Anna Wojciechowska: Kiedy pan ostatnio grał w piłkę z Donaldem Tuskiem?
Grzegorz Schetyna*: W czwartek
Zmienił jakoś styl gry jako premier?
Tak, gra bardziej zespołowo, drużyną. Ale pozycji nie zmienił, nadal jest skrajnym napastnikiem.
Może czas też na zmiany na boisku rządowym? Pan nie ma zastrzeżeń do gry i składu zespołu rządowego?
Zawsze może być lepiej. Dużo jest ludzi nowych, nieznających się wcześniej, potrzeba czasu, żeby zbudować z nich zespół. Mam wrażenie, że niektórzy uczą się dopiero swojej roli, nie spodziewali się, że tak dużo będzie zależeć od nich bezpośrednio. Ale też każdy rząd musi się składać z osobowości. Każdy jest kowalem swojego losu, swojego ministerstwa. Ministrowie powinni samodzielnie prowadzić projekty, realizować swoją wizję. Oczywiście w zgodzie z filozofią całego koalicyjnego rządu i premiera.
Czyli zgodna z wizją rządu jest lista lektur, na której ogranicza się Gombrowicza, jak chciał Roman Giertych?
Nie. Pewnie, że nie! To była wpadka. Wpadki też zdarzają się w ministerialnym życiu.
Jaka wpadka? To była oficjalna lista sygnowana przez ministerstwo edukacji.
Trzeba pamiętać, że to lista przedłożona dopiero do dyskusji i konsultacji. Gdyby w takiej formie miała zostać, to byłby jakiś absurd. Gdybym nie znał całego kontekstu, pomyślałbym, że tę listę przygotował ktoś, kto został wciąż w MEN po ministrze Giertychu. Ale chodzi o to, by takie wpadki umieć nazwać i eliminować.
Nie mówimy o jednej wpadce. Jest wrażenie chaosu. Pojawiają się różne niedopracowane pomysły, potem słyszymy dementi, potem znów, że są prace.
To nieprawda, nie ma chaosu. Mówi pani o jednym resorcie. Rzeczywiście z ministerstwa edukacji wychodzi dużo, często bardzo ciekawych pomysłów, ale nie ma spójnej wizji. Sam jestem zwolennikiem, by spokojnie wypracować pakiet zmian i dopiero wtedy poddawać je debacie publicznej. A to wszystko kwestia taktyki, a nie strategii rządu.
Z taktyką też chyba coś szwankuje. Znaleźliście się w sporze ze środowiskiem akademickim.
Nie odbieram tego w ten sposób. Środowisko akademickie stawia znaki zapytania. I dobrze. Jesteśmy po to, żeby się przekonywać. Naturalne jest też to, że środowisko uczonych jest podzielone, nie we wszystkim się zgadza. Tak po prostu musi być.
I musi być tak, że tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi rządowi? Nikt nie jest w stanie zdefiniować dwoma, trzema priorytetowymi reformami gabinetu Tuska.
A muszą być? Rząd może po prostu dobrze rządzić przez cztery lata.
Czyli chcecie tylko zarządzać?
Nie. Ale tak dziennikarze, jak i nasi oponenci polityczni wywierają na nas presję, żebyśmy wyszli i powiedzieli ludziom: słuchajcie, będą bardzo ciężkie reformy, musimy to razem przeżyć. A nie trzeba i nie należy prowadzić takiej straszącej ludzi i krzykliwej polityki. Przez 18 lat wszyscy nieustannie wprowadzali tzw. ciężkie reformy i teraz musimy czyścić i upraszczać prawo. Nam chodzi o to, żeby być skutecznym. Mamy cztery lata, żeby zmienić Polskę i stworzyć fundament pod dalsze zmiany. Ale potrzebny jest inny styl.
Pan wciąż mówi o stylu. Ale miesiąc miodowy już minął. Pytanie dziś, czy coś konkretnego w końcu pójdzie za tym stylem?
Trwają prace nad projektami ustaw, zmianami. Mój resort kończy pracę na pakietem reformującym administrację państwa: decentralizację i przekazanie zadań i środków bliżej ludzi, do samorządów. Nie pracujemy po to, że pojawiać się na tzw. czerwonym pasku w kanałach informacyjnych. Nie będzie tak widowiskowo jak za poprzednich ekip. Po prostu tacy jesteśmy, spokojniejsi i pracujemy merytorycznie.
Inni powiedzą: asekuranccy, bez ambicji i odwagi. Polska jest w politycznym dryfie. Rząd PO prowadzi mało ambitną politykę tak jak PiS – tak mówi nikt inny jak członek PO, a konkretnie Jan Rokita.
On patrzy na rząd Tuska przez pryzmat swoich przygotowań do bycia premierem w 2005 r.
A wy ambicje z 2005 r. już porzuciliście?
Nie o to chodzi. Tusk jest inny niż Rokita. Rokita zawsze uważał, że trzeba podejmować tylko spektakularne wyzwania, reformować, szarpać cugle. A w tym rządzie nikt cugli szarpać nie będzie.
Będziecie tylko dryfować?
Nie, ten rząd będzie skutecznie rządził. Dryf jest rozumiany jako antyteza przyspieszenia. A ja nie wierzę w żadne teorie przyspieszenia, ciągnięcie cugli. Wierzę w dobrą pracę, w zespół. Nie jesteśmy rządem dryfu. Musimy mieć tylko więcej czasu, żeby to udowodnić.
Leszek Balcerowicz jest już zniecierpliwiony, mówi że na horyzoncie nie widać reform.
Dziwię się, bo przecież on doskonale wie, że nie można jednym ruchem wprowadzić reformy finansów. Każdy ma prawo oceniać ten rząd. Proszę tylko pamiętać, że poparli nas w wyborach wszyscy, którzy byli przeciwko PiS. I prawie każdy miał inne wyobrażenie o tym rządzie. Miał nadzieję, że ów rząd będzie realizował jego pomysł na rzeczywistość. I w tym sensie równie wiele osób mogłoby potencjalnie czuć się rozczarowanymi, bo my realizujemy cele PO.
Też raczej nie. Platforma mówiła kategorycznie: podatek Belki do likwidacji, a minister Rostowski mówi „nie”.
Minister uznał, że natychmiastowa likwidacja jest niemożliwa.
Wy takich zastrzeżeń nie czyniliście, kiedy obiecywaliście to wyborcom.
I pracujemy nad tym. Chcieliśmy podzielić likwidację na dwa etapy. To się okazało niekonstytucyjne, więc pracujemy nad nowym projektem. Jestem przekonany, że kiedy za trzy i pół roku staniemy znów przed wyborcami, podatku Belki już nie będzie.
A na razie z czego pan poza zmianą stylu może być dumny ze swojego rządu?
Powiem pani o czymś, na co nikt nie zwrócił uwagi. Kiedy tworzyliśmy rząd, wszyscy mówili, że nie ma szans, byśmy przed wejściem do strefy Schengen oddali drugi terminal na lotnisku Okęcie. Wiceminister Jarmuziewicz przeprowadził się praktycznie na to lotnisko na jakiś czas. Wybrał innego wykonawcę i udało się. Czy ktoś powiedział o tym słowo? Drugi przykład – Polsce groziła kara Komisji Europejskiej za opóźnienie w uruchomieniu ogólnodostępnego telefonu ratunkowego 112. W ciągu pierwszych trzech miesięcy MSWiA nadrobiło te opóźnienia odziedziczone po poprzednim rządzie, a komisarz unijna wycofała skargę przeciwko Polsce. Będziemy robić ważne rzeczy, ludzie będą przyjmowali je jako normalne. Bez fajerwerków, konferencji i orędzi wygłaszanych w dwóch programach telewizji publicznej. Skutecznie załatwiamy problemy, nie zajmujemy się działaniami pozornymi.
Może to zaangażowanie w transport lotniczy tłumaczy opóźnienia w kwestii budowy dróg?
Rzeczywiście drogi to szczególnie zabagniony obszar i wymaga wprowadzenia wręcz stanu wyjątkowego. Mieliśmy z premierem i ministrami kilka dni temu długą rozmowę na ten temat. I to rusza. Będą cykliczne spotkania. Praca na tym odcinku nie jest dla jednej osoby. Wymaga współpracy kilku resortów.
A minister infrastruktury Grabarczyk zrobił wszystko, co mógł do tej pory?
Zrobił dużo, jeśli chodzi o uregulowanie kwestii prawnych. Generalnie można było zrobić więcej. Proszę też jednak pamiętać, że to najtrudniejszy resort, prawdziwe pole minowe. Trzeba siły tytana, żeby to wyciągnąć. Dlatego angażujemy różne ministerstwa i angażujemy się w to osobiście z premierem. Będziemy pomagać Grabarczykowi, bo być może to drogi właśnie są najważniejszym wyzwaniem dla tego rządu.
Przegrany według pana mecz przez ten rząd?
Nie widzę na razie żadnego przegranego.
Stracone bramki, na które pana najbardziej zirytowały?
Kiedy usłyszałem, że Gombrowicza nie będzie, że będzie co najwyżej we fragmentach. Dużo emocji było też w sprawie budowy dróg. Ale po ostatnim spotkaniu jestem spokojniejszy.
A odejście ministra Gomułki, symbolu reformy finansów, to nie jest stracona bramka?
Nie. Ja wcale nie jestem pewien, czy był takim symbolem. Jego argumenty o braku wsparcia premiera są niezrozumiałe. Jego szefem i partnerem był od początku minister Rostowski.
Kudrycka, Grabarczyk, Hall, Klich, Nowicki – to nazwiska do zmiany na boisku rządowym, jak ustalił DZIENNIK. Spudłowaliśmy gdzieś?
(Uśmiech)
Będzie rzeź w sierpniu?
Zmiany na pewno będą. Rząd po sierpniu będzie lepszy, gdyż i my jesteśmy bardziej doświadczeni.
Jak pan sądzi, ilu zawodników jest do wymiany?
W piłce nożnej w czasie meczu wymienia się maksymalnie trzech zawodników. Decyzję w tej sprawie podejmie kapitan drużyny, czyli premier.
*Grzegorz Schetyna, wicepremier, szef MSWiA