci zawieźli polityka do baru sushi, a nie na komendę, żeby tam złożył zawiadomienie o tym, że jest śledzony? - tabloid już nie pisze. Z nowym europosłem PiS spotkał się w barze sushi przy ul. Dobrej. Ogona oczywiście nie zgubił. Na naradę politycy umówili się we wtorek wieczorem. Pierwszy do lokalu wszedł Dorn, trzy minuty po nim - Ziobro.

>>>Zrugany Ziobro oddaje hołd prezesowi PiS

Nie wiadomo o czym rozmawiali obaj politycy. Dorn od prawie roku jest w niełasce Jarosława Kaczyńskiego po tym, jak obaj politycy pokłócili się o to, czy były marszałek Sejmu płacił alimenty swojej byłej żonie. Ziobro podpadł prezesowi PiS kilka dni temu, kiedy mówił o konieczności rozliczenia osób, które są odpowiedzialne za słaby wynik PiS w ostatnich eurowyborach.

Dziennikarze "Faktu" zapytali konspiratorów o temat debaty, ale politycy nie chcieli go zdradzić.

Reklama