Posłowie podczas obrad dowiedzieli się, że ich pokoje w hotelu sejmowym sprząta 35 pań. Poinformowano ich także, że ich brudne koszule z urwanymi guzikami mogą trafić do rąk wykwalifikowanego personelu - sejmowej szwaczki i praczki. To jednak parlamentarzystów nie zadowoliło - narzekaniom nie było końca.
Sytuację próbował przez chwilę ratować poseł Jan Rzymełka z PO, który dowodził, że dziś posłowie mają w hotelu istny raj. Przypominał, że w Sejmie X kadencji, czyli tzw. kontraktowym, posłowie spali po dwóch w jednym pokoju. "Gdy przyjeżdżały żony, tośmy po cztery osoby spali. Czyli standard się podwyższył" - przekonywał.
Sam chyba jednak w te zapewnienia nie wierzył, bo w końcu postanowił zatroszczyć się o bezpieczeństwo posłów na sejmowym basenie i w siłowni. Zaproponował, by zamontować tam kamery. Nie przekonało go, że na poselskiej pływalni jest dwóch ratowników. Jak mówił, praktyka pokazuje, że ich rola ogranicza się do wydawania ręcznika. "Bywa tak, że poseł czy senator pływa w tym basenie, a nuż by się zachłysnął..." - zamartwiał się Rzymełka.
Basenem zainteresowana była także jego klubowa koleżanka, Krystyna Skowrońska. Martwiła się tym, że nie może go zarezerwować na określoną godzinę dla siebie i grupy zaprzyjaźnionych posłów
"Nie każdy ma ochotę, załóżmy kąpać się w towarzystwie przypadkowym, bądź to - powiedziałabym - w zagęszczeniu" - tłumaczyła posłanka.
Szef komisji regulaminowej, Jerzy Budnik, również z PO, martwił się natomiast stanem sejmowej kaplicy. Jak ocenił, jest ona bardzo mała i duszna, mimo zamontowanej w niej klimatyzacji, a jej wystrój przypomina "późnego Gierka".
"Trzeba zmienić nazwę tej komisji, proponuję <komisję rozrywkową>" - skomentował przebieg dyskusji Marek Suski z PiS.