"Dostałem od premiera jasne dyrektywy" - mówi DZIENNIKOWI szef MON Bogdan Klich. "Brzmią one: utrzymać generalnie zasady przetargu zaakceptowane przez poprzedniego ministra obrony narodowej, zmodyfikować je tylko w dwóch punktach, tzn. dopuścić możliwość pozyskania samolotów używanych oraz zmniejszyć liczbę samolotów".

Reklama

Szef MON pytany o termin ogłoszenia przetargu odpowiada enigmatycznie, że na pewno sprawa ruszy do końca roku. "Sądzę jednak, że zdążymy z ogłoszeniem jeszcze przed wakacjami" - mówi jeden z bliskich współpracowników premiera.

Jakie mają być nowe samoloty? "Średniego zasięgu, czyli do 8 tys. km, i zabierające na pokład 19 pasażerów oraz dwóch członków załogi" - mówi Klich.

Przymiarki do wymiany dwóch psujących się radzieckich samolotów Tu-154 i czterech Jak-40, które mają obecnie do dyspozycji najważniejsze osoby w państwie, trwają od kilkunastu lat. Ostatni przetarg na nowe maszyny został odwołany w czerwcu ubiegłego roku. Były zarzuty, że jego warunki faworyzują firmę Embraer.

Przypomnijmy, że od soboty dwie obecnie główne maszyny dla VIP-ów nie nadają się do latania. Z tego powodu lecący na Węgry prezydent Lech Kaczyński musiał wyczarterować w ostatniej chwili samolot, żeby wizyta w ogóle doszła do skutku. Podobnie będzie musiał zrobić premier Donald Tusk, który w piątek leci z oficjalną wizytą na Ukrainę.

Prezydent pytany we wtorek w Budapeszcie przez polskich dziennikarzy, czy nie jest mu wstyd, że na oficjalną wizytę przybył samolotem wyczarterowanym od linii lotniczych, odpowiedział: "Nie, nie jest mi wstyd. Co zrobić? Ale to jest na pewno sytuacja patologiczna".

Lech Kaczyński przypomniał, że to jego "jakiś sześćdziesiąty wyjazd za granicę" i sytuacja, by nie było żadnego samolotu rządowego, jeszcze się nie zdarzyła. "To najlepszy dowód, że czas kupić następne samoloty" - stwierdził prezydent.

Rząd tymczasem już teraz zastanawia, czym Donald Tusk w połowie maja poleci do Peru na V Szczyt Ameryki Łacińskiej, Karaibów i Unii Europejskiej. Do tego czasu wiecznie się psujące tupolewy zostaną pewnie naprawione, ale niewykluczone, że szef rządu zdecyduje się na bezpieczniejsze rozwiązanie i w tę daleką podróż uda się samolotem rejsowym, tak jak zrobił to wcześniej, lecąc do USA.