O co chodzi? O sytuacje, w których oficerowie BOR byli traktowani wręcz jak służba domowa. Polaków oburzało, że - przykładowo - gdy każdego weekendu minister Zbigniew Wassermann w rządzie Jarosława Kaczyńskiego leciał do rodziny w Krakowie samolotem z Warszawy, z lotniska odbierał go oficer BOR i zawoził do domu. Musiał do Krakowa specjalnie przyjechać z Warszawy, spędzić noc w hotelu, po czym wracać z powrotem do stolicy. A wszystko za pieniądze podatników.
Ale to niejedyny przypadek, gdy oficera BOR traktowano jak lokaja. Jeden z nich sprzątał śmieci z domu generała Jaruzelskiego, inny wiózł minister Annę Fotygę z mężem na wczasy do Krynicy. Jeszcze inny wyprowadzał psa marszałka Ludwika Dorna na poranny spacer.
Jednak koniec z tym. "Funkcjonariusz BOR-u jest od tego, aby zapewnił bezpieczeństwo VIP-owi, a nie od tego, żeby biegał, robił zakupy, wyprowadzał psy, czy wręcz był traktowany jako niańka, lokaj" - mówił w radiu RMF wiceminister Adam Rapacki. "To nie licuje z etosem służby, honorem. Zupełnie inne zadania przed nimi stoją." - dodał.
Jeszcze wczoraj zapowiadano, że projekt zmian ustawy o BOR trafił w ręce posłów z komisji spraw wewnętrznych i administracji. Dzisiaj Rapacki przyznaje, że sformalizowana decyzja już zapadła. I dodaje, że jeśli oficer zostanie poproszony o zrobienie zakupów, nie dość, że ma obowiązek odmówić, to jeszcze zgłosić sprawę przełożonemu. "Jego szef albo nawet minister spraw wewnętrznych podejmie odpowiednie rozmowy z osobą chronioną, aby załagodzić to w sposób pokojowy i dać wyraźny sygnał, że nie takie jest zadanie funkcjonariuszy BOR-u" - tłumaczy nowe procedury Rapacki.