Stawka jest jeszcze większa niż przed paroma miesiącami, gdy Wrocław musiał pogodzić się z przekazaniem Expo koreańskiemu Yeosu. Bruksela chce bowiem, aby Europejski Instytut Technologiczny stał się czymś na kształt europejskiego Massachusetts Institute of Technology: prestiżowym centrum badawczym i uniwersyteckim, w którym dzięki współdziałaniu naukowców, przedsiębiorców i władz państwowych będą edukowani najlepsi specjaliści kontynentu i opracowywane najbardziej przełomowe wynalazki. Tylko w nadchodzących 4 latach instytut ma pozyskać blisko 3 mld euro funduszy na rozwój nauki. Jak oblicza agencja konsultingowa Deloitte, na zdobyciu siedziby instytutu w nadchodzących 15 latach Wrocław mógłby zarobić blisko 8 mld zł.

Reklama

Duch w polskim obozie jest więc bojowy. Szanse polskiej kandydatury gwałtownie wzrosły po tym, jak kilka dni temu stojący na czele Unii Słoweńcy zapowiedzieli, że nowa instytucja musi znaleźć się w którymś z nowych państw członkowskich, bo te stare już dawno goszczą wiele europejskich urzędów. "W tej sytuacji wspólna kandydatura Wiednia i Bratysławy wydaje się dosyć sztuczna. Jedynym prawdziwym rywalem dla Wrocławia staje się Budapeszt" - przyznaje DZIENNIKOWI szef placówki PAN w Brukseli Jan Krzysztof Frąckowiak. Rzutem na taśmę swojego kandydata próbowali w tym tygodniu lansować Hiszpanie, proponując mało znane miasto Sant Cugat del Valle. Ale na korytarzach Brukseli wszyscy mówią jedno: tej kandydatury nie warto brać poważnie.

W MSZ pod kierunkiem doświadczonego dyplomaty Marka Jeziorskiego powstała specjalna komórka zajmująca się "wymianą poparć". Działa wedle logiki: my was wesprzemy w czymś, co dla was istotne, wy w zamian zagłosujecie za Wrocławiem.

Są już pierwsze sukcesy. Swoje poparcie obiecała nam Litwa, bo niedawno Polska głosowała za Wilnem, gdy szukano miejsca dla Europejskiego Centrum Równości Kobiet i Mężczyzn. Na podobnej zasadzie zdobyliśmy też wsparcie Irlandii, Szwecji i Danii - przyznają źródła dyplomatyczne. Gorzej z Włochami: tu ubiegli nas Węgrzy, którzy głosowali niedawno za organizacją w Mediolanie Expo 2015. Budapeszt wspiera też Finlandia.

Reklama

Teraz jednak rozgrywka wchodzi na ostatnią prostą. Decyzję, gdzie znajdzie się stolica europejskiej nauki, podejmą pod koniec maja przedstawiciele wszystkich krajów UE. Ale decydujący głos będzie należał do największych państw Wspólnoty. Niemcy są rozdarci. Ze względów historycznych mają sentyment do Wrocławia, ale pamięć o roli Węgier w otwarciu granic dla obywateli byłego NRD pod koniec 1989 r. pozostaje w Berlinie żywa. Budapeszt ma też jeszcze jeden atut. W przeciwieństwie do Polski, która otrzymała parę lat temu siedzibę Unijnej Agencji Ochrony Granic Frontex (dla Warszawy), na Węgrzech do dziś nie działa żaden europejski urząd. Z określeniem swojego stanowiska czekają też Francuzi, choć mają duży dług do spłacenia, bo Polska poparła misję wojskową z Czadzie.

Do ostatecznej rozgrywki pozostał jeszcze miesiąc. W akcję na rzecz Wrocławia zaangażował się osobiście premier Tusk. "Katon powtarzał przy każdej okazji, że Kartagina musi zginąć. A premier od wielu tygodni każdemu europejskiemu przywódcy powtarza: to Wrocław musi stać się centrum europejskiej nauki" - mówi nam jeden z jego współpracowników.