"Jeśli nie zostaną zachowane zasady fair play i nowe kraje członkowskie nie wstrzymają się od głosu, moje serce będzie krwawić" - tak podczas wczorajszej prezentacji mówił do przedstawicieli 140 krajów prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Przypomniał, że kilkanaście miesięcy temu Polska i jej dwaj konkurenci podpisali w obecności władz Międzynarodowego Biura Wystaw (BIE) dżentelmeńską umowę, że nie będą w ostatniej chwili szukać dla siebie poparcia wśród nowych państw w organizacji. Zdaniem prezydenta Wrocławia umowa podczas głosowania została jednak złamana.

Reklama

Polscy dyplomaci nie byli zaskoczeni porażką. "Niepokojące sygnały o tym, że przegramy, bo nasi konkurenci porozumieli się z nowymi członkami BIE, dochodziły do nas od tygodnia" - mówi DZIENNIKOWI jeden z polskich dyplomatów, który był w Paryżu. I zapowiada: "Ale nie będziemy siedzieć cicho. Powiemy głośno, jaka jest procedura przystępowania nowych krajów do organizacji".

Brzmiało to jak łzawe samopocieszanie. Na nic zdała się mobilizacja i przyjazd do Paryża w ostatniej chwili, bo dopiero o godz. 17, marszałka Senatu Bogdana Borusewicza. Samo głosowanie też było kontrowersyjne. Podczas pierwszej tury licznik zatrzymał się najpierw na liczbie 128. Dopiero po kilkunastu sekundach zaczęły przybywać kolejne głosy. Jeden z naszych rozmówców przypuszcza, że w trakcie tych kilkunastu sekund kilka państw chciało wstrzymać się od głosu. Nie było jednak takiej możliwości, dlatego pod presją wcześniejszych ustaleń z Koreą Południową i Marokiem na nie oddały swoje głosy.

Zwycięzcą organizowania wystawy EXPO 2012 r. jest koreańskie Josu. Otrzymało 77 głosów. 14 głosów mniej otrzymał marokański Tanger.

Tuż po głosowaniu Dutkiewicz powiedział, że czuje się skarcony za to, że podczas prezentacji apelował o zachowanie zasad fair play.

Polska prezentacja trwała 50 minut. Była spokojna i wyważona. Prowadziła ją Monika Richardson. Ale rozpoczął Bogdan Borusewicz. Wystąpił też Roman Polański. Reżyser przypomniał, że we Wrocławiu nakręcił swój pierwszy film „Nóż w wodzie”. "Wrocław jest miastem, w którym jest niezwykle sprzyjający klimat dla sztuki, dla artystów" - zachęcał. Zaapelował, by oddać głos właśnie na stolicę Dolnego Śląska. Zostało też wyemitowane przemówienie premiera Donalda Tuska. A Wrocław zapowiedział starania o organizację kolejnego EXPO. Za cztery lata.

Żaden z pierwszoligowych polskich polityków nie chciał pojechać do Paryża, by wspierać walkę Wrocławia o organizację EXPO. Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz zdecydował się na wyprawę dopiero po krytyce mediów. A szef resortu kultury Bogdan Zdrojewski raczej jako wrocławianin niż minister. Ale czy można się dziwić, skoro na tę porażkę pracowano od tak dawna? Proces przygotowań to pasmo błędów, zaniechań i kompromitacji. Wskazujemy X grzechów głównych polskiej (nie) walki o EXPO.

Reklama

1) Polskie władze nie wsparły Wrocławia. Podczas gdy organizacja Expo w Yosu była dla Korei sprawą ogólnonarodową, a w walce o głosy po świecie jeździli szef rządu i głowa państwa, polski MSZ wysłał „emisariuszy” do około 90 państw w randze najczęściej jedynie ambasadora z listem od Lecha Kaczyńskiego. Listy do władz kilkudziesięciu państw czekały na podpis szefowej MSZ Anny Fotygi przez blisko pół roku - i nie doczekały się.

2) Wydaliśmy dużo za mało jak na skalę wyzwania. MSZ otrzymał na promocję Wrocławia zaledwie 2,2 miliona złotych, wielokrotnie mniej, niż dysponował na ten sam cel choćby koreański Yosu. Jedną z nielicznych spektakularnych akcji było nadanie krótkiej reklamówki w CNN. A przecież Expo to doskonały interes: potencjalny zysk to miliard złotych z podatków, 40 tysięcy miejsc pracy, 10 milionów turystów.

3) Nie wykorzystaliśmy już istniejących wpływów Polski w niektórych państwach. Maroko i Korea Południowa skłoniły w ostatnich miesiącach do przystąpienia do organizacji zajmującej się Expo ponad 40 krajów i głosowania za ich kandydaturą. Polsce nie udało się do tego nakłonić żadnego państwa. A mogliśmy przekonać m.in. Irlandię, gdzie około 200 tysięcy Polaków wkrótce będzie miało prawo głosu, czy bliskie nam kraje bałtyckie. Tylko osobista interwencja Władysława Bartoszewskiego skłoniła Niemcy do poparcia Wrocławia!

4) Polski biznes nie wziął udziału w promocji stolicy Dolnego Śląska. Korea Południowa potrafiła obietnicami poważnych inwestycji gospodarczych największych koncernów jak Kia czy Samsung skłonić do poparcia swojej kandydatury wiele państw. W Polsce takiej próby nie podjęto, choć np. Orlen ma poważne plany inwestycyjne m.in. na Litwie, a KGHM w Kongu czy Laosie.

5) Nie wykorzystaliśmy naszych specjalnych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Waszyngton co prawda nie należy do organizacji zajmującej się Expo, ale ma skuteczne przełożenie na wiele państw świata. MSZ uznało, że próba szukania poparcia USA dla organizacji Expo odciąga uwagę Amerykanów od najważniejszych dla Polski spraw i jest sprzeczne z „racją stanu”.

6) Rząd właściwie od razu zrezygnował z szukania poparcia dla Wrocławia wśród krajów arabskich, uznając, że będą one i tak głosowały za Marokiem. Nie spróbowano wykorzystać udziału Polski od blisko 5 lat w interwencji w Iraku, co pośrednio przyczynia się do ochrony m.in. Arabii Saudyjskiej i państw arabskich w Zatoce Perskiej. Maroko zdołało tymczasem przekonać do swojej kandydatury niektóre kraje europejskie.

7) Zbyt długo w zbyt wielu krajach nie mieliśmy ambasadorów. To utrudniło lobbowanie na rzecz Wrocławia. W przeddzień wrześniowej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ – gdzie miano lobbować w tej sprawie – stanowiska utracili m.in. wiceminister Rafał Wiśniewski i inni wysocy urzędnicy MSZ zajmujący się Expo.

8) Niedawna opozycja nie próbowała przełamać bierności władz. Donald Tusk nie zaangażował się w poparcie Wrocławia, uznając, że to zadanie rządu. Z kolei MSZ i premier niechętnie popierali stolicę Dolnego Śląska, której władze wywodziły się z Platformy Obywatelskiej. Prezydent gotów był bardziej zaangażować się w akcję promocyjną. Jednak tylko raz – prośba o list do jego odpowiedników i szefów rządów – zwrócono się do niego o udział w operacji Expo.

9) Nie graliśmy do końca. Nowy premier Donald Tusk nie tylko nie pojechał do Paryża, ale nie zwrócił się też z mocnym apelem do tych szefów państw, którzy wcześniej obiecali poparcie polskiej kandydatury. A należało potwierdzić ciągłość zobowiązania.