Wizja Dutkiewicza w roli czarnego konia wyborów prezydenckich 2010 roku może spędzać sen z powiek Donalda Tuska i braci Kaczyńskich. Wszak prezydentowi Wrocławia nie brakuje atutów: mówi płynnie w dwóch obcych językach, dał się poznać jako świetny menedżer, odnosi sukcesy, a na dodatek jest dowcipny i przystojny. Wysoki prawie na 2 metry, opalony i dobrze ubrany. Politycy coraz częściej nie pytają już czy, ale kiedy Dutkiewicz przystąpi do walki o prezydenturę.
"Siedzę w Izraelu, włączam telewizor, a tam leci reklama Wrocławia" - tak eurodeputowany Ryszard Czarnecki zaczyna opowiadać o Dutkiewiczu. Reklamy, według Czarneckiego, nie byłoby, gdyby nie marketingowy zmysł prezydenta. Zmysł i talent, którego nie odmawia mu żadna, nawet nieżyczliwa mu osoba.
Ten talent sprawił, że jego wizerunek sprawnego menedżera nie ucierpiał nawet po utracie przez Wrocław szansy na zorganizowanie wystawy Expo 2012. Miasto odpadło już w pierwszej turze, i to drugi raz. Ale Dutkiewicza nikt nie wini. Przeciwnie, wszyscy twierdzą, że zrobił, co mógł. Tymczasem zorganizowanie tej wystawy mogło go wywindować na szczyty sławy. Bo teraz, choć znany i bardzo lubiany we własnym mieście, jest stosunkowo słabo rozpoznawany poza nim. A bez rozpoznawalności prezydent Wrocławia na szybką karierę polityczną w skali ogólnokrajowej ma małe szanse.
To, że ma takie ambicje, przyznają prawie wszyscy jego znajomi. On sam zaprzecza.
"Nie mam żadnych planów związanych z prezydenturą lub własną partią. Cieszę się, że Tusk jest premierem, entuzjastycznie życzę mu i jego gabinetowi jak najlepiej" - zapewnia w rozmowie z DZIENNIKIEM. Ale jego znajomi od razu tłumaczą jego słowa: "Nie mógł powiedzieć inaczej. Jest bardzo ostrożny i ta ostrożność wynika nie z braku odwagi, ale z tego, że boi się kontrakcji ze strony konkurentów. I tego, że łatwo pokrzyżować zbyt wcześnie ujawnione plany" - przekonuje jeden z jego sojuszników.
Na realizację ambitnych planów Dutkiewicz ma duże szanse i jest już spore grono osób, które marzą, by został on prezydentem albo choć premierem. Dla reżyser Agnieszki Holland, twórczyni serialu "Ekipa”, to prezydent Wrocławia jest pierwowzorem głównego bohatera filmu - idealnego polityka, szlachetnego premiera Turskiego. "Kompetentny menedżer, sympatyczny, wykształcony, inteligentny i dowcipny. (...) przecież on jest w pewnym sensie Turskim" - mówiła Holland w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego”.
Nie ona jedna spośród artystów jest zauroczona Dutkiewiczem. Gdyby zdecydował się na start w wyścigu o fotel głowy państwa, z łatwością zebrałby komitet honorowy. Jako prezydent ściągnął do Wrocławia wielu ludzi sztuki, oferując im mieszkania. Z okazji starań o Expo piosenkę "Nadzieja o Wrocławiu” napisał dla niego Lech Janerka, a odśpiewał chór wrocławskich osobistości, w tym małżeństwo Gucwińskich. Dutkiewiczowi, doktorowi nauk filozoficznych i kiedyś wykładowcy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, nie brakuje też przyjaciół w świecie nauki. A także wśród duchownych. Cieszy się opinią osoby pobożnej, a kimś w rodzaju jego przewodnika duchowego jest dominikanin o. Maciej Zięba.
Kampanię wyborczą zorganizują jednak politycy. Lista jego politycznych przyjaciół mówi sama za siebie: Bogdan Zdrojewski, Kazimierz Marcinkiewicz, Jarosław Gowin, Jan Rokita, Kazimierz Ujazdowski. Ludzie o podobnych centrowo-konserwatywnych poglądach, a co ważniejsze, szukający dla siebie nowego miejsca w polityce lub przynajmniej marginalizowani we własnych partiach. Każdy z nich mówi o wielkich talentach prezydenta Wrocławia. Jedyne, co różni ich ocenę, to kwestia tego, czy Dutkiewicz ma szansę wygrać prezydenturę już w 2010 roku, czy dopiero w 2015. Bo w to, że kiedyś prezydent z Wrocławia zajmie pałac przy Krakowskim Przedmieściu, mało kto wątpi.
"Doskonale wykształcony, wspaniały organizator sprawnie zarządzający wielkim miastem, budzi zaufanie, dusza towarzystwa, uczciwy, wizjoner" - takie rzeczy o Dutkiewiczu mówią nawet politycy niekibicujący jego ambicjom. "Świetny menedżer i technokrata doceniający tradycyjne wartości i potrafiący wprząc tradycję w rydwan zmian modernizacyjnych" - opisuje go poseł PO Jarosław Gowin. "Ma umiejętność przyciągania do swoich projektów. Jest najlepszą syntezą <Solidarności> i nowoczesności" - mówi były minister kultury z PiS Kazimierz Ujazdowski. "PR-owski geniusz, ściągnął kupę inwestorów, no po prostu dobry prezydent" - dodaje Czarnecki, który konkurował kiedyś z Dutkiewiczem o stanowisko prezydenta Wrocławia. Przegrał w pierwszej turze, po czym od razu poparł go w drugiej, czym potwierdził starą regułę, by przyłączać się do tych, których nie można pokonać.
We Wrocławiu nie ma mocnego na Dutkiewicza. Drugą kadencję rok temu objął brawurowo w pierwszej turze - zagłosowało na niego 85 proc. wrocławian. Nawet kampanii nie musiał robić. Platforma i PiS same go prosiły, by mogły go poprzeć.
Oszałamiający wynik zmroził szefostwa PO i PiS. Dotarło do nich, że Dutkiewicz "się urwał”. Co więcej - w Polsce było kilka innych takich przypadków. W Gdyni jej prezydent Wojciech Szczurek oraz w Katowicach Piotr Uszok. Obaj o dość podobnych poglądach i takim samym dystansie do dziś istniejących partii politycznych. Każdy z nich miał swoje wojny i z PiS, i z PO. Każdego też wymieniano, gdy mowa była o tzw. partii prezydentów, centroprawicowym ugrupowaniu, które miało przełamać nieznośny dla wielu wyborców wybór między "wariatami” a "złodziejami”, czyli między oskarżanym o szaleńczą politykę PiS a podejrzewaną o skłonność do afer Platformą. Pomysł na „partię prezydentów” zbiegł się w czasie z pomysłem utworzenia „trzeciej siły” złożonej z wygnańców z PiS i uchodźców z PO. Obie idee są zbieżne i ich wyznawcy na tej bliskości poglądów i interesów budują dziś wielkie nadzieje.
Cofnijmy się raz jeszcze do kampanii samorządowej 2006 roku. Prezydent Wrocławia sprawił wówczas dwa psikusy. Pojechał do Szczecina i wsparł kandydata LiD Jacka Piechotę. Tłumaczył to tym, że Piechota jako minister gospodarki w rządzie Marka Belki pomagał mu ściągać inwestorów do Wrocławia. "A koledzy z PO palcem nawet nie ruszyli" - takie ponoć słowa padły z ust Dutkiewicza. W Krakowie zaś opowiedział się za kandydatem PiS Ryszardem Terleckim. Poparcie Dutkiewicza niewiele jednak dało, Terlecki i Piechota przegrali. Ale te dwa ruchy zaważyły na jego dalszych stosunkach z kierownictwami PO i PiS.
Potęga i niezależność zepsuły kontakty Dutkiewicza z partyjnymi establishmentami. Większy zawód przeżyła Platforma, bo prezydent Wrocławia był z nią mocniej związany. Ale okazało się, że nie uwzględnia on żadnych sugestii Grzegorza Schetyny, np. w sprawach personalnych. No i zaczęły kochać go partyjne doły. Wiosną tego roku przez PO przeszła plotka, że Dutkiewicz byłby skuteczniejszym szefem partii niż obecny premier. Współpracownicy Tuska przyznawali w kuluarowych rozmowach, że tłumili wówczas zarzewie buntu.
Samego Dutkiewicza próbowano też zakotwiczyć w Platformie. Dostał kilka propozycji wstąpienia do PO. Niektóre były wręcz naciskiem. On sam przyznaje, że miał tylko jedną propozycję - rok temu, za to od prawej ręki Tuska, czyli Schetyny. Jednak według informacji DZIENNIKA uzyskanych z kilka źródeł niedawno pojawiła się jeszcze jedna. Z tych nie do odrzucenia. Tuż po wyborach Dutkiewicz miał poprosić Schetynę, by Tusk jako nowy premier nagrał dla niego wypowiedź wspierającą starania o Expo. Pierwsza odpowiedź miała brzmieć: wstąpisz do Platformy, będzie nagranie. Co wydarzyło się potem, nie wiadomo, bo choć w końcu premier wystąpienie nagrał, to Dutkiewicz ciągle nie należy do żadnej partii.
Teraz po zwycięstwie Platformy mało kto kwestionuje pozycję Tuska. Ale Dutkiewicza nadal bacznie się obserwuje. Tak samo w kierownictwie PiS, choć tu akurat żywe jest przekonanie, że kandydat z Wrocławia bardziej może zaszkodzić prezydenckim szansom Tuska niż ubiegającemu się o reelekcję Lechowi Kaczyńskiemu.
Stronnicy Tuska i Kaczyńskiego pocieszają się też tym, że Dutkiewicz nie ma struktury, która zrobiłaby mu kampanię wyborczą. "Mógł wejść do wielkiej polityki, ale tylko dzięki Platformie. Cóż, jego wielkim błędem było to, że sześć lat siedział okrakiem na barykadzie między nami a PiS" - mówi członek ścisłego kierownictwa PO. A inny współpracownik Tuska dodaje: "Znam plotki o jego prezydenckich ambicjach. To nierealny scenariusz, bo starania o prezydenturę to ogromny wysiłek wymagający pieniędzy i struktur, ludzi, którzy będą robić kampanię".
Na razie to prawda, ale politycy stawiający na Dutkiewicza zamierzają to zmienić. Czy im się uda, okaże się w 2009 roku. Wtedy odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, które mają być swoistym poligonem dla ludzi niemieszczących się w PiS i PO.
Kalkulacja nie jest skomplikowana. Wszystko wskazuje na to, że Platforma i PiS wykrwawią się we wzajemnych awanturach. Podobnie może być z autorytetem Tuska i prezydenta Kaczyńskiego. Tu też nastąpi spadek notowań. Na to liczą ludzie nieodnajdujący się w obecnym układzie politycznym i tego od dłuższego czasu boją się bliscy współpracownicy dzisiejszych liderów.
Kontakty między Dutkiewiczem a Marcinkiewiczem, a wcześniej także Rokitą, nie są tajemnicą. Marcinkiewicz był niedawno we Wrocławiu i ta wizyta wzbudziła wiele domysłów. Wiadomo, że między tymi politykami istnieje "chemia”. Mają podobne życiorysy, poglądy i zbliżoną ocenę polityki, jak twierdzi jeden z ich znajomych. Nie wejdą sobie w drogę. Marcinkiewicz pogodził się z tym, że kolega z Wrocławia ma więcej charyzmy niż on. Poza tym, jak mówią wtajemniczeni, jego ambicje zaspokoiłby powrót na fotel szefa rządu. Prezydenturę postanowił zostawić kandydatowi z Wrocławia.
Rafał Dutkiewicz liczy dokładnie tyle samo lat, ile jego dwaj sojusznicy: Rokita i Marcinkiewicz - w lipcu skończył 48 lat. Pochodzi z okolic Kalisza. Działał w harcerstwie, członkiem jego drużyny był Paweł Biedziak, były rzecznik policji, obecny wicenaczelny "Super Expressu”. Do Wrocławia trafił po maturze, gdzie studiował matematykę. Potem była „Solidarność” i aktywna działalność w Regionalnym Komitecie Strajkowym. Poznał Władysława Frasyniuka, Bogdana Zdrojewskiego, Adama Lipińskiego, Grzegorza Schetynę. Niektóre z tych przyjaźni trwają do dziś, inne zamieniły się we wrogość.
W stanie wojennym chciano go internować, ale udało mu się uciec, bo pierwszy dostrzegł milicjantów, którzy szli go aresztować. Zniknął z Wrocławia, wylądował w Lublinie, gdzie zrobił doktorat z filozofii na KUL. Tam jego studentem był obecny poseł PO Janusz Palikot. Do Wrocławia wrócił w 1989 roku. Mógł zostać pierwszym niekomunistycznym wojewodą, odmówił. Krótko potem wyjechał na roczne stypendium do Niemiec.
Według niektórych opinii wyjazd na długo sparaliżował karierę Dutkiewicza. Wrócił na wybory parlamentarne 1991 roku. Startował z listy Unii Demokratycznej. Wrocław trochę o nim zapomniał i zabrakło mu ośmiu głosów. Dwa lata później nie powiódł mu się start do Senatu z listy Kongresu Liberalno-Demokratycznego.
Poszedł do biznesu, gdzie dobrze sobie radził. Zmiana nastąpiła, gdy jego przyjaciel Bogdan Zdrojewski zamienił fotel prezydenta Wrocławia na miejsce w Senacie. "Zaproponowaliśmy prezydenturę Rafałowi, bo łączył środowiska PiS i PO i nie angażował się po żadnej ze stron" - tłumaczy wiceszef PiS Adam Lipiński, także wieloletni przyjaciel Dutkiewicza, choć bardziej w sensie prywatnym niż politycznym.
Dutkiewicz jako prezydent Wrocławia rozbłysnął. Ściągnął zagranicznych inwestorów, rozreklamował miasto na świecie. Przy okazji wypromował siebie. Z wielu relacji wiadomo, że potrafi być duszą najbardziej oficjalnych rautów. I teraz to miasto staje się za ciasne dla ambitnego polityka. Napisana dla Dutkiewicza piosenka Janerki zaczyna się słowami: "Tak wielkie halo, poza skalą, Wrocław się uśmiecha, Wrocław trochę drwi, Wrocław nie opada z sił”.
Może to klucz do najbliższej przyszłości Dutkiewicza. Zamieńmy nazwę miasta na jego nazwisko. Dutkiewicz uśmiecha się, bo nie poniósł jeszcze żadnej porażki. Trochę drwi, zwłaszcza z tych, którzy boją się jego wejścia do polityki. I nie opada z sił, bo na razie ma ich nie mniej, a może i więcej niż nieco zgrani główni herosi dotychczasowych rozgrywek polskiej sceny politycznej.