Bo właśnie od tych gwarancji Lech Kaczyński uzależnia podpisanie dokumentu. Dlatego w kancelarii premiera i Kancelarii Prezydenta ruszyły już prace nad nowelą ustawy z 2004 r.o współpracy rządu i parlamentu w sprawach UE.
"Najdalej w przyszłym tygodniu będziemy gotowi z własną propozycją" - mówi DZIENNIKOWI minister w Kancelarii Prezydenta Andrzej Duda. Wstępne analizy rozpoczęły się też w Rządowym Centrum Legislacji, o czym poinformował wczoraj sam premier Donald Tusk.
Kiedy poznamy konkretne efekty tych prac? Szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak nie chce podawać terminu. "Na pewno nie jest w interesie Polski, by z tym zwlekać" - zaznacza jednak. Jak dowiedział się DZIENNIK, rozważane są trzy wersje zapisów ustawowych gwarancji.
Pierwsza to preferowany przez PiS i Lecha Kaczyńskiego zapis, że rząd będzie mógł wycofać się z mechanizmu z Joaniny i protokołu brytyjskiego do Karty praw podstawowych po uzyskaniu zgody prezydenta , Sejmu i Senatu.
Drugi wariant zakłada uzyskanie zgody przez specjalną ustawę. Można wtedy pominąć zdanie prezydenta, jeśli ma się większość do odrzucenia jego weta w parlamencie. Trzecia wersja rozważana przez PO to wycofanie się z korzystnych rozwiązań tylko za zgodą Sejmu.
"Prace nad ustawą będą się toczyć szybko. Więc myślę, że bardzo szybko będę mógł ten traktat ratyfikować" - ocenił wczoraj Lech Kaczyński. Na jego biurku już wczoraj pojawiła się ustawa ratyfikacyjna przyjęta przez Sejm i Senat. "Mam nadzieję, że prezydent podpisze ją już w środę" - cieszył się marszałek Senatu Bogdan Borosewicz.
Lech Kaczyński ma na podpis 21 dni. Ale tak politycy, jak i niektóre media zapomniały, że ten podpis nie oznacza jeszcze ratyfikacji traktatu. Ustawa daje bowiem tylko upoważnienie prezydentowi do dokonania tego. "Prezydent nie ma określonego konstytucyjnie czasu na ratyfikację" - przypomina szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz. I zaznacza, że wszystko w tej chwili zależy od woli politycznej.