Miller sromotnie przegrał ostatnie wybory parlamentarne. Startował z list Samoobrony w Łodzi, ale nie wszedł do Sejmu, podobnie jak cała partia Andrzeja Leppera. Jednak były premier jeszcze nie składa broni. Podobno zebrał wokół siebie już około tysiąca ludzi i wraz z nimi zakłada Polską Lewicę - partię, która ma zgromadzić tych, którzy sentymentem darzą czasy PRL.

Reklama

Kongres założycielski zapowiedziano na 16 grudnia w Łodzi. "Wybrałem Łódź, bo to tu narodziła się idea Polskiej Lewicy, poza tym w 2001 roku zdobyłem w tym mieście ponad 145 tysięcy głosów poparcia. Myśląc o nowej partii, chcę lewicy samodzielnej i odważnej. Mamy prawo nie wstydzić się PRL, a ludziom pracy z tamtej epoki mówimy, by wyzbyli się poczucia winy za to, że odbudowali kraj" - mówi były premier.

Miller sugeruje, że jego nową inicjatywą polityczną interesują się jego dawni koledzy z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, które teraz wchodzi w skład koalicji Lewicy i Demokratów. "Oczywiście odbieram wiele telefonów, głównie od kolegów z LiD. Jednak w związku z tym, że ta koalicja ma problemy, nie powiem, kto do mnie dzwonił. Nie chcę, żeby te osoby miały kłopoty".

Mimo, że Miller zapowiada, iż chce przyciągnąć do Polskiej Lewicy przede wszystkim młodzież, na razie ma wokół siebie sprawdzonych towarzyszy. O wejściu do jego partii myślą między innymi: były sekretarz generalny SLD Marek Dyduch, Tadeusz Matusiak, który w rządzie Millera był wiceministrem spraw wewnętrznych i Krzysztof Panas - prezes Narodowego Funduszu Zdrowia w czasach rządu Millera. Podobno szeregi tej formacji zasili również znany z krytykowania wszystkiego i wszystkich Jan Tomaszewski - były bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski.

Reklama

Jednak specjaliści nie dają nowej partii Millera większych szans na zaistnienie na scenie politycznej. Nawet związany z lewicą politolog profesor Kazimierz Kik przyznaje: "Żeby się liczyć, partii potrzebne są pieniądze, infrastruktura i wiarygodni przywódcy, a partia Leszka Millera nie spełnia żadnego z tych warunków. Miller powinien odejść, póki pamiętane są jeszcze jego zasługi".