Ta ekipa nie potrafi powiedzieć jakie są priorytety

Prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" sugeruje, że polityka obecnego polskiego rządu wobec Rosji i Niemiec jest wciąż zbyt uległa i nieokreślona. Według niego, fatalnym pomysłem jest utrzymywanie stosunków z Moskwą na zasadzie "nie drażnić niedźwiedzia". Ale prezydent wciąż to dostrzega w naszym kraju.

Reklama

"W Polsce to lobby jest bardzo silne. Historia Polski to dwie tradycje. Tradycja walki o suwerenność i tradycja uległości. Od 300 lat. Dzisiaj ten podział biegnie między tymi, którzy uważają, że Polska powinna być pragmatyczna, a tymi, którzy chcą walczyć o to, żeby Polska miała podmiotowe miejsce w Unii i o nasze interesy związane z tym, że jesteśmy na wschodzie Unii Europejskiej" - uważa Lech Kaczyński.

Dalej prezydent stawia konkretne zarzuty rządowi Donalda Tuska. Lech Kaczyński mówi wprost, że gabinet koalicji PO-PSL nie ma pomysłu i wizji polskiej polityki zagranicznej. Jego zdaniem, zupełnie inaczej było, gdy premierem był jego brat.

"Ta ekipa nie potrafi dziś powiedzieć, jakie są priorytety polskiej polityki zagranicznej, jak rozumiane są kwestie bezpieczeństwa Polski w wymiarze militarnym i gospodarczym, w tym energetycznym. Nie potrafi powiedzieć, jak widzi nasz status określony poprzez relacje w Unii, wobec Rosji i USA. Nie potrafi powiedzieć, jak chce budować pozycję Polski w Europie i świecie. Poprzedni rząd miał w tej sprawie jasną koncepcję. Można się było z nią nie zgadzać, ale była. Dziś trudno powiedzieć, o co chodzi" - podkreśla prezydent.

Są złe efekty polityki prowadzonej przez Sikorskiego

Lech Kaczyński stawia też zarzuty personalne. Głowa państwa nie może zauważyć niczego dobrego w działaniach szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego.

Reklama

"Co do Sikorskiego, to widzę niedobre skutki jego polityki w stosunkach z Litwą, Łotwą, Estonią, Azerbejdżanem, Gruzją i Czechami. Pozytywne natomiast dostrzec trudno, choć będę się bardzo cieszył, jeśli o czymś dobrym się dowiem" - mówi Kaczyński.

Prezydent w wyiadzie dla "Rzeczpospolitej" stanowczo odrzuca oskarżenia, że jego przemówienie podczas wizyty w Tbilisi przywódców pięciu krajów, w tym Polski, było zbyt ostre.

"Te słowa nie były za mocne. (...) Gdy mówimy o Rosji, musimy mówić jasno. Wszystkie słowa, jakie wypowiedziałem w Tbilisi, były dokładnie przemyślane. Nie poniosły mnie emocje. Przypisywanie mi kierowania się emocjami w polityce zagranicznej jest nieporozumieniem" - zapewnia Lech Kaczyński.

Muszę mówić, to co uznam za słuszne

Prezydent jest przekonany, że krytyka, jaka spadła na niego po wizycie w stolicy atakowanej przez Rosję Gruzji, spotkała go nie za to co powiedział, ale dlatego, że to właśnie on odważył się mówić prawdę prosto z mostu.

"Nawet gdybym powiedział, że niebo jest niebieskie, spotkałaby mnie krytyka. Są różne standardy dla różnych polityków. (...) Są ludzie, którzy mówią mi: nie mów tego lub tamtego, bo musisz być prezydentem na drugą kadencję. To nie jest mój styl myślenia. Ja jestem prezydentem dzisiaj i muszę mówić to, co uznaję za słuszne. Muszę wypełniać swoje obowiązki" - przekonuje.

Lech Kaczyński jest przekonany, że Polska ma misję polegającą na sprowadzeniu stosunków z Rosją na realny poziom. Zdaje sobie sprawę z tego, że będzie to wywoływać pomruki niezadowolenia ze strony Moskwy.

"Nie oczekuję braw od Rosji. Rosja powinna się przyzwyczajać, że o jej działaniach powoli zaczyna się mówić realnym językiem. To oczywiście będzie pewien proces, ale ktoś musi go rozpocząć. Nikt poza Polakami tego zrobić nie może. (...) Trzeba nazywać rzeczy po imieniu" - wyjaśnia prezydent.