W maju napisaliśmy, że polityk PO otrzymuje wielomilionowe pożyczki, których źródłem są anonimowe spółki w rajach podatkowych. Palikot tym informacjom zaprzeczył i tuż po publikacji złożył pozew sądowy, w którym domagał się od naszej redakcji 10 mln zł odszkodowania.

Reklama

Ale już po kilku tygodniach był gotowy do ugody z wydawnictwem. Wydawca Dziennika nie przystał na tę ofertę. Pierwsza rozprawa, na której zaczynają zeznawać świadkowie, ma odbyć się w poniedziałek warszawskim sądzie.

W piątek jednak Palikot na swoim blogu zapowiedział, że wycofuje pozwy. Także dotyczące publikacji, w której opisaliśmy biznesową działalność jego PR-owskiego doradcy – Jacka Prześlugi, którego firma wygrywała przetargi organizowane przez urzędy i samorządy, w których rządzi Platforma. Kilka dni temu Prześluga dostał się do zarządu PKP S.A.

Palikot przed sądem miał szansę odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: kto jest źródłem jego pożyczek? Do tej pory nigdy tego nie zrobił. Główna teza lansowana przez Palikota brzmiała, że gdy sprzedawał swoje firmy, umawiał się, że oprócz ceny, będzie brał też pożyczki. Tak miało być ze sprzedażą Towarzystwa Inwestycyjnego Janusza Palikota. Palikot zbył je w 2007 roku luksemburskiej spółce CEPI. I zaraz potem zaczął dostawać z CEPI wielomilionowe pożyczki. Jak ujawniliśmy, w umowie nie było mowy o gwarancjach pożyczek. A CEPI, by pożyczać posłowi, sama zdobywała pieniądze od cypryjskiej spółki Decleora. Kto za nią stoi? Oficjalnie - anonimowy fundusz z Curacao. Palikot nigdy nie wyjaśnił tych niejasności.