Władzę ma rząd, a nie prezydent
Donald Tusk przyznaje, że pierwsze 50 dni jego rządów to nie był miesiąc miodowy, jeśli chodzi o kontakty z Pałacem Prezydenckim. Jednak jego zdaniem, kłótnie na linii rząd - Kancelaria Prezydenta nie mają najmniejszego sensu. Dlaczego? Bo niezależnie od ich natężenia władzę w Polsce sprawuje rząd, a nie prezydent.
"Prezydent stara się zapewne wypełniać swoje zadania tak, jak je rozumie. Problem w tym, że zdaje się zbyt wiele emocji wiązać z ponawianiem próby sił pomiędzy własną kancelarią a rządem. Konstytucja w tej sprawie jest jednak jednoznaczna i wskazuje na rząd jako główne centrum decyzyjne państwa" - podkreśla Donald Tusk.
Prezydent straci, jeśli będzie się kłócił
Szef rządu ostrzega, że na toczeniu ewentualnych sporów z obecnym układem rządzącym najwięcej straci właśnie prezydent.
"Ludzie nie chcą facetów od awantur, którzy prowadzą swoje narody na wojnę. Jeśli PiS będzie dążyło do skonfliktowania prezydenta z koalicją rządzącą, to najwięcej straci na tym autorytet samego prezydenta" - twierdzi premier.
Będę konsekwentny
Zaraz jednak podkreśla, że on sam nie cofnie się przed wejsciem w spór, jeśli uzna, że tego wymaga interes państwa. Jako przykład takiego swojego konsekwentnego zachowania premier wymienia decyzję o wyjściu naszych wojsk z Iraku.
"To wymagało poważnego sporu. Nie tylko z największą partią opozycyjną, ale też z prezydentem. I nie podejmowaliśmy tej decyzji pod wpływem sondaży, bo one pojawiły się już po naszej zapowiedzi. Nie odczuwałem też szczególnej presji opinii publicznej: zróbcie coś z tym Irakiem, wycofajcie naszych żołnierzy".
I dalej tak tłumaczy, dlaczego Polacy opuszczą Irak. "Ponieważ jestem przekonany, że nie ma sensownej wizji naszej dalszej obecności w Iraku. Nie bardzo widać perspektywy, by coś więcej można było tam osiągnąć. Dodatkowym argumentem była informacja, że misja pochłonęła już łącznie miliard złotych. To ogromne pieniądze" - przekonuje szef rządu w "Newsweeku".