Były minister obrony narodowej tłumaczył, że poprzedni rząd nie wystąpił do prezydenta z prośbą o przedłużenie misji w Iraku, by nie wiązać tą decyzją nowego rządu. Jeśli ten zdecyduje o wycofaniu naszych żołnierzy, dobrze by było - zdaniem Szczygły - jak najszybciej poinformować o tym Amerykanów.
Aleksander Szczygło wyjawił w rozmowie z Moniką Olejnik, że nie miał pojęcia o przewożeniu akt komisji weryfikacyjnej WSI do Biura Bezpieczeństwa Narodowego. "Komisja jest ciałem niezależnym, działa poza Ministerstwem Obrony Narodowej. Nie musiałem o tym wiedzieć" - powiedział.
Były minister zastrzega, że nie wiedział o tragedii w Afganistanie z 16 sierpnia, kiedy Polacy ostrzelali i zabili cywilów. Twierdzi, że dowiedział się o niej dopiero, gdy prokuratura rozpoczęła śledztwo. Było ono jednak tajne, więc nie mógł o tym informować. Nie mógł też poszukać kancelarii prawnej, która podjęłaby się obrony oskarżanych żołnierzy. Zrobił to dopiero po ich zatrzymaniu. "Nie mogłem podjąć działań wcześniej, bo złamałbym tajemnicę państwową. Do chwili zatrzymania nikt nie wiedział o tym postępowaniu" - dodał.
"Nie wszystkie rzeczy związane z misjami da się przewidzieć. Ja też najbardziej, czego się bałem, to powrotu żołnierzy w trumnach. Nie przewidywałem takiego scenariusza, że w stosunku do niektórych będą prowadzone postępowania. Trzeba rozdzielić - nawet gdy te zarzuty się potwierdzą - tych siedmiu żołnierzy od 1200, którzy pełnią tam służbę" - zaznaczył były minister.