Bo zasada ma być prosta: ten, kto rządzi, mianuje tego, kto rządzących ma ścigać. Premier nie posłuchał. Kamiński przez dwa lata prowadził CBA, a wszelkie nieporozumienia przez obie strony skrzętnie zamiatane były pod dywan.
Z tym już koniec. Kamiński dostał zarzuty w imieniu właściwie całej PiS-owskiej ekipy, która prowadziła akcję przeciw Lepperowi w Ministerstwie Rolnictwa. Ponad dwa lata po całej sprawie. Ale też w kilka dni po ujawnieniu afery hazardowej.
Czy to znaczy, że zarzuty wobec Kamińskiego są dęte? Niekoniecznie. Ale zbieżność w czasie bije po oczach. Udowadnia, że walka między CBA a rządem toczyła się właściwie przez cały czas.
Ale nie to jest najgorsze. Ta sprawa jest kolejnym argumentem na rzecz tezy, która źle świadczy o jakości polskiej demokracji: w Polsce nie jest możliwe współistnienie i właściwe, kompetentne działanie instytucji publicznych, które prowadzą ludzie nominowani politycznie przez konkurencyjne partie. A to oznacza brak ciągłości, a przede wszystkim demokratycznej kontroli. Wrogowie Kamińskiego w PO od początku mieli rację: z pozostawienia Kamińskiego w CBA nic dobrego dla Platformy nie wyniknie.
Ale jeśli premier podejmie dziś decyzję o jego dymisji, sytuacja będzie jeszcze gorsza. Dla wszystkich.