Bo - jak tłumaczył sąd - nie można jednej osoby zatrzymać dwukrotnie pod tymi samymi zarzutami. A Sawicka już raz została zatrzymana i to także przezCBA. Tuż przed wyborami, gdy była jeszcze posłanką i chronił ją immunitet. Ale po interwencji ówczesnego marszałka Sejmu Ludwika Dorna została niemal natychmiast zwolniona.

Reklama


Dzisiejsza decyzja sądu nie oznacza jednak, że była posłanka może się cieszyć całkowitą wolnością. Będzie musiała regularnie pojawiać się na policji - raz w tygodniu. Sąd zastosował bowiem wobec niej dozór policyjny. Sawicka nie może też bez zgody sądu wyjeżdżać za granicę i musi oddać paszport.

"Absolutnie jest to zwycięstwo normalności i tego, że areszt tymczasowy może być stosowany tylko i wyłącznie wtedy, kiedy inne środki nie mogą być stosowane" - powiedział obrońca Sawickiej, Aleksander Pociej.

Ale zadowolona nie jest prokuratura. Już zapowiedziała odwołanie się od decyzji sądu. Bo śledczy chcą koniecznie zamknąć byłą posłankę PO Beatę Sawicką w areszcie. Tak jak złapanego we wrześniu razem z Sawicką burmistrza Helu Mirosława W. Trafił on za kratki na trzy miesiące.

Reklama

Sawickiej prokuratorzy postawili dwa zarzuty. "Beata S. miała namawiać osoby trzecie do wręczenia łapówki, a burmistrza Helu Mirosława W. do jej przyjęcia. Łapówka dotyczyła pośrednictwa w ustawieniu przetargu na nieruchomość o wartości 3 mln złotych na Półwyspie Helskim" - tłumaczy pierwszy zarzut prokurator Andrzej Laskowski. "Drugi zarzut dotyczy powoływania się na wpływy u burmistrza Helu i podjęcia się pośrednictwa w nabyciu tej nieruchomości" - dodał prokurator. Podkreślił, że była posłanka zażądała łapówki w wysokości 100 tys. zł. CBA wręczyło jej tę kwotę w dwóch ratach.

Sawicka chciała sama zgłosić się do prokuratury. Nie zdążyła, bo agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego znaleźli ją w jednym z poznańskich hoteli, wyprowadzili z pokoju i odwieźli do prokuratury.