Nie ma człowieka, który wywarłby większy wpływ na nasze pokolenie niż Leszek Kołakowski i - mam nadzieję - będzie ten wpływ wywierał jeszcze przez wiele dziesięcioleci.

>>> Nie żyje profesor Leszek Kołakowski

Reklama

Był to naturalnie przede wszystkim wpływ jego poglądów, które dotyczyły dwu niezwykle ważnych spraw: krytyki marksizmu oraz samych podstaw metafizyki, relacji między wiarą a rozumem. O tym pierwszym temacie pisał w wielu wcześniejszych pracach, ale najważniejsza oczywiście zostanie pomnikowa historia marksizmu, o tym drugim pisał także od początku swojej kariery intelektualnej i od początku był zafascynowany myślą teologiczną, nawet wtedy gdy trzeba było ją krytykować. Wkrótce potem jednak, w pracach o herezjach holenderskich XVII wieku i nade wszystko w pracach na różny sposób związanych z filozofią i teologią Pascala, zajmował się tym, co najważniejsze, czyli sensem bytu i tajemniczymi związkami między wiarą a rozumem.

Kołakowski pomagał nam jednak także jako człowiek, który cenił sobie w tym dziwnym świecie, w jakim żyjemy, jasność myślenia i porządek duchowy, bez względu na głoszone poglądy. Dla mnie kontakt z nim był znakomitą szkołą myślenia i pisania. I chociaż nikt z nas nie marzył, by sięgnąć poziomu mistrza (który był też przyjacielem), to uodporniło nas to doświadczenie na polskie filozoficzne mętniactwo. A w kraju, w którym dominowali przez dwa stulecia (z wyjątkiem logików) wspaniali, ale kompletnie szaleni myśliciele, od Cieszkowskiego po niektórych współczesnych, jasność myślenia i wrodzone niemal poczucie standardów miało kapitalne znaczenie.

Reklama

>>> Przeczytaj wspomnienia polityków o prof. Kołakowskim

Kołakowski jednak w licznych esejach nie stronił od krytyki współczesnej cywilizacji oraz od czasem aż naiwnie prostego, ale wyrażanego bez żadnych wahań przekonania, że podstawowe wartości kultury europejskiej są dla nas zarówno niezbędne, jak i nie podlegają zmiennym z natury rzeczy gustom czy modom intelektualnym. Można powiedzieć, że w odniesieniu do sedna kultury europejskiej Leszek Kołakowski był konserwatystą, chociaż słusznie pisał o tym, że zasadniczo wszyscy jesteśmy "konserwatywno-liberalnymi socjalistami", kolejność zresztą nie ma znaczenia. W jednym z takich esejów nazywał się prowokująco "europocentrystą" (a bardzo lubił prowokować ludzi głupich) i wyjaśniał, że specyficzny sens kultury europejskiej polega na tym, że jest to kultura nieustannie zdolna do samokrytyki i w ten sposób ulegająca korzystnym przemianom.

czytaj dalej

Reklama



Skoro mowa o ludziach głupich, to warto wspomnieć, że Leszek był człowiekiem bezgranicznie dobrym i zawsze gotowym do żartów i zabawy w miłym mu towarzystwie. Nie znosił jedynie głupców i dla nich nie miał ani sekundy czasu. Był niewątpliwie próżny, co pokazują dwa przykłady. Bardzo wysoko cenił sobie uzyskanie prawa do członkostwa w Royal Club of Whisky (a jest to niesłychanie elitarne i zamknięte stowarzyszenie) oraz nagrodę, jaką otrzymał jako najwybitniejszy żyjący filozof od sławnej włoskiej producentki grappy, która miała takie artystyczno-intelektualne upodobania. Nagrodą była oczywiście wielka skrzynka tejże grappy.

Kołakowski stopniowo stał się jednym z największych współczesnych filozofów dla całego świata. Ciekawe, że najpierw zasłynął z racji krytyki marksizmu i dopiero w ostatnich dekadach zdano sobie sprawę z jego roli i znaczenia jako największego żyjącego przedstawiciela tego, co w filozofii najważniejsze, czyli metafizyki.

Doceniony i powszechnie szanowany Leszek Kołakowski dalej z siebie żartował. Kiedyś napisałem o tym, jak szalał - dosłownie, bo kierowcą nie był wybitnym - po Warszawie moskwiczem, którego kupił sobie za honorarium za jedną z wielkich książek. Leszek to przeczytał i najpoważniej w świecie mi powiedział, że jest oburzony, iż nie dostrzegłem u niego talentu do prowadzenia samochodu. Tak było zawsze, bardzo wiele było żartem, ale myliłby się ten, kto by pomyślał, że dla Kołakowskiego nie było spraw tak poważnych, iż nie lubił o nich rozmawiać nawet z najbliższymi przyjaciółmi. I ja nie będę w te sprawy wnikał, a zakończę, wyrażając nadzieję, że Leszek Kołakowski będzie dla nas w coraz większym stopniu teologiem, a nie tylko krytykiem marksizmu.