Lech Kaczyński wrócił ze szczytu energetycznego w Kijowie. Po drodze jego samolot lądował w Talinie, Rydze i Wilnie, gdzie wysiadali po kolei prezydenci Estonii, Łotwy i Litwy.

Reklama

Kaczyński tłumaczył, że bardzo zależało mu na spotkaniu z prezydentami krajów nadbałtyckich, a ponieważ udało im się zgrać terminy tego spotkania, więc nierozsądne byłoby - jego zdaniem - by lecieli osobno.

"Tak jest łatwiej i lżej. Był to piękny gest ze strony Polski. Ta możliwość udowadnia tylko, że my prezydenci oszczędzamy" - dodał prezydent Łotwy.

W kijowskim szczycie brało udział siedmiu prezydentów: Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii, Azerbejdżanu i Gruzji. Wbrew zapowiedziom nie było przywódców Rumunii i Mołdawii. Na spotkanie przybyli przedstawiciele tych państw, a także reprezentanci Unii Europejskiej, Słowacji, Kazachstanu, Bułgarii i Stanów Zjednoczonych.

Uczestnicy szczytu podpisali wspólną deklarację o zasadach globalnego bezpieczeństwa oraz dwa inne dokumenty będące wynikiem prac szczytu: koncepcję Bałtycko-Czarnomorsko-Kaspijskiego stowarzyszenia energetycznego oraz dokument dotyczący działań dla euroazjatyckiego korytarza transportu ropy naftowej.