Ta kampania - zdaniem Jarosława Kaczyńskiego - nawoływała wprost do głosowania przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Premier podkreśla, że emisja tych spotów w TVP jest najlepszym dowodem na to, że PiS wcale nie podporządkowało sobie telewizji publicznej.

Reklama

Podobnego zdania jest jego kolega partyjny, Tadeusz Cymański. "W czasie kampanii wyborczej TVP nie była prorządowa" - przekonywał polityk w Radiu Zet. Tak skomentował zarzuty monitorującej nasze wybory Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. OBWE stwierdziła, że telewizja publiczna nierówno rozdzielała czas na relacjonowanie poczynań najmocniejszych partii.

Kto jeszcze jest winny porażki Prawa i Sprawiedliwości? Piątkowe, ostatnie przed wyborami sondaże. Jarosław Kaczyński nazywa je wprost elementem wielkiej akcji establishmentu przeciwko jego partii. Szef PiS dodaje też, że kluczowa była jego telewizyjna debata z Donaldem Tuskiem. "Gdybym był do niej lepiej przygotowany albo się od niej uchylił, wynik wyborów mógłby być inny" - uważa Jarosław Kaczyński.

Premier zdaje sobie sprawę, że PiS pogrzebały wyniki głosowania w dużych miastach i to, jak wybierali młodzi ludzie. Kaczyński podkreśla, że do głosowania byli mobilizowani akcjami SMS-owymi. Szef rządu tłumaczy, że jego partia przegrała, bo musiała się zmierzyć z wielkim frontem swoich przeciwników.

Kaczyński dostrzegł również pewne błędy w kampanii prowadzonej przez PiS. Nie wymienił ich jednak, choć udowadnia, że gdyby nie te błędy, to Prawo i Sprawiedliwość utrzymałoby się przy władzy.