"Pułk jest w rozsypce" - mówi wprost o grupie pilotów, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo lotów VIP-ów jeden z pracowników BOR. "I tak w tym pułku sytuacja pod względem liczby pilotów jest lepsza niż w innych jednostkach sił powietrznych" - bagatelizuje w rozmowie z DZIENNIKIEM minister obrony Bogdan Klich.

Reklama

Awaryjne lądowania, przesiadki, zmiany planów w ostatniej chwili - takich wypadków, które nie przysparzały polskim władzom powagi, pełna jest historia polskiej floty VIP-owskiej.

"Pamiętam, jak lecieliśmy z premierem Oleksym do Izraela. Dlaczego pamiętam? Bo nawaliło podwozie" - wspomina Józef Zych swoje przeloty, gdy był marszałkiem Sejmu. Piloci pocieszali go, że i tak mają szczęście, że do awarii nie doszło w powietrzu.

Ten sam Oleksy z ministrem Władysławem Bartoszewskim nie zapomną pewnej wyprawy na szczyt Unii Europejskiej. Tuż przed planowanym lotem okazało się, że ich Tu-154M się zepsuł. Skazani więc byli na podróż powolniejszym i bardziej niebezpiecznym jakiem.

Reklama

Podchody pod wymianę rządowych samolotów trwają od kilkunastu lat. Po raz pierwszy próbowano w 1993 r. Fiasko. Potem sprawą nieskutecznie zajmował się rząd Włodzimierza Cimoszewicza. Kolejne przymiarki w 1998 i 2002 r. spełzły też na niczym. Ostatni przetarg na samoloty został odwołany w czerwcu ub.r. Były zarzuty, że jego warunki faworyzują brazylijską firmę Embraer, która dostarcza maszyny dla LOT-u.

Co dalej? I tu też pojawia się problem. Minister Klich deklarował, że będzie nowy przetarg. Prace rzeczywiście trwają. Ale wciąż brakuje ostatecznej decyzji politycznej. Koncepcję zakupu nowych samolotów przygotował już MON i w połowie kwietnia przekazał ministrowi Tomaszowi Arabskiemu, odpowiedzialnemu za sprawę w kancelarii premiera. "Ja swoją odpowiedź przygotuję do połowy maja" - mówi DZIENNIKOWI Arabski.

Od pytań o finał sprawy jednak ucieka. "Nie ma jeszcze odpowiedzi na pytanie, ile samolotów kupić i czy kupić nowe czy stare" - mówi szef kancelarii Tuska. On sam jest zwolennikiem zakupy trzech maszyn, MON chce przynajmniej czterech. A co na to premier? Na razie wybiera, jak może, loty rejsowe. "A to oznacza, że kładzie na nas krzyżyk i nie będzie już polskiego <Air Force One>" - wzdycha jeden z pilotów pułku.

Reklama

p

Pułkownik Pietrzak: Odchodzę, bo ta praca stała się ryzykowna

Izabela Leszczyńska: Podobno nie chce pan już dowodzić elitarnym pułkiem pilotów, którzy latają z najważniejszymi osobami w państwie?
Tomasz Pietrzak*: Nie chcę. Wylatałem 5200 godzin po całym świecie. Odchodzę w sierpniu i to po 23 latach służby.

Dlaczego?
Przede wszystkim z powodu braku nowych samolotów w pułku. Od lat nie są rozstrzygane przetargi ani na samoloty, ani nawet na śmigłowce. Sprzęt, który mamy, jest przestarzały. Dla nas to coraz większe ryzyko i coraz większa odpowiedzialność za najważniejsze osoby w państwie. Jednocześnie stawia się nam coraz wyższe wymagania wynikające z konieczności dostosowywania się do przepisów Unii Europejskiej.

Podobno nie jest pan jedynym pilotem z pułku, który odchodzi?
Jest cała fala odejść. W tym roku do cywila odeszło już siedem osób, sześć kolejnych złożyło wypowiedzenia. I będą je składać następne.

*płk. Tomasz Pietrzak, dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego odpowiedzialnego za przeloty VIP-ów

p

Krótka kronika lotów najwyższego ryzyka:

1998 - z powodu ochłodzenia nie wystartował w Wilnie Jak-40 z premierem Jerzym Buzkiem na pokładzie

1999 - przymusowe lądowanie Tu-154 w Arabii Saudyjskiej z marszałek Senatu Alicją Grześkowiak na pokładzie. Przyczyna: w samolocie zawiódł jeden z elementów kontroli lotu

2001 - postój w Norymberdze, bo w Jaku-40 premiera Leszka Millera wyciek paliwa spowodował zapłon silnika

2004 - w chińskim Kunming awarii uległ samolot, którym premier Marek Belka leciał na szczyt Azja - Europa do Wietnamu. Podczas uruchamiania silników przed startem z jednego z nich zaczęły wydobywać się kłęby dymu

maj 2007 - w samolocie Jak-40 pękła jedna z warstw przedniej szyby w kokpicie pilotów. Leciał nim do Berlina minister środowiska Jan Szyszko

maj 2007 - w rządowym samolocie "Bryza", którym wicepremier Andrzej Lepper miał wracać ze Słowacji do Polski, po starcie zepsuł się silnik

czerwiec 2007 - w Norwegii utknął rządowy Tu-154M, którym poleciała na obchody 67. rocznicy bitwy o Narwik delegacja polskich kombatantów, wiceminister obrony i biskup polowy. Tuż przed startem okazało się, że awarii uległ układ odpowiedzialny za uruchamianie klap niezbędnych do bezpiecznego startu i lądowania